W minioną niedzielę Betard Sparta Wrocław przegrała – bo tak to trzeba nazwać tytuł mistrzowski. Wrocławianie jednak nie przegrali w walce z przeciwnikiem – a w ogromnym stopniu przegrali walkę o złoty medal z kontuzjami, jakie pod koniec sezonu odnieśli wrocławscy zawodnicy.

Najpierw Tai Woffinden doznał urazu dłoni podczas SGP w Cardiff, a później Maciej Janowski oraz Charles Wright (ściągnięty awaryjnie w miejsce Tajskiego) doznali złamań w pechowym wrocławskim półfinale z For Nature Solutions Apatorem Toruń.

Niestety przepisy w fazie play-off są nieubłagane i zastępstwo zawodnika można stosować jedynie za najlepszego zawodnika drużyny. A tym we wrocławskiej Betard Sparcie był Artem Łaguta.

Tak więc drużyna, która okazała się najlepszą w zasadniczej części sezonu, nagle doznała potężnego osłabienia. Tai Woffinden, mimo kontuzji dłoni bardzo chciał – co podkreślał trener Dariusz Śledź – wystąpić w rewanżowym meczu finałowym we Wrocławiu.

Na pewno fanów zaskoczyła przedmeczowa wypowiedź Taia Woffindena, jakiej Brytyjczyk udzielił reporterowi Canal+:

Robię to dla kibiców. Nie powinno mnie tu być. Jadę wyłącznie dla fanów. Mój stan zdrowia jest jaki jest. Mam siłę tylko w trzech palcach, aby puszczać dźwignię sprzęgła. Trenowałem przed tym meczem i ręka boli mocniej niż wcześniej.

Na reakcję prezesa Betard Sparty Andrzeja Rusko nie trzeba było długo czekać. Prezes po meczu powiedział:

Wczoraj jeździł na treningu i próbował blokadę. Nic nie zgłaszał. Nie było grama niebezpieczeństwa, igrania ze zdrowiem. Wydaje mi się, że Tai niepotrzebnie się tym chwali, chce wyjść na bohatera. Nie potrafię tego zrozumieć. Jeśli podejmuje decyzje, to niech się tym nie chwali. Odnoszę wrażenie, że na siłę chciał zrobić z siebie bohatera.
Jeśli wystartowałby w Lublinie, to powiedziałbym, że to była męska decyzja. Natomiast kiedy on to robi po trzech tygodniach, to przypomnijmy sobie, w jakich momentach Tomek czy Jacek Gollob startowali po złamanych obojczykach. Mogę opowiedzieć o sytuacji Taia, ale to nie ma teraz sensu. – zakończył prezes Rusko.

W mediach internetowych rozgorzała dyskusja na temat atmosfery jaka panuje w drużynie wicemistrzów Polski na sezon 2023.

Atmosferę na pewno podgrzał poniższy tekst:

Tak na gorąco po meczu. Może ktoś z naszego klubu (a z tego co wiem jest tu kilka osób) wyjaśni nam zwykłym szarym kibicom, którzy ładują swoje ciężko zarobione pieniądze w bilety, dzięki czemu klub może pochwalić się najlepszą frekwencją w kraju, dlaczego nasz zawodnik informuje nas, że nie czuł się na siłach, żeby dziś jechać i że nie była to jego decyzja, a jakiś czas potem prezes naszego klubu przed kamerami prawie równa z ziemią naszego zawodnika za te słowa?
To taki mamy team spirit?
I czy o to chodzi w tym sporcie, żeby coś robić na siłę?
Ludzie, stadion i tak byłby zapełniony po dach niezależnie od tego czy Tajski by jechał czy nie.
Jeśli prawdą jest to co mówi Tai, to po co było to narażanie zdrowia jego i innych?
A nawet jeśli to była nieprawda i Tai chciał jechać, to w jakim celu Pan Prezes butuje naszego zawodnika na oczach całej Polski zamiast wyjaśnić to z nim, bez kamer?

Jeden z kibiców medialną wymianę zdań pomiędzy prezesem a Taiem skomentował w taki sposób:

Jak było nie wiem ale podzielę się opinią – Artiom i Tai sami się na to pisali. Pierwszy już rozwiał co do tego wątpliwości. Drugi w wywiadzie powiedział, że zrobił to dla kibiców i jakby od niego to zależało to by nie jechał. Ale ludzie, na logikę – Tajski to nie jest jakiś junior walczący o byt i kontrakt na kolejny rok, tylko 3-krotny IMŚ, legenda Sparty i nie wierzę, że powiedział sztabowi/zarządowi, że nie jest w stanie jechać, a oni go zmusili, bo niby JAK? Tym bardziej, że gość jest charakterny i wątpię, żeby tak po prostu się zgodził, bo prezes każe. Nie róbmy też z Andrzeja jakiegoś zamordysty. Tak czy inaczej, zarówno słowa Tajskiego jak i Andrzeja nie powinny paść publicznie. Takie rzeczy wyjaśnia się w swoim gronie a nie wylewa szambo przy wszystkich.

Inny komentarz popiera słowa poprzednika:

Dokładnie to powinno zostać wyjaśnione między nimi na neutralnym gruncie a nie przed kamerami pojechał po Taiu jak po …. ale jak jak jeździł i było wszystko ok to słowa nie było złego a teraz… znalazł kozła… to wszystko wali żenada.

Kolejny kibic zastanawia się nad atmosferą jaka po tych wypowiedziach będzie we wrocławskiej Sparcie:

Bardziej martwi mnie to co się dzieje albo będzie się działo w klubie przez najbliższy czas. Po wypowiedzi Taia ewidentnie widać, że nie chciał jechać tego meczu. Tai to nie jest panienka, która nie jedzie bo taką ma ochotę. Na pewno nie czuł się na siłach i na pewno nie robił z siebie bohatera tak jak mówił prezes i niektórzy w komentarzach. Gdyby tak było to wypowiedź byłaby zdecydowanie bardziej energiczna „Boli mnie ręką, ale jadę dla Was. Zdobędziemy to złoto”. Na pewno został zmuszony do występu w tym meczu.
Nie wyobrażam sobie naszej drużyny w przyszłym roku po takim kwasie. Pytanie jak Tai zareaguje na to szczególnie, że ma być w przyszłym sezonie zawodnikiem pierwszego składu. Zarząd może wychodził z założenia, że to ostatnia szansa na zdobycie tytułu bo Motor w przyszłym sezonie jeszcze bardziej nam odjedzie.

A całość medialnej „pyskówki” podsumował w niedzielę przed północą, w swoim stylu Tajski: