Ogromne kontrowersje żużlowym światku wywołało przyznanie przez organizatorów cyklu Speedway Grand Prix stałych dzikich kart na sezon 2025. Szczególnie mocno dotknęło to polskich fanów, którzy uważają, iż w indywidualnych mistrzostwach świata powinno startować więcej niż dwóch naszych reprezentantów. Liczba zawodników z jednego kraju, przy przydzielaniu dzikich kart, jak się okazuje nie ma żadnego znaczenia. W cyklu SGP 2025 było już trzech Australijczyków, to i tak kolejny otrzymał od promotorów dzikusa na cały cykl. A wcześniej, kiedy było „zbyt dużo polskich zawodników w cyklu” słychać było opinie, że nie otrzymują dzikusa właśnie przez dużą ilość startujących w cyklu zawodników z Polski. Odnośnie całego zamieszania z „dzikusami” wypowiedział się w swoich mediach społecznościowych, doświadczony dziennikarz redaktor Henryk Grzonka:

Zostałem wywołany do tablicy po tym jak ogłoszono oficjalnie kto dostanie cztery dzikie karty umożliwiające starty w przyszłorocznej edycji IMS na żużlu. Już w Pardubicach na Zlatej Prilbie gdzie pojawiły się nieoficjalne informacje, rozmawiałem na ten temat z wieloma osobami a dzisiaj kiedy te nieoficjalne stały się oficjalnymi „urywa się” mój telefon.

Ja nie mam monopolu na żużlową mądrość i nieomylność więc to co mówiłem i to co piszę, jest tylko moim zdaniem na ten temat. Uważam że „broni się” tylko dzika karta dla Michelsena. Tak jak wielu uważam, że gdyby nie kontuzja odniesiona pod koniec rywalizacji (co podkreślam), być może zdobył by medal. Pozostałe trzy nie mają nic wspólnego z duchem sportowej rywalizacji. (Doyle też odniósł kontuzję ale było to na początku sezonu i trudno wyrokować jak prezentowałby się w kolejnych turniejach ?). Tu zaczynam już spekulacje, które niczemu nie służą i nie powinny mieć miejsca. Zostawmy zatem takie rozważania …..

Uważam, że dzikie karty są pomysłem „z piekła rodem”. Wypaczają sens rywalizacji. Powinny być ZLIKWIDOWANE !!!! (z wyjątkiem jednaj na każdą rundę dla zawodnika z kraju organizatora danej rundy Grand Prix). Wszystkie miejsca w gronie najlepszych winny być związane z wynikiem sportowej rywalizacji. Nie akceptuję żadnych działań przy tzw. „zielonym stoliku”. To zawsze będzie pole do gorszących nadużyć, tak bardzo charakterystycznych dla ludzi podejmujących w ostatnich latach kluczowe decyzje dotyczące sportu żużlowego. Wystarczyłoby powrócić do pierwotnej formuły Grand Prix Challange, tej wymyślonej w 1995 roku przez „ojców założycieli cyklu”. Połowa najlepszych zawodników zapewnia sobie prawo startu w następnym sezonie (możemy dyskutować czy najlepszych siedmiu czy może ośmiu ?) a pozostali „spadają” do Grand Prix Chalange, gdzie przychodzi im walczyć z najlepszymi ośmioma wyłonionymi w eliminacjach. Taka była formuła Challange aż do 2001 roku, który rozegrano w Krsko. Ponoć dzikie karty wymyślono by nie eliminować z grona najlepszych tych zawodników, którzy ocierali się o medale a pechowo odnieśli kontuzje…tak jak w tym sezonie Michelsen. (jeżeli dobrze pamiętam chyba pierwszego „dzikusa” z takiego powodu przed laty otrzymał Billy Hamill ?) Nie mam nic przeciwko takiemu myśleniu, które jest (moim zdaniem) zgodne z duchem sportu, ale nie zgadzam się by i takie decyzje zapadały przy „zielonym stoliku”. Wystarczy przenieść Grand Prix CHALLANGE na początek przyszłego sezonu, kiedy każdy z pechowców wyleczy już kontuzje i swoją klasę będzie mógł potwierdzić w sportowej rywalizacji, zanim stanie na starcie pierwszej rundy Grand Prix. To była by także swoista weryfikacja dla zawodników pretendujących do grona najlepszych, tych którzy byli najlepsi w turniejach eliminacyjnych. Musieliby potwierdzić swoją klasę po raz kolejny po kilku miesiącach od eliminacji. Najlepiej byłoby gdyby eliminacje odbywały się przed turniejami Grand Prix (tak jak jest to w mistrzostwach Europy SEC) ale wiem że jest to prawie niemożliwe, dlatego „nie ciągnę” tego wątku….

WSZYSTKIE rozstrzygnięcia powinny zapadać w trakcie sportowej rywalizacji. Czy to takie trudne ? Niestety tak. Likwidując dzikie karty zabralibyśmy „zabawki z piaskownicy” Armando Castagni i jemu podobnym, (także decydentom z Discovery). To że Włoch nie lubi Polski i Polaków – to jego sprawa (z taka „broszką” przejdzie do historii) ale to że władze FIM nie liczą się z Polakami, którzy za polskie pieniądze utrzymują cały cykl i całą światową czołówkę to już powinna być „gruba” sprawa. Nie chodzi mi jednak o specjalne względy dla polskich zawodników. W żadnym wypadku ! Tak jak inni powinni WYWALCZYĆ sobie miejsca w Grand Prix. Gdyby tak było nie musielibyśmy bić piany i dyskutować czy Doyle, czy Madsen …a może Janowski albo Dudek…. a dlaczego nie Kvech czy np. zawodnik z Włoch lub Słowenii, by więcej flag mogło powiewać na stadionowych masztach……

Źródło: fb Henryk Grzonka