Dziś prezentujemy drugą część wspomnień Damian Natońskiego z okazji jego 15-lecia startów w speedrowerze.
Wstęp
W ubiegłym roku minęło 15 lat odkąd Sebastian Paruzel i Damian Natoński zapisali się na speedrower. Z tej okazji zapraszamy Państwa do powrotu do przeszłości, wspomnień, oraz historii jaka napisała się przez te 15 lat. W cyklu „15 LAT MINĘŁO JAK JEDEN BIEG” który będzie składał się z kilku części będziecie mogli przeczytać o tym jak wyglądał speedrower na przestrzeni 15 lat startów Sebastiana i Damiana. Poznacie jakie przygody przeżywali podczas pierwszych wyjazdów oraz dowiecie się innych ciekawych ciekawostek.
Po dwóch latach przerwy dwójka przyjaciół z jednego osiedla którzy wychowali się właśnie tu, na osiedlu Północ Sebastian Paruzel oraz Damian Natoński ponownie pojadą w jednej drużynie. Wspólnie zaczynali rywalizację na częstochowskich osiedlach bawiąc się w małych żużlowców na rowerach udając Sebastiana Ułamka, Grzegorza Walaska, Andreasa Jonssona, czy Ryana Sullivana.
Toczyli pojedynki z innymi dzielnicami miasta pamiętne mecze podwórkowe z Wyczerpani, Zawodziem dawały im dużo frajdy, aż w końcu znany w środowisku speedrowerowym oraz żużlowym Kibic Dziadek Hirek Ultra Fans w 2008 roku postanowił zapisać wnuka do drużyny która wówczas nosiła nazwę Lwy Chłodnia Częstochowa. Za jego śladem w tym samym roku poszedł mały Damianek, który jak sam nam opowiadał prosił wówczas o wyjazd na tor w czasie treningu.
Część 2
„Osiedlowe zawody, rozpadający rower oraz cichy przekręt”
Po kilku naszych wewnętrzynch zawodach przyszedł czas szukać lokalnych rywali z innych osiedli. Mieliśmy jeden kontakt z dzielnicą Wyczerpy, ponieważ kolega który mieszkał na północy Krystian Klajnowski przeprowadził się właśnie tam. O ile dobrze pamiętam jak szykował się mecz z inną dzielnicą w naszych szeregach panowała można powiedzieć pełna mobilizacja. Trzeba jednak przyznać, iż nie zawsze nam się udało zebrać pełnego składu. Termin spotkania został ustalony. Dogadaliśmy się,że pierwszy mecz jedziemy na wyjeździe, a rewanż odjedziemy na drugi dzień na Pużaka. Tak jak wspomniałem mobilka, pełna perfekcja, ostatnie treningi na torze i jazda ! Każdy z nas chodził podjarany tymi zawodami od momentu dogadania meczu. Rowery obklejone sponsorami, ochronka z kartonu wycięta na tylne koło, ostatnie poprawki w sprzęcie i jesteśmy gotowi. Ruszamy w najmocniejszym naszym zestawieniu w składzie naszej ekipy ”MKR Pużaka” startowali. Zwudek, Misiek, Serek (Sebastian), Salsa, Jochym, Michałek i ja. Zwudek oraz Misiek to była nasza najelpsza para która zazwyczaj przywoziła 5:1 dla naszej drużyny. Sebastian praktycznie też im dorównywał, jednak on słynął z dobrych startów niczym jego idol Sebastian Ułamek. Salsa to solidny punktowiec który zawsze dokładał cenne punkty. Jochym to rajdowiec który z meczu na mecz był gościem który robił akcję z niczego. Różnie to wyglądało. Raz wychodziło, a raz kończyło się glebą. Ja natomiast z Michałkiem (bratem salsy) pełniliśmy rolę juniorów. Bieg juniorski z tego co pamiętam wychodziły nam dobrze, a w trakcie meczu urwało się punkty starszym kolegom.
Drużyna z Wyczerp na swoim torze prezentowała się równie dobrze jak my na Północy. Już dokładnie nie pamiętam kto w tej drużynie startował. Wiem, że na pewno był wspomniany wcześniej Krycha Klajnowski, lodówa, oraz ułaś. Reszty niestety nie pamiętam. Może Krystian, gdy to przeczyta doda coś od siebie.
Tor na Wyczerpach, a konkretnie Wyczerpy-Aniołów mieścił się na boisku szkoły podstawowej nr 24 przy ulicy Bronisława Hubermana 7.
Tor był o ile pamięć mnie nie myli stosunkowo długi. Nawierzchnia to można powiedzieć piasek, taki sam jak u nas na Pużaka. Trzeba przyznać, że trochę było za dużo tego piachu na torze, lecz ściganie było przednie. Wyniku nie pamiętam, natomiast każdy wracał do domu albo z zepsutym rowerem, albo z obtarciami na ciele po upadkach. Wiem tyle, że czekaliśmy już z niecierpliwością na mecz rewanżowy. Oczywiście po torze już nie ma śladu. Zamiast starego boiska, ładnych parę lat temu wybudowali tam piękny orlik.
