Zapraszamy na kolejny felieton z cyklu Piórem Sieraka – żużel niezależnym okiem. (https://www.facebook.com/photo?fbid=124847723685996&set=a.124530137051088)

Żadnych bohaterów, legend, opowieści z krainy tysiąca i jednej nocy. Po latach utrwalanych, wybielanych, bądź ubarwianych, ale żyjących. Żyjących w pamięci i świadomości fanów. Żadnej krwi wylewanej z buta po biegu. Żadnego cukru w baku. Żadnej koalicji przeciw znienawidzonemu, acz obiektywnie najlepszemu. Wszystko poukładane i przewidywalne. Wskaźnik emocji poniżej zera. Poziom sensacji – adekwatnie. O czym? Trzy turnieje IMP, ponieważ rzekomo „sprawiedliwsze”. A może zwyczajnie trzykrotnie częściej niż jednorazowo wpadnie kaska, a to bez względu na frekwencję i ową sprawiedliwość rozstrzygnięć?

Dodam uczciwie. Wpadnie zastrzyk mamony wszystkim żywo zainteresowanym owemu wpadaniu. A to jeszcze PZM weźmie co swoje od wyłonionego transparentnie, w drodze przetargu publicznego-pośrednika. Przy okazji zrzuci sobie z pleców doskwierającą konieczność „użerania się” z organizatorami i nie zawsze przychylnymi mediami, zrazu zadbawszy o dobre publicity federacji. Wszyscy bowiem opłacani i opłacający się uczestnicy, takoż dostępujący zaszczytu goszczenia piać będą z zachwytu pod niebiosy chwaląc dobrodzieja. Że nie tak to działa? O popatrzcie. A ja naiwnie sądziłem, że całość odbywa się w białych rękawiczkach (ot, dwuznaczność) i przy otwartej kurtynie. Ucieszą się maluczcy, których to w mozole dźwigania przedsięwzięcia wesprze patron honorowy, „załatwiając” przy okazji możnego, hojnego, najlepiej państwowego mecenasa zabawy. Nawet fani nie muszą już przychodzić na trybuny i głosować nogami za lub przeciw formule, bo i tak będzie się wszystkim opłacało. Także ścigantom, co to w dniu niby bezinteresownego, choć reżyserowanego i sterowanego „Święta speedway`a”, też coś tam dla siebie skubną. Zatem wyznawcy nowego bożka-mamony, jak jeden mąż, kontenci będą jako żywo i w komplecie. Co więc nie pasi Sierakowi? Ano brak sensacji, bohaterów dnia, dramatów, przekrętów (tak, tak-to nieodłączny element „walki”), wreszcie sędziowskich wielbłądów. Defekty, kontuzje, euforia i rozpacz to sól ścigania. Każdej rywalizacji. I tak powinno zostać. To przeca esencja, a nam serwują w to miejsce lurę.

Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Że publika dopisała, może z wyjątkiem inauguracji? Okoliczności przyrody bywają w tej materii skrajnie zmiennymi. Od wyjątkowo, jednorazowo, dramatycznie niesprzyjających (np.podział krążków rozstrzygnięty przed ostatnimi zawodami – ilu zapaleńców przyszłoby obejrzeć li tylko koronację). Po wyjątkowo, jednorazowo, szczęśliwie znakomite (podział medali dopiero w finałowym turnieju). A kontuzje? Tu nic się nie zmienia w kwestii „sprawiedliwości”. Albo nie startujesz w ogóle jak w tradycyjnych zawodach, albo opuszczając jeden, czy dwa turnieje cyklu i tak się nie liczysz. By cokolwiek ocenić potrzeba perspektywy, a jej składową jest odpowiedni upływ czasu. Podczas jednodniowego finału IMP u DMP z Lublina, ze świeżo upieczonym „ich” Zmarzlikiem w stawce, to ja bym się również o frekwencję nie obawiał. Lubelacy pewnie też nie. Pisałem już po wielekroć. W sporcie „sprawiedliwość” to żadne, a właściwie ostatnie kryterium. Gdyby była taka ważka i ważna, to Fortuna nigdy nie wygrałby zimowych igrzysk, Szczakiel nie zostałby IMŚ, zaś Lewy miałby w dorobku pokaźną kolekcję Złotych Piłek. No i Bartek nie zostałby najpopularniejszym sportowcem w Plebiscycie PS.

