Zapraszamy na kolejny felieton z cyklu Piórem Sieraka – żużel niezależnym okiem. (https://www.facebook.com/107701608719996/photos/a.108387931984697/126841240139366/)

Liga U24 przemknęła niepostrzeżenie, niemal bez emocji. Niewielu się nad nią pochyliło. W teorii miała stanowić poligon dla jednych, a sposób na przetrwanie dla drugich. Wszystko naturalnie względem rodzimego narybku. Pod kątem dodatkowych startów i szlifowania tym sposobem, siermiężnych jeszcze umiejętności – pewnie się sprawdziła. Czy jednak wyprodukowała młode, polskie przyszłe gwiazdy?

Swego czasu usiłowano nas przekonać, a to realizując mocarstwowe plany i sny o potędze, przy okazji podziału rozgrywek na trzy aż szczeble, że ów najniższy poziom ma być w zamyśle taką właśnie kuźnią młodych, krajowych talentów. Życie zweryfikowało te zapowiedzi i przepowiednie tyleż brutalnie, co w krótkich obcugach. Nie trzeba było czekać dziesięcioleci, by się przekonać o praktycznym wymiarze tej szczytnej idei.

Ze zmaganiami U24 może być podobnie. Jakoś trudno mi wymienić choćby jedno nazwisko, które tym sposobem zdołało się wybić, osłuchać i opatrzeć – zyskując dobry kontrakt, bądź wypożyczenie do nowego klubu, by tam w pełni rozkwitnąć. Mam naturalnie na myśli wyłącznie polskie nazwiska. Dla obcego narybku rzeczywiście liga U24 stała się trampoliną. Może nie na masową skalę, ale wybitnym jednostkom posłużyła i przysłużyła promocją, dając tlen w pakiecie z pozytywnym kopem w górę. Tylko czy do końca taki był zamysł? Pamiętam, że kiedy kilka lat temu zaczęło brakować solidnych, rodzimych juniorów, silne lobby klubowe, ze szczególnym uwzględnieniem wpływowego lobby – przeforsowało przyzwolenie regulaminowe dla startów obcokrajowców z pozycji młodzieżowych, dotąd zarezerwowanych wyłącznie dla swojaków. Jak szybko ów zapis wprowadzono, tak szybko przyszło się zeń w panice – wycofać. Okazało się bowiem, że po chwili już nie tylko młodych-zdolnych mieliśmy debet, ale jeszcze praktycznie zarzucono w klubach szkolenie, przez co nie pojawiał się zupełnie nikt z polskim paszportem. Za to na arenie międzynarodowej wyszkoleni i wychowani na naszej krwawicy rajderzy tłukli Orlęta aż furczało. Taki to był „efekt długofalowy” owej spisanej na kolanie, bez niezbędnego przemyślenia – rewolucji.

Nie uważam przy tym bynajmniej, aby sama koncepcja ligi U24 godna była wyłącznie potępienia w czambuł. Otóż nie. Zaryzykuję nawet, że zdecydowanie nie. To pożyteczne, dodatkowe ściganie. A że najsłabsze nawet zawody wartościowszymi są od najlepszego treningu – to stara, znana i powszechnie akceptowana prawda. Należy więc kontynuować dzieło, acz obserwując i korygując niedostatki urody. Przez zapisy i regulacje, sztucznie promujące Polaków? Absolutnie – nie. Może wartym rozważenia byłoby połączenie rozgrywek w tej kategorii, ze stworzeniem i uruchomieniem profesjonalnego systemu szkoleniowego?

