Zbigniew Lech to były żużlowiec Sparty Wrocław z którą zdobył trzy pierwsze tytuły Drużynowych Mistrzostw Polski. Zawodnik 11 listopada obchodzi swoje 53 urodziny. Sylwetkę zawodnika przybliżyliśmy z tej okazji w ubiegłym roku pisząc o nim w artykule 52 urodziny Zbigniewa Lecha. Poniżej prezentujemy wywiad jaki udało się nam przeprowadzić ze Zbigniewem Lechem podczas treningu na poligonie, gdzie znajduje się tor do jazdy enduro.

Redakcja Na Wirażu: Ilu adeptów było w szkółce Sparty gdy zaczynał Pan treningi? Czy ktoś z tej grupy oprócz Pana zdał licencję?
Zbigniew Lech: Trudne pytanie. Wydaje mi się, że było nas około 20. Co najmniej. Zdawaliśmy licencję wspólnie z Krzysztofem Jankowskim. Pamiętam, był Bartek, Arek Kupijaj. Było trochę tych nazwisk. W szkółce jeździło regularnie 10 -15 osób.  Na każdym treningu  było 10-u zawodników– nie mniej. Ciężko po tylu latach wszystkich sobie przypomnieć, a nie chciałbym kogoś pominąć.. Było także 2 braci. Syn jednego z prezesów klubu. Jeździł także Karol Kułtucki –  syn Mechanika. Na treningach zjawiało się przecież pół Kiełczowa. Waldek Szuba, Krzysiek Zieliński. Z kolejnych z nazwisk pamiętam jeszcze Darka Chełmeckiego, Ryszarda Jasika, który teraz jeździ w amatorskim speedwayu. Było około 20 osób. Także było z kogo  utworzyć drugą drużynę. W składzie byli praktycznie sami wychowankowie Wrocławia.

NW: Po jakim czasie od wstąpienia do szkółki żużlowej zdał Pan licencję?
ZL: Bardzo szybko zdaliśmy licencję. To były tygodnie, może  miesiąc, od wstąpienia do szkółki. Nie było to na pewno pól roku, ani rok. Szybko . Z pewnością dużo dało nam przygotowanie z motocrossu.

NW: Na którym torze najbardziej lubił Pan jeździć a na którym najmniej – jeśli chodzi o tory żużlowe w Polsce?
ZL: Chyba Leszno? Ale tak naprawdę wszystkie tory były wtedy dobre .  Każdy tor miał swoją specyfikę, swoją nawierzchnię i trajektorię. Ale tak jak wspomniałem, wszystkie były tak naprawdę fajne, przyczepne. Łatwiej było sobie znaleźć miejsce, czy po szerokiej czy po wewnętrznej stronie toru. Zawsze gdzieś można było dobrze trafić. Podczas pamiętnych baraży w Lesznie na torze było turbo przyczepnie.
Wrocławski tor, wiadomo – ulubiony. Bo na nim trenowałem. Powiem szczerze, że był  bardzo przewidywalny, łatwy do odczytania.  Wtedy te nawierzchnie były różne. Jak była nawierzchnia  przyjazna dla wszystkich, to wtedy każdemu łatwo się na nim jechało. Podobnie jak w Lesznie.. Grudziądz był technicznym torem, Toruń wtedy też, nawet Gorzów. W tej chwili jest to wszystko pozmieniane. Jak wiadomo, nawierzchnia jest wszędzie taka sama.  Obecnie  trajektoria toru ma duże znaczenie. Kiedyś nie.

NW: Czy jest Pan zwolennikiem systemu Grand Prix czy jednodniowych finałów Indywidualnych Mistrzostw Świata?
ZL: Zdecydowanie Grand Prix. Wszyscy wiemy jak było np. we Wrocławiu.  Havelock – postać barwna – wygrał IMŚ po tym jak warunki na torze się zmieniły i sprzyjały Brytyjczykowi. Jednodniowy finał to za duża loteria. Wówczas wiele zależy od pogody, od tego, jak dany zawodnik czuje się w dniu rozgrywania finałów. W Grand Prix zawodnicy pracują na wynik cały sezon,  mogą się też potknąć podczas którejś z rund. Mogą w jednym z turniejów zdobyć mało punktów, ale mają możliwość później nadrobienia tej straty. Podobnie jest w zawodach enduro – imprezy te nie są też jednodniowe. Także mnie się wydaje, że formuła Grand Prix jest bardzo trafiona. W jednodniowych finałach niektórzy z zawodników mogli poczuć się pokrzywdzeni. Podczas finałów jednodniowych zawsze duży bonus mieli zawodnicy z klubów z miasta, w którym odbywały się te zawody. Na swoim torze zawodnik mógł pojechać bardzo dobrze i znaleźć się nawet na podium. W Grand Prix jest kilka turniejów, są różne tory i zawodnicy mogą się w nich wykazać.