Ów brak przewidywalności-to nas rajcuje, rozpala emocje, przegrzewa zwoje mózgowe, zapraszając do toczenia wieloletnich sporów pod roboczym tytułem: „Co by było gdyby”. Także tworzy i pielęgnuje legendy. A o czym teraz pogadamy zimą? Anlasy Magica na śmietniku historii. Zmarzły wziął wszystko, sięgając jak po swoje-zgodnie z proroctwami „ekspertów”. Nawet po dekoracji nikt nie opuścił ostentacyjnie podium, bez najmniejszej aktywności w dziedzinie polewania, jakkolwiek to brzmi. I nawet w bramie parkingu mistrza witano kwiatami, a nie soczystym kopniakiem. Żadnych anty koalicji. Żadnego „wszyscy przeciw jednemu”. Żadnych kontrowersji. Wszystko poprawne jak w harcerstwie. Szlachetne, dobrze ułożone i przeraźliwie… nudne, bo bez nijakich sensacji.

Ja tak nie chcę. Nie zgadzam się.Tylko… . Jestem dużym chłopcem, więc zdaję sobie sprawę, że te moje protesty, to jak wołanie na puszczy. W pakiecie nawet czapkę Kadyrowa (nie tego), wespół z rogatywką odstawiono do lamusa. Nic nie zostało. A takie to było piękne. Tradycyjne. I nic nie kosztowało. Widać jednak nie przekonało, gdyż niczego „konkretnego” nie wnosiło, naturalnie zdaniem współczesnych, dla których jedyną miarą kariery i wiktorii jest pieniądz. A liczcie te swoje judaszowe srebrniki. Dukaty się sypią. Koszty własne nieważne. Zysk musi być. Za wszelką cenę. Ot czasy! Zewsząd komercja. Pokaż goły tyłek. Zrób durną minę. Palnij jakąś kosmiczną głupotę i masz miliony lajków. Dowód „sukcesu”. Bo z nich kupa forsy z przewagą… kupy. Tylko to wszystko nic nie warte, mimo iż kosztuje słono. Gorzko się robi i smutno na duszy. Tyleż zrozumiałe, iż jesień za oknem.

Współczesny żużel jest inny. To naturalne i oczywiste. Stare ustępuje nowemu.Czy jest lepszy? A może zdecydowanie gorszy? No… nie. Jest zwyczajnie… inny. Cóż, przyjdzie przywyknąć, co nie znaczy zaakceptować i pokochać. No, chyba że ktoś… dobrze zapłaci, to i poudawać coś tam „komercyjnie” można. Beznamiętnie i bez udziału uczuć wyższych. Godność, rycerskość-to już przeszłość. Słabo się sprzedaje. Tęskno mi do romantycznej walki o kawałek szkła. Z torem i rywalami. Po kolana w błocie, podczas ulewy, bo i tak bywało. Tu dopiero mogłeś poznać kunszt jeździecki. Tu trzeba było mieć jaja żeby podołać. To se ne wrati pane Havranek. Prawo rynku. A że jesień z nieodłącznymi nostalgią i melancholią, to i Sierakowi wolno rzewnie tęsknić, marząc o tym co było i już nigdy nie wróci. Kilka turniejów w rocznej edycji zaciera obraz w pamięci. Jak w SGP. Kto spamięta kilkadziesiąt turniejów ze szczegółami, miast jedynego w roku, prawdziwego święta, wspominanego latami. Mamy nowe. Pono lepsze. Na pewno bardziej opłacalne. Ckni się jednak starym wyżeraczom, do grona których nieskromnie się zaliczę, za tym, co było dobre. Jeden dzień. Jeden turniej, raz w sezonie. Dla mnie miało to niepodważalny urok, a przy tym było (na szczęście) totalnie niesprawiedliwe.