Mecz rewanżowy to szykowanie od wczesnych godzin porannych toru. Był to okres wakacyjny. Piękna pogoda, słoneczko grzeje aż miło, upał niemiłosierny. Wszystko było na tip-top. Mąka która wyznaczała nam pola startowe, Sebastian załatwił nam nawet gumkę do puszczania taśmy. Z tego co pamiętam to każdy przyniósł ze sobą baniak wody do polewania. Nasza drużyna praktycznie w takim samym składzie. Na rezerwie mieliśmy jeszcze Krystianka, młodego dzieciaka który chciał być tak jak my i na swoim małym pomarańczowym rowerku miał założoną zieloną plandekę która była obklejona sponsorami Złomrex oraz baterią R20+. W 2005 roku Grzegorz Walasek miał taką stylizację. Co do samego meczu to na Pużaka wygraliśmy na pewno to spotkanie. Goście z Wyczerp przyjechali jeszcze chyba w osłabieniu, także pokonaliśmy ich i w rewanżu okazaliśmy się lepsi. Oczywiście umawialiśmy się dalej na Gadu-Gadu na kolejne spotkania.
Kolejnym naszym rywalem byli wspomniani w poprzedniej części zawodnicy z ”dwójki”. Czyli z gimnazjum nr 2 w Częstochowie do którego potem uczęszczałem zapisując się do klasy o profilu siatkarskim. To właśnie oni mieli ten znakomity tor na kortach tenisowych. Dwójka miała w swoim składzie dobrych zawodników. Tam mecze zawsze był zacięte i nie raz wracaliśmy do domu z porażką. U nas na torze już z kolei tak łatwo im nie szło. My na swoim torze nie przegraliśmy chyba żadnego spotkania, byliśmy niepokonani. W dwójce nie pamiętam kto tam startował. Wiem tylko tyle że był jeden taki Pepe który już niestety nie żyję. Trzeba dodać jeszcze, że z tamtych rejonów Północy pochodzili Mateusz Bystry, Kamil Balik, Piotr Banasiak, czy Ś.p. Adam Pabin. Oni w przeszłości startowali na speedrowerze, a dwóch z nich wciągnęło właśnie mnie i Sebastiana do tego sportu. O tym opowiem w następnej części.
”Rozpadający rower oraz cichy przekręt”
Trochę wybiegnę do przodu z tą opowieścią, ale pamiętam to jak dziś. Gdy Sebastian zapisał się już na speedrower to od klubu dostał rower klubowy. Pewnego dnia zmotaliśmy się na Pużaka, aby sobie pojeździć. Seba przyjechał już na speedrowerowym rumaku który nazwał Rudy 102. Zastanawiacie się pewnie dlaczego Rudy? Już odpowiadam. Dlatego Rudy ponieważ ten jego klubowy rower był tak ciężki jak czołg. Ważył chyba z 20 kg. Ciężki w ciul. Po części niezniszczalny, cały stalowy. Dlaczego mówię po części? A no zaraz Wam opowiem. Sebastian zadowolony bo ma profesjonalny rower speedrowerowy, a my jeździmy na góralach. Każdy przejechał się na nim. Mówili zajebisty, tylko ta kierownica jakaś wykrzywiona. Tak musi być. Odparł serek rowerek który pseudonim wymyślał wszystkim jochym. Zaczynamy ściganie, a Sebcio wymiata jak na zawodowca przystało. Wymiatał nie dlatego że miał nowy rower, ale dlatego, że startował z tzw. ”nóżki”. Czyli tak jak startują zawodnicy na speedrowerze, stojąc jedną nogą na palcach. Sebastian startuję z lewej nogi, więc lewą stopą naciska pedał, a drugą stopą stoi na palcach. Wszystko to z pozycji stojącej. My natomiast startowaliśmy na siedząco, gdzie lewa noga była oparta o ziemie, a prawa na pedale. On już na tym zielonym górskim rowerze miał bardzo dobre starty, to teraz jak wystrzelił to tyle go było widać. My tam już wkurwieni, że on na tym rowerze i że tak startuje, że to niesprawiedliwe. Próbowaliśmy też tak startować jak on, ale na tych rowerach zaraz się przerzutki rąbały i nic z tego nie wychodziło. Powiedzieliśmy wtedy Sebie żeby nie startował z tej nóżki i na siedząco. Było wyrównanie, ale i tak miał spore atuty od nas i wygrywał potem z łatwością z naszą najlepszą parą czyli zwudkiem i miśkiem.