NW: Z którym żużlowcem najlepiej jeździło się Panu w parze?
ZL: Dla mnie nie miało to znaczenia. Wszyscy jeździliśmy  jako drużyna. Zawodnicy zagraniczni trochę odstawali od nas jako zespołu, nie przykładali się do jazdy drużynowej tak, jak krajowi zawodnicy. Polscy zawodnicy   starali się jechać jak najlepiej w parze. Rysiek Nieścieruk wręcz wymagał tego od nas. Zawsze liczyła się jazda dla klubu, a nie indywidualna. Zawody drużynowe to nie turniej indywidualny. Mimo iż mecenas Malicki mówił, że najlepsza para to Krzysztof Jankowski i Zbigniew Lech, to my ze sobą rywalizowaliśmy na torze. Może dlatego nasza jazda na torze  kibicom na stadionie bardzo się podobała. Ale nie miało to dla mnie znaczenia, z kim jechałem w parze. Każdy starał się uważać na swojego partnera. Ale wiadomo, że to ma pewne granice.  Nie można czekać na kogoś, kto jest dużo wolniejszy w parze.  Można stracić dobrą pozycję podczas walki na torze..  Pamiętamy czasy Tomka Golloba, który  kapitalnie potrafił „holować” nieco wolniejszych zawodników z drużyny. To były wręcz nadprzyrodzone umiejętności młodszego z braci  Gollobów.

NW: Kto Pana zdaniem jest najlepszym żużlowcem wszechczasów?
ZL: Dla mnie to jest Maciek Janowski. Bartek Zmarzlik – wiadomo – jego wyniki mówią same za siebie. Ale dla mnie, jeżeli chodzi o upór w dążeniu do celu, to takim zawodnikiem jest Maciek Janowski. To jest naprawdę niespotykane, to jego zacięcie. Tego oczywiście nie widać w telewizji. Ja mam przegląd tutaj na torze jaki Magic jest zacięty, uparty i systematyczny. I za wszelką cenę dąży  do celu. Nie znam bliżej Zmarzlika – mogę jego wyczyny oglądać tylko w telewizji. Ale jeśli chodzi o zacięcie, to dla mnie zdecydowanie jest to Maciek. Nie wyobrażam sobie, , żeby Maciek coś kiedyś odpuścił.Musi to być wyjątkowa sytuacja. Jego sprzęt nie spisuje się najlepiej, bo obecnie te tory są bardzo ciężkie do rozszyfrowania. Zresztą dla wprawnego oka widać, że coś jest nie tak. Magic, mimo jakości obecnych torów,  potrafi wyprzedzać zawodników. To też jest niewiarygodne, jaką ma technikę. Jaki talent wrodzony do tego typu ścigania. Zmysł przewidywania wydarzeń. Jeżeli coś idzie nie po jego myśli, jak  na przykład,  słynne ostatnie  Grand Prix.   Zdobył 2 punkty,  to jest tylko kwestia   trafienia w sprzęt. Niektórzy tego nie rozumieją, dorabiają sobie jakieś historie, no nie! On jedzie wszędzie tak samo. Słabsze wyniki to tylko kwestia  nietrafienia w sprzęt.

NW: Czym się Pan zajmuje obecnie?
ZL: Od lat  mam warsztat samochodowy. Nic się nie zmieniło w tym temacie. Nawet jak jeździłem na żużlu to miałem już ten warsztat. Teraz jest to już duże przedsięwzięcie. A dodatkowo od kilku lat prowadzę szkołę jazdy na motocyklach enduro. Zajmuję się szkoleniem, wynajmowaniem motocykli oraz od roku prowadzeniem  klubu.

cdn …

Zdjęcia: sparta.wroclaw.pl