Zapraszamy na kolejny felieton Przemysława Sierakowskiego ( https://www.facebook.com/photo?fbid=122188701806263907&set=a.122096781884263907 )
Co tam Panie ciekawego w speedway`u? Ano niby martwy sezon, a jednak… . Działo się. I pono ma się dziać. Przed startem ligi.
Przed nami m.in.czempionat Europy w ice speedway`u. Za nami czempionat globu w long tracku. Przed nami (być może) kolejne edycje nad Wisłą. Co w tym zaskakującego? Ano to, że we wszystkich turniejach wystąpił reprezentant Polski, gdy te odbywały się w Lechistanie. Od kiedy to więc jesteśmy aż taką potęgą, w tych mniej u nas hołubionych odmianach żużla? No, nie byliśmy i nadal nie nam przypadają zaszczyty, ale skoro u nas zawody, to i swojak powinien jechać. Nawet taki nikomu wcześniej nieznany, na byle czym, skleconym naprędce własnym sumptem, a do tego bez szans na najmniejszy choćby sukcesik. Jeśli tak ma to wyglądać, to… pora kończyć.
Po cóż takie imprezy w kraju, gdzie ani tradycji, ani wyników, ani znaczących entuzjastów, czytaj zawodników? Nie miałbym nic przeciwko krzewieniu nowej tradycji. Nie pomstowałbym przeciw udziałowi rodzimego ściganta, gdyby miał owy szerszy wydźwięk i został właściwie podbudowany odpowiednim publicity, pospołu z pomysłem na wdrożenie nowej dyscypliny na polski rynek. Tu jednak nie o to idzie, zaś względy sportowe, czy rozwojowe znajdują się na ostatnim miejscu długiej listy beneficjentów imprezy. W tym cyrku małpy, czy raczej jedyna małpa made in Poland, nie ma znaczenia. Nawet grosików na jakiegoś zabytkowego rumaka nie udało się dotąd wykrzesać „promotorom” nowego. Zatem reprezentanci Polski wzięli, bądź wezmą udział w zawodach jedynie dla zwabienia niezorientowanych w realiach. Oni sami muszą zadbać o sprzęt, jako takie przygotowanie fizyczne i choćby abecadło umiejętności czysto jeździeckich. Inaczej splamią się doszczętnie, co im tylko zapadnie w pamięć i będzie jeszcze długo doskwierało.
Marynarki swoje ugrają tak czy inaczej. Wynik Polaka nie ma większego znaczenia. Podobnie pokażą się z „dobrej strony” lokalni włodarze, niekoniecznie do tego momentu kibice sportowi. U siebie i (co ważne) w telewizorach się pokażą. I kółko się zamyka. A że w kwestiach stricte żużlowych bez ładu, składu, pomysłu i sukcesu naszego reprezentanta – cóż – show must go on.
W Rzeszowie specjaliści od long tracka narzekali, że tor Stali nie jest long i do takiej formy ścigania zupełnie się nie nadaje. Ale kto by tam słuchał. Sponsorzy wpłacili, zaś „władze” każdego szczebla i autoramentu ochoczo wtykają mordki przed kamery TV. Częściej nawet od samego reprezentanta biało-czerwonych w zawodach. Na motocykl, tuning i kilka startów w sparingach, by tak ostatecznie się nie pogrążyć – na to już brakło. Tak pomysłu, jak też woli dzielenia się urobkiem z nie namaszczonym. Kombinuje więc ów „dumny” krajan z Orłem na piersi, jak tu nie dać ciała i odrobinkę chociaż powalczyć z najlepszymi. Pożycza sprzęt od „bogatych” na ten przykład… Ukraińców. Inwestuje własne środki, bądź szuka współuczestników zbrodni, którzy zechcieliby ten jego start sponsorować, nawet drobnymi kwotami.
On jest skazany na własną inwencję, bo centrala nieskora do finansowego szaleństwa. Jej wystarczy, by wyszedł do prezentacji, a potem może nawet nie wyjechać do zawodów. Nie on tu ważny. Kasa i reklama, czytaj publicity – to się liczy. Gdyby jednak jakimś cudem rodak osiągnął sensacyjny sukcesik, to i lepiej – kolejna okazja, by pokazać buźkę i utrwalić nazwisko w mediach. Nie, nie zawodnika. Działaczy, promotorów i lokalnych bonzów. Wszak sukces ma wielu, wielu, wielu, z akcentem na „wielu” ojców, tylko porażka jest sierotą.