No dobra, no to lecimy na kolejne zawody. Tym razem były to zawody parowe na Zawodziu. Pojechałem na nie właśnie z Sebą. On na Rudym 102, ja na góralu. Jechaliśmy rowerami kawałek drogi mieliśmy do pokonania. Dojeżdżamy na miejsce szukamy toru, ale tu nic nie ma. Tylko parking i parę aut na nim. Widzimy, że jakaś grupka na rowerach tam stoi. Podjeżdżamy i pytamy się ich, gdzie będziemy jeździć. Odpowiedzieli że tutaj. Na betonie, na parkingu. My tacy zaskoczeni, ale no co jedziemy. Program rozpisany na kartce można jechać. Sebastian wygrywa wszystkie biegi, ja robię swoje i pewnie zmierzamy po wygraną. Było bodajże z 6 par. Sebastian miał ze sobą plecak i program, więc to on tam wszystko wypełniał wyniki biegów. Przed nami ostatni bieg dnia. Seba wystrzeli ze startu prowadzi, gdy nagle wpada w jakąś dziurę i zalicza upadek to chyba ostatnie kółko było na dodatek. Ja patrzę a tu rower się rozleciał. Cały w częściach, widełki tam chyba poszły. Co za tym idzie całe stery z kierownicą. Po prostu się rozsypały te części jak zapałki. Bardzo to śmiesznie wyglądało, no beka była w ciul z tego. Sebastian cały obdarty zapisuję wynik biegu w programie, liczy punkty i wychodzi, że przegraliśmy jednym punktem z jakąś parą. Mówię do niego co Ty gadasz jak to możliwe? Zapytałem. To wszystko przez ten ostatni bieg i rozpadający rower. Sebastian policzył jeszcze raz i tak samo mu wyszło. Mówimy trochę siara tak przegrać jak już jeździmy na speedrowerze. ( Seba zaczął trochę wcześniej niż ja. Ja natomiast byłem na paru treningach na Starzyńskiego razem z nim i też troszkę kręciłem na góralu). Sebastian poprawił długopisem jeden bieg. Tu dodał nam więcej, tam jednej parze odjął i wyszło, że to my wygraliśmy . Tamci do tej pory się nie zorientowali, że zrobiliśmy przekręt. Najzabawniejsze jest to, iż spotkałem ich nie tak dawno, bo w ubiegłym roku. Jechałem z Wrocławia na mecz Włókniarza do Leszna. Tuż przed samym Lesznem z zjazdu z S5 zepsuł mi się samochód. Mówię no nie no już po meczu… Kurde bilet kupiony i wszystko poszło w pizdu. Udało mi się zjechać na pobocze, siedzę w aucie i nagle zatrzymuję się auto SC. Podchodzą do mnie otwieram szybę i mówią czy pomóc. Odpowiadam, że fajnie by było gdyby mnie na hol wzięli. Jeden mnie rozpoznał i zapytał. Damian Natoński ? Szarża Wrocław?(wówczas w DMP starowałem we Wrocławiu) Ty na speedrowerze jeździsz? Opowiadam, że tak zgadza się. Ja Cię znam. Jeździliśmy na Zawodziu kiedyś koło wodociągów. Paruzelowi się rower wtedy rozsypał pamiętam, ale i tak wygraliście. Od razu mi się przypomniała właśnie ta śmieszna historia. Taki wyszedł zbieg okoliczności akurat. Chłopaki oczywiście mnie podholowali na stadion i mogłem obejrzeć żużel, za co z tego miejsca im dziękuję.
Wracając z Zawodzia musieliśmy zapierdzielać na nogach kawał drogi do domu. Seba przez miasto idzie z tym rozwalonym rowerem, cały obdarty ludzie na nas się gapili, musiało to bardzo śmiesznie wyglądać. Poszliśmy od razu do mechanika klubowego lwów Pana Ignacego, który do dziś naprawia rowery młodzieży częstochowskiej. Tam kolejna zabawna sytuacja wchodzimy i mówimy, że rower się rozpadł na treningu. Specjalnie powiedzieliśmy, że na treningu, a nie na osiedlowych zawodach żeby klub się nie dowiedział że Sebastian bierze rower i jeździ na nim w osiedlowych turniejach. Pan Ignacy powiedział, że cyt. „Bardzo dobrze że tak się stało. Tak miało być ” Musieliśmy się powtrzymać od śmiechu, ale jak wyszliśmy od niego to polew był. Tak miało być i ch*j. Po dwóch godzinach spędzonych w warsztacie, Rudy 102 dostał nowe życie, ponownie jak w filmie „Czterej Pancerni i Pies”. Seba dalej mógł na nim szaleć, ale z czasem technologia szła do przodu, rower się coraz częściej psuł i Rudy zakończył swój żywot. Pamiętam, że był on w kolorze granatowym, po jakimś czasie Sebcio wziął zwykłą farbę i pomalował ramę z jednej strony na biało, z drugiej na zielono. Do tego naklejka na środku Malma Włókniarz Częstochowa, oraz naklejka z herbem Częstochowy. Gdzieś w piwnicy powinienem mieć jakąś część od rudego. Muszę zobaczyć.
Zdjęcia z archiwum Damiana Natońskiego