76 lat temu urodził się Edward Jancarz, jeden z najlepszych żużlowców w naszej historii

„Pierwszy mija linię mety. Zwycięża! Jest trzecim żużlowcem świata!” – napisano w książce poświęconej jego życiu. 76 lat temu, urodził się Edward Jancarz, jeden z najlepszych żużlowców w naszej historii.

Edward Jancarz przyszedł na świat rok po zakończeniu II wojny światowej. 20 sierpnia 1946 roku. Dorastał w mieście, w którym wolny czas mieszkańcom zapełniały zawody żużlowe. Gorzów Wielkopolski bardzo szybko stał się jednym z najlepszych ośrodków tego, bardzo trudnego i niebezpiecznego sportu.

Gdy młody Edzio miał sześć lat, tata po raz pierwszy zabrał go na mecz. Zauroczył się żużlem od pierwszej chwili. Na podwórku zaczął organizować rowerowe zawody, imitujące czarny sport. Ojciec, widząc zainteresowanie syna ściganiem się na motorach, sprezentował mu WFM-kę. Ten niewielki motocykl był produkowany w Świdniku. I tak przygotowany, młody Jancarz, zgłosił się do klubu Stal Gorzów. Bardzo szybko zgrał się z zespołem. Miał wyjątkową cechę jednania sobie wszystkich współpracujących z nim osób. Robił to, dzięki olbrzymiemu poczuciu humoru i bardzo pozytywnemu podejściu do życia.

Piotr Bruzda i Edward Jancarz Wrocław 1975

– To był niesamowity figlarz. Kiedyś między sezonami pojechał z Zenonem Plechem na Antypody. Oni bardzo często mieszkali u znajomych ludzi. I pewnego razu gościli u gospodarza, który miał drzewa pomarańczowe. W nocy wzięli słomki do picia. Wbili je w rosnące na drzewach owoce i wypili cały sok. Gdy gospodarz rano spojrzał na drzewa, zobaczył tylko zwiędnięte pomarańcze – wspominał Jancarza, Jan Delijewski, autor wydanej w 1986 roku książki „Życie na torze”.

W tamtym czasie, aby dostać się do finałów indywidualnych mistrzostw świata, trzeba było przejść wieloetapowe eliminacje. Pan Edward, najpierw w jugosłowiańskiej Jagodnie, później polskim Rybniku a na końcu radzieckiej Ufie, wywalczył awans do finału europejskiego. W nim zajął 7 miejsce. Promowało go to do światowego finału. Został on rozegrany 6 września 1968, w szwedzkim Goteborgu.

Nasz żużlowiec, w trzech z pięciu biegów był najlepszy. Dołożył jeszcze do tego dwa punkty za trzecie miejsca. Dało to jedenaście oczek i trzecią pozycję, wraz z reprezentantem Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich Giennadijem Kurilenką. O tym, kto zdobędzie brązowy medal, w myśl regulaminu, musiał zadecydować dodatkowy bieg, pomiędzy zainteresowanymi.

„Na trybunach poruszenie. W ostatni wiraż wchodzą prawie razem. Kurilenko z determinacją atakuje przy krawężniku! Wciska się! Edek jedzie po szerokim łuku. W ogóle nie zamyka gazu! Brawurową jazdą broni się przed wyprzedzeniem. Ryzykuje. Przy tej szybkości siła odśrodkowa często wyrzuca żużlowca na bandę. Wiadomo, czym to się kończy. On jednak panuje nad maszyną. Lekcje kontrolowanego poślizgu pobierane u (Edmunda przyp. red.) Migosia przydają się. Pierwszy mija linię mety. Zwycięża! Jest trzecim żużlowcem świata!” – napisał Jan Delijewski w wydanej, w 1991 roku, książce „Edwarda Jancarza życie na torze”.

W czasie swojej kariery dziesięciokrotnie startował w finałach indywidualnych. Zdobywał laury także w czempionacie globu par. Z Zenonem Plechem wywalczył jeden srebrny oraz dwa brązowe krążki. Dołożył do tego jeszcze jedno drugie miejsce razem z Piotrem Bruzdą. Dwa razy był najlepszym zawodnikiem na mistrzostwach Polski. W całej swojej karierze nigdy nie odmawiał pomocy młodszym kolegom. Zawsze cierpliwie tłumaczył i wyjaśniał wszelkie niuanse tego bardzo trudnego sportu.

– Przez 15 lat miałem szczęście startować przy boku mistrza, którego naśladowaliśmy, który był wzorem, który był zawsze bardzo dobrze przygotowany i na którego mogliśmy liczyć w każdej sytuacji – wspominał młodszy kolega Edwarda Jancarza, Bogusław Nowak, cytując sport.onet.pl.

Na tych samych łamach wtórował mu Jerzy Rembas:

– Bardzo dużo mnie nauczył. Nie tylko jeśli chodzi o samą jazdę. Pokazywał mi różne niuanse dotyczące silnika, sprzęgło, niesprzęgło, różne lineczki. Powtarzał mi, że to są bardzo ważne sprawy, jeśli chce się wygrywać, przede wszystkim starty .

Efekty były nadspodziewanie dobre. Jancarz, wraz z dwoma młodszymi kolegami, oraz Markiem Cieślakiem i Ryszardem Fabiszewskim wywalczyli dla Polski, w 1977 roku wicemistrzostwo globu w jeździe drużynowej.

W czasie zawodów, w 1984 roku, uległ bardzo poważnemu wypadkowi

Polska gościła reprezentację Włoch. Miały odbyć się dwie potyczki. Pierwszą zaplanowano na 9 sierpnia w Gorzowie Wielkopolskim. Do tragedii doszło w czasie czwartego wyścigu Jancarza. Jeden z zawodników drużyny Italii nie chciał dopuścić do sytuacji, w której pan Edward by go wyprzedził.

– (Valentino przyp. red.) Furlanetto zobaczył go jednym okiem, zostawił mnie, wyprostował motocykl i ruszył w tamtym kierunku. Myślał, że zablokuje Jancarza. Efekt był taki, że podniosło go na jedno koło. Spadł z motocykla, a ten dogonił Edka, uderzył prosto w niego i dobił go do bandy. Moglibyśmy milion razy rozegrać bieg i coś takiego by się nie powtórzyło. To wyglądało koszmarnie. Do dziś mam to przed oczami – wspominał drugi Polak, jadący w tym biegu, Bogusław Nowak, na łamach sportowefakty.pl.

Jancarz został natychmiast przewieziony do szpitala. Lekarzom udało się uratować mu życie.

Po wypadku nie mógł się odnaleźć w otaczającym go świecie

Po powrocie do zdrowia próbował swoich sił na wyścigach, ale nie udawało mu się wrócić do formy sprzed tragicznych wydarzeń. Coraz bardzo zamykał się w