Chciałbym wierzyć, że w ślad za zawodami long tracka, czy ice speedway`a pójdzie w Polsce przemyślana promocja obu dyscyplin żużlowych. Aż tak naiwny jednak nie jestem. Wiem natomiast ile samozaparcia i entuzjazmu wkładał w swą przygodę z gladiatorami ś.p Grzesiek Knapp, nasz zmarły, jedyny do niedawna, istotny reprezentant w lodowej odmianie speedway`a. Na związek mógł liczyć praktycznie tylko gdy udało się „coś” osiągnąć. I nie myślcie, że sypały się wówczas premie finansowe, czy nagrody. Jedyne co się sypało, to gratulacje, poklepywania, słowa otuchy, zapewnienia, że oto wicie rozumicie, jesteśmy i będziemy z wami drogi towarzyszu Knapp. No i mniej lub bardziej uzasadnione takoż udane, próby podłączenia się do ojcostwa in vitro, osiągniętego własnym charakterem i zdobytymi samodzielnie przez zawodnika pieniędzmi – sukcesu. Ale, ale. Marynarki gotowe nawet szczerze się obruszyć na takie obrazoburcze tezy. Przeca sypnęli groszem jak z rogu obfitości. Kłopot w tym, że owe kwoty, to (cytując znakomitego Władysława Golloba) ścierwo na kiju, w zestawieniu z potrzebami. Takoż jeno nieznaczna część wyasygnowanych sum trafiła do adresata, po drodze „dematerializując się” przy kilku (nie)zbędnych sitach odsiewu, czytaj – pośrednikach.
No i jeszcze. Przeca chwilę tośmy nawet posiadali kadrę na długi tor. Trochę taką geriatryczną. Złożoną z byłych klasycznych ścigantów, ale… była. Acz nie przetrwała. Wręcz nie dotrwała nawet (do pierwszych warkotów).
Skoro więc chcemy (a chcemy?) silnego long tracka, zaś zimą ice speedway`a nad Wisłą, to rozruszajmy pomysł z głową i skutecznie. Jeśli zaś ma to być jedynie cyrk, w którym nie małpy mają znaczenie, to nie nazywajmy tego sportem, lecz komercją i nie próbujmy na siłę udawać, że u nas też ktoś się w to bawi z dobrym efektem. Otóż na co dzień nikt się w Polsce nie bawi ani w żużel na lodzie, ani długi tor, a start nieprzygotowanego zawodnika, bez praktyki i większych doświadczeń, od razu w dobrze obsadzonym turnieju rangi mistrzowskiej, może skończyć się dla niego samego zwykłą, ludzką tragedią. To zaś nie licowałoby ze świątecznym charakterem komercyjnego show. Zastanówcie się panowie, miłośnicy śmietanki, nim znowu każecie komuś zabijać się dla idei, w imię waszego partykularnego interesu, czy raczej interesiku. Jeśli reprezentant Polski ma wystąpić w zawodach takiego kalibru, to nie może nim być kompletny amator, bez przygotowania i objeżdżenia, na zdezelowanym klamocie. To ma być fachowiec, wyposażony w odpowiedni motocykl (łacniej motocykle) i team. Inaczej bierzecie na sumienia efekty, również zdrowotne, w przypadku dzwona i kontuzji, jego zmagań.
To mi się na koniec dobre słowo trafiło. Zmagania. Nasz jedynak latem bądź zimą, dotąd sam zmaga się z wszelkimi trudnościami. Szeroko pojętymi, bo i od strony sportowej, także wyposażenia i tuningu, na finansach kończąc – zawsze w pojedynkę, z symbolicznym najwyżej udziałem marynarek, by żaden Sierak niczego nie zarzucił ludzkim paniskom. Wsparcie dobrym słowem, to zdecydowanie zbyt mało. Jeśli zaś ów „gospodarz” nie jest niezbędny, by biznes się kręcił, to nie udawajmy na siłę, że te odmiany żużla w Polsce także są uprawiane. Nie były i nie są. Jeden zapaleniec i hobbysta, nieżyjący Grzesiek Knapp, swymi dokonaniami nie może zamydlać ogólnego, prawdziwego obrazu.
#sport#motorbike#speedway#FIM#PZM#pgeekstraliga#żużel#motosport#motorsport#motorcycle