Zapraszamy na kolejny felieton Przemysława Sierakowskiego z cyklu – Piórem Sieraka (https://www.facebook.com/profile.php?id=100084823056532)

…czas zatrzymać się i zastanowić – Mark Twain. Ostaf w żywiole. Torres na celowniku. Nie ma łatwego życia Drabik junior, a to jedynie dlatego, że nie wpisuje się w kanon. Żyje jak chce, nikomu przy tym nie czyniąc dyshonoru, ale to wystarczający pretekst by uwolnić wodze fantazji wielu domorosłych filozofów, etyków i moralistów. Kiedy zaś nie idzie na torze, jak teraz, ataki przybierają na sile. Prowokator zazwyczaj ten sam. Wtórujących rzeczonemu jednakowoż zdaje się przybywać. Pamiętacie Pismo Święte? Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem. To gdy Zbawiciel pisał na piasku, a faryzeusze przyprowadzili jawnogrzesznicę i zaczęli prowokować pytaniami Chrystusa. Jakoś nie wydaje mi się, by Ostaf spełniał kryteria świętego ideału, zatem nie rozumiem pędu do kamieniowania Maksyma. U popleczników przywódcy duchowego takoż.

Złoty Kask, MPPK, IMME, DME – to już za nami, a sezon na dobre się nie rozpoczął. Nie chcę się powtarzać na temat zasad wyłaniania podwykonawcy (pośrednika), bowiem już przynajmniej po dwakroć piętnowałem totalny deficyt transparentności poczynań federacji w tej materii. Być może wybrany pośrednik złożył najlepszą ofertę. Być może był jedynym zainteresowanym. Być może, wracając do podstaw, Związek od paru lat nic nie potrafi stworzyć własnymi siłami. Za dużo tych „być może”, a każde kolejne rodzi domysły, podejrzenia i podsyca spiskowe teorie dziejów. Milczenie największych mediów w tej materii takoż charakterystyczne. Oj tka się pajęcza sieć powiązań i zależność. Niemal samoczynnie. Patronaty, pierwszeństwa i… pozamiatane. Nikt nie fiknie. Nikt nie zechce ryzykować i dociekać. Szkoda. Trzeba kolejnych przygód z IMP żeby ktokolwiek zechciał się ocknąć? A może nawet powtórka z Krosna zostałaby zamieciona pod dywan? Jak sądzicie? Nie zmienia to faktu, że sezon ligowy nie ruszył, a komercyjne ściganie o niezłe gratyfikacje, pod płaszczykiem sportu – przeszło do historii. Kiedyś to było do kitu. Żeby wystąpić w finale czegokolwiek należało przebrnąć gęste sito eliminacji. Ścigano się za uścisk dłoni, kawałek szkła, w porywach talon na Rubina z gaśnicą w pakiecie. Zamierzchła epoka. To wtedy, kiedy jeszcze szlaka była sportem w czystej postaci. Teraz to biznes. Ot znak czasów.

Skoro zaś padło o transparentności, wątek podrzucony przez zjeżonego (słusznie) kibica. Bardziej o deficycie tejże, ale po kolei. Widać wirus z centrali rozprzestrzenia się i błyskawicznie i szeroko. Oto wymyślono zakaz przynoszenia na stadion własnych napojów. Bez względu na rodzaj opakowania (napoju również). Tym samym przymusza się kibiców albo to do wydatkowania sporej sumki na sprostanie medycznym wymogom spożywania 2 litrów płynu na dobę, szczególnie przez rozbrykane latorośle. Albo to usychania w pełnym słońcu przez 3/4 godzinki co takoż zdrowiu nie służy. Ceny przy tym na stadionach, w nielicznych zazwyczaj punktach, wysoce komercyjne. Ostatnio za małą butelkę Pepsi przyszło zabulić 9 złotych polskich. Czym różni się Pepsi za 3 złote kupiona po drodze na mecz w pobliskim sklepiku, od takiej samej nabytej wewnątrz – nie wiem. Chyba jedynie ceną, bo zakrętkę mogli zabierać na bramie. Przy tym rozgoryczony kibic poddał pod rozwagę kilka jeszcze wątpliwości. A to na ten przykład, czy za ogrodzeniem będą stoiska z napojami w zwykłych cenach, przeznaczonymi do konsumpcji na miejscu w czasie równania toru chociażby? Czy każdy spragniony kibic musi tracić przynajmniej pół godziny w trakcie zawodów na wystawanie w tasiemcowych kolejkach do wodopoju? A może da się wyjść na chwilę w przerwie na parking, zaspokoić pragnienie w samochodzie i wrócić na trybuny? Wreszcie, czy na stadionie nie działa WI-FI żeby podłączyć terminale umożliwiające zapłatę kartą, w miejsce przychodzenia z kieszeniami wypchanymi gotówką? No i ta transparentność. Kto i na jakich warunkach zajmuje się sprzedażą spożywki podczas meczów? Był jakiś konkurs, może przetarg? Ktoś ma wyłączność? A może to wyłącznie klub organizator czerpie zyski? Przydałyby się także dystrybutory na koronie areny. Skoro już idę z monetami w kieszeni, to bym sobie zafundował rzeczoną Pepsi w małej puszeczce, bądź plastiku bez zakrętki. Najlepiej w ludzkiej cenie. Interesowało także kibica, czy owe drastyczne zasady (zakazy) w równym stopniu dotyczą loży VIP (w myśl zasady – syty głodnego nie zrozumie) no i czy uświadczysz paragon fiskalny za wydatek do rozliczenia PIT-a? Z racji cen, domagał się także rozgoryczony fan znacznie większej oferty niźli – albo jeden rodzaj wody albo Pepsi. Nie umiałem ani pomóc, ani też rozwiać wątpliwości. Widać coraz więcej nie tylko w stricte zawodach, ale też didaskaliach – mamy wynaturzeń o których się „fizjologom” nie śniło. Miło byłoby przeczytać oficjalne stanowisko klubów, bądź to spółki w tej materii. Choć… nie jestem przekonany, czy będzie i w ślad – czy będzie gdzie (przeczytać).

A skoro o szlace. Króciutko na koniec. Widzieliście obrazki z Manchesteru? Te ze spotkania Belle Vue vs Leicester? Niezłe błotko. Takie żużlowe SPA. Na mokro. A ja się nieśmiało pytam – to gdzie był Komisarz? Gdzie Jury zawodów? Gdzie dyżurna pogodynka? Że co? Aaaa… że daleko. Nad Wisłą. To i… bardzo dobrze. Całe szczęście. Dodam zrazu. Tam cały tor to była jedna wielka berbelucha (wyłącznie w rozumieniu zupy), zatem jednakowo na całej długości i szerokości, czyli de facto… zgodnie z regulaminem. Na tym kończę. Idę się wyśmiać.