Chciałbym przenieść się w lata 90 i pójść na mecz żużlowy. Wrażenia oraz odbiór całego widowiska w tamtych czasach były zupełnie inne niż obecnie. Aktualny speedway nie ma już nic wspólnego z twardym, „czarnym sportem” dla prawdziwych mężczyzn. Komercjalizacja tego sportu osiągnęła apogeum a dla samych zawodników jest to wyłącznie sposób na zarabianie pieniędzy.

Starsi kibice żużla z pewnością pamiętają mecze rozgrywane w potężnych ulewach deszczu, kiedy nikt nie myślał o odwołaniu spotkania, a termin „meczu zagrożonego” w ogóle nie istniał. Nie było dmuchanych band, deflektorów, żużlowcy jeździli i wywracali się w prawie każdym biegu, ich kombinezony były uwalone w błocie. Obecnym zawodnikom przeszkadza lekko wystający krawężnik lub główka od gwoździa w bandzie. Odmawiają udziału w zawodach. Żużlowcy jadący na ostatnim miejscu często obrażeni zawracają przed metą lub celowo wywracają się aby przerwać niekorzystny dla swojej drużyny bieg.

W kontekście sprzętu i silników oraz rosnącej pogoni za większą ilością koni mechanicznych umiejętności samych zawodników mają coraz mniejsze znaczenia. Jak wspomniał Tomasz Gollob w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego żużel zaczyna przypominać Formułę 1:

Kiedy patrzę na żużel, to tak jakbym oglądał Formułę 1. Tyle tylko, że mnie to nie bawi. Nie ukrywam, że jestem zwolennikiem powrotu do silników dwuzaworowych. Takie rozwiązanie daje nam Jawa. Dwuzaworowy silnik oznacza bezpieczną jazdę i mniejsze koszty. Zawodnik musi więcej myśleć na torze, bo przy takim rozwiązaniu już nie da się jechać na pełny gaz od startu do mety. Silnik, o którym mówię, był sprawdzany podczas testów na torze w Lesznie. Co się działo? Normalnie funkcjonował. Miał pełen zakres obrotu, gaz można było swobodnie przymykać, otwierać i regulować. Była moc, a przy tym duża elastyczność. Dziś wygrywa ten, kto ma najlepsze silniki, a przecież nie o to chodzi. Proporcje muszą być wyważone.

Mecze żużlowe przypominają bardziej show niż zawody sportowe z dawnych lat. Mnóstwo reklam, sponsorzy tytularni, sponsorzy strategiczni, partnerzy, sponsorzy premium, sponsorzy główni, sponsorzy biegów, sponsorzy klubów, sponsorzy zawodników. Obecnie każdy mecz transmitowany jest w telewizji, tłem dla wywiadów telewizyjnych jest ścianka rodem z gali Oskarów. Każdy zawodnik ubrany od stóp do głów w reklamy swoich sponsorów popija napój energetyczny znanej marki. Panienki podprowadzające jak podczas gal bokserskich machają kartonikami lub pomponami wypinając swoje wdzięki prosto do kamery.

Kibice zamiast pasjonować się każdym wyścigiem nagrywają telefonami biegi, robią selfie i wrzucają na media społecznościowe. Doping na stadionach istnieje tylko i wyłącznie dzięki profesjonalnym konferansjerom, którzy z boiska zachęcają publiczność do skandowania nazwisk zawodników oraz nazw klubowych. W momencie gdy drużyna przegrywa doping milknie, kibice sukcesu obrażeni wychodzą przed biegami nominowanymi lub gwizdami żegnają swoją drużynę. Następnie z domu na facebooku wylewają pomyje na swoich ulubieńców. To nie jest fajne.

I nie chodzi mi o to, aby nie poprawiać bezpieczeństwa na torze, nie używać dmuchanych band lub zmuszać zawodników do jazdy przy wystających krawężnikach lub gwoździach w bandzie. Takie sytuacje z pewnością nie powinny mieć miejsca. Po prostu brakuje mi klimatu dawnego żużla, kiedy każdy zawodnik, często nie patrząc na swoje bezpieczeństwo, dawał z siebie 110%. A zapach spalanego metanolu, kiełbasy z grilla oraz smak zimnego piwa o nieobniżonej zawartości alkoholu radowały moje nozdrza oraz podniebienie sprawiając, że każda niedziela (a nie piątek) jednoznacznie kojarzyła mi się z żużlem.

Autorzy zdjęć:
Artur Klose
Afanasyev Sergeyhttp://vk.com/album-29678582_177972654