Przede wszystkim jednak, odpuściłbym istniejącym i prosperującym ośrodkom, przenosząc akcenty w inne rejony. Dosłownie i w przenośni. Trudno wymagać, czy oczekiwać, by nagle, bez uzasadnionej przyczyny, w takim Lesznie, Gorzowie, czy gdziekolwiek, przybyło chętnych do kariery żużlowca. Na trybunach także nie liczyłbym na tłumy. Nie mamy niestety Zmarzlikomanii na taką choćby skalę, jak to miało miejsce z Adamem Małyszem. Zatem? Startowała Sparta Wrocław w Opolu – znaczy że można. Są zapomniane, nieużywane tory jak ten w Nowej Hucie. Są pasjonaci, jak ci z Przemyśla. Były przymiarki do żużla w Szczecinie. Podlasie i Mazury to wciąż tereny żużlowo dziewicze.

Odkurzmy więc i pomóżmy. Kompleksowo. Najpierw tory. Nowe i zrewitalizowane, bo gdzieś trenować i ścigać się trzeba. Dalej zaplecze techniczno-instruktorskie. Wreszcie – klasy sportowe o profilu żużlowym w tamtejszych szkołach. Coś jak rozwinięta, rozbudowana wersja piłkarskich Orlików. Wyławiajmy tam perełki, a później – wzorem wioślarzy, przekazując najzdolniejszych do systemu centralnego szkolenia, by nie musiały rezygnować zderzając się z dorosłością. Finanse? Na początek naturalnie inwestycja ze strony PZM. Moim zdaniem niezbędna i konieczna. W końcu położyli łapsko na na niemałą część telewizyjnego tortu, to wypada się sensownie podzielić. Z czasem (równolegle?) pozyskanie możnego sponsora projektu (nie mylić z honorowym patronem). Coś na kształt Lotos Cup w skokach. Wreszcie, skuteczne lobbowanie o wsparcie ministerialne. Mamy przeca odpowiednich rangą ambasadorów speedway`a, na czele z p.p. Sasinem, Czarneckim i kilkoma innymi. Może więc pora, na realne przysłużenie się całej, podupadającej dyscyplinie? I mediom zasięgi by poszybowały, wzmocnione o nowe tereny głodne widowiska.

Do odważnych świat należy. „Samosię” to tylko w pokoju mojej córki mieszkało lat temu parę, siejąc tamże spustoszenie i zawsze będąc synonimem armagedonu. Zdaję sobie sprawę, iż sukces pomysłu wymaga mozolnej, tytanicznej, konsekwentnej – przynajmniej kilkuletniej pracy. Także niemałych nakładów. By jednak domagać się efektów, należy stworzyć podwaliny. Nie upieram się, że sprawdzona w boju koncepcja klas sportowych, z jednoczesnym ożywieniem zamarłych i pobudzeniem zupełnie nowych ośrodków jest jedyna, genialna i niepodważalna. Pomysł „Żużlowych Orlików” ma wywołać rzeczową dyskusję, sprawiając, iż cokolwiek w tej materii, daj Boże w pożądanym kierunku, wreszcie się ruszy. Czas na rzeczywiste zasługi dla żużla, bo „zasłużonych” to mamy na pęczki i wciąż się hurtowo objawiają. Tylko speedway coraz bardziej niszowy i globalnie zamierający. Potrzeba impulsu, przemyślanych inwestycji i konsekwentnej realizacji dobrego planu. Od przedszkola do Opola. Od pit bike do profesjonalnych pięćsetek. Na rozruch zaś nieodzowna jest, tak się wydaje, strategiczna decyzja – działamy! Warto! Nie zaś uzasadnienie dlaczego „się nie da”. Moim zdaniem larum grają i tylko ślepy, bądź głuchy tego nie chce dostrzec i usłyszeć. Większość z nas ma tendencje do myślenia przez pryzmat swojego podwórka, kategoriami własnych, doraźnych potrzeb. Wizjonerów zaś, zwykle traktuje się jak rodzaj fantastów, niegroźnych wariatów – przynajmniej tak długo, dopóki nie zrealizują z sukcesem swych projektów. Tylko… kto chętny do zakasania rękawów?

fot. Jerzy Michalak (z fb)