Znamy już wszystkich uczestników przyszłorocznej rywalizacji o tytuł najlepszego żużlowca świata w cyklu Speedway Grand Prix. Do zawodników, którzy miejsce w rywalizacji w 2024 roku wywalczyli na torze doszło pięciu szczęśliwców, którzy od władz żużlowych i promotorów cyklu otrzymali stałe dzikie karty.

W gronie nominowanych znaleźli się za to Tai Woffinden, Dan Bewley, Andrzej Lebiediew, Kai Huckenbeck i Dominik Kubera. Łącznie w przyszłym roku w SGP zobaczymy przedstawicieli aż dziewięciu różnych nacji, co bez wątpienia miało wpływ na decyzję Warner Bros Discovery Sports i FIM.

Wybór niektórych nazwisk wywołał spore kontrowersje w świecie żużlowym. Oczywiście bardzo niezadowoleni z tego faktu są głównie Polacy.

Ale mamy tłumaczenie przedstawicieli organizatora – czyli Discovery i władz żużlowych.

Laura Manciet, dyrektor żużlowych mistrzostw świata: – W ramach wizji Warner Bros Discovery Sports, zakładającej uczynienie tego sportu bardziej dostrzeganym, powiększenie naszej bazy fanów w większej liczbie krajów jest kluczowe. Fakt, że będziemy mieć przedstawicieli dziewięciu różnych państw może tylko pomóc. Kibice z tych krajów będą mogli śledzić i wspierać swoich idoli w 2024 roku. Mamy nadzieję, że fani w każdym z tych państw będą śledzić poczynania swoich zawodników przez cały sezon. To może tylko zwiększyć zainteresowanie żużlem. Gratulujemy wszystkim z listy startowej SGP 2024 i życzymy im wszystkiego dobrego.

Zadowolenia z takiego wyboru nie kryje Armando Castagna, dyrektor Komisji Wyścigów Torowych FIM: Celem FIM jest zaangażowanie jak największej liczby państw w Grand Prix, dlatego czymś wspaniałym jest to, że będziemy mieć przedstawicieli aż dziewięciu różnych nacji. Mamy pięciu debiutantów, więc zapowiada się wspaniały sezon. Zwłaszcza że Łotwa po raz pierwszy będzie mieć swojego reprezentanta, a do stawki wracają też Niemiec i Czech.

Phil Morris również zadowolony dodaje: Po utrzymaniu prawie niezmienionej obsady SGP w latach 2022-2023, zdecydowano, że wprowadzimy kilka nowych nazwisk do mistrzostw. Zawsze trudno jest poinformować żużlowców, że nie będą startować w cyklu w kolejnym sezonie. Równocześnie mamy nadzieję, że piątka debiutantów wykorzysta swoją szansę – stwierdza dyrektor wyścigowy SGP.

Zgoła inne nastroje panują w Polsce. Nie potwierdza się samouwielbienie żużlowych decydentów.

Celnie na X całą sytuację skomentował znany dziennikarz Wojciech Koerber:

15 uczestników, 9 nacji. Tego jeszcze, jak sądzę, nie było. Gdy cykl ruszał w 1995 roku, był tylko dla sześciu mocarstw. Teraz to bardziej Liga Narodów niż GP. Nie dla najlepszych kierowców, lecz dla uprzywilejowanych”

https://x.com/wojtekkoerber/status/1709178263409500238?s=20

Marek Cieślak powiedział w swoim stylu: Jestem negatywnie zaskoczony dzikimi kartami . Niektórzy zostali ewidentnie skrzywdzeni.
Mam wrażenie, że Grand Prix powinno zmienić nazwę. To już nie są mistrzostwa świata, ale turniej narodów. Zakładam, że narodowość zadecydowała, aby przyznać dzikie karty Niemcowi Huckenbeckowi i Łotyszowi Lebiediewowi. Przecież to są ludzie, którzy w SEC (IME) nie mogli nic zrobić, a co dopiero w Grand Prix? Nominując ich skrzywdzono Thomsena, Fricke i Janowskiego. Widać, że nie liczy się klasa zawodników, ale przynależność narodowa. Niech nikt sobie przypadkiem nie myśli, że jak Huckenbeck czy Lebiediew znajdą się w GP, to żużel w Niemczech czy na Łotwie zacznie lepiej funkcjonować. Ja nie mam nic do tych zawodników, ale uważam, że tamci zostali skrzywdzeni, a najbardziej Fricke. Nikt nie powie, że to jest ten sam rozmiar kapelusza co Huckenbeck czy Lebiediew.
Uważam, że Maciej Janowski też ma prawo czuć się rozżalony. Nie miał najlepszego sezonu, ale rok wcześniej był trzeci na świecie, a jeszcze wcześniej regularnie był w czołówce. Jak widać, nowy promotor Grand Prix robi jednak co chce. Dobrze, że chociaż wzięli do GP Kuberę, bo tym trochę zamknęli nam buzie, ale nie wiem, czy to jest do końca dobra decyzja i oby nie zrobili mu tym krzywdy. Czy to jest ten czas, aby Dominik jeździł w elicie? Niektóre zawody w tym roku, jak trzeci finał IMP czy GP w Toruniu mu bardzo nie wyszły. – powiedział nasz były „Narodowy”.

Na koniec Marek Cieślak ni gryzł się język: Wygląda jednak na to, że to wszystko ma coraz mniej wspólnego ze sportem. Dobrze, że nie mamy żadnego żużlowca w Bangladeszu, bo pewnie też dostałby dziką kartę.

Podobnego zdania w kwestii stałych dzikich kart jest Krzysztof Cegielski:

– Jako kibic polskich żużlowców, trudno mi się zgodzić z takim wyborem. Kierowano się tym, aby było jak najwięcej nacji. To nie ma nic wspólnego ze sportem. Organizatorzy Grand Prix postarali się i zamiast cyklu z najlepszymi zawodnikami świata, zrobili sobie Speedway of Nations, ponieważ to jest taki Puchar Narodów.

 Przyznawanie na siłę miejsc innym krajom nic nie daje, co pokazała przeszłość. W 2014 roku startował Martin Smolinski, który reprezentuje Niemcy. Czy to spowodowało jakiś wielki rozwój żużla w tym kraju? Tam kibice zawsze byli. Każdy powinien znać swoją pozycję. Są mistrzostwa Europy, w których stawka jest trochę gorsza i tam jest miejsca dla tego typu zawodników – dodaje Cegielski.

Na koniec były żużlowiec stwierdził:
Bartosz Zmarzlik może usiąść wygodnie w fotelu i się uśmiechnąć. On oczywiście tego nie powie głośno, ale kolejni jego przeciwnicy, którzy mogliby mu zagrozić, po prostu się wykruszają lub są eliminowani. To tylko zwiększa szanse na kolejne tytuły dla niego. To jest w pewnym sensie plus, gdyż jako kraj, możemy zdobyć kolejne mistrzostwo świata i to w jeszcze łatwiejszy sposób.

Źródło: przegladsportowy.onet.pl, sportowe fakty.wp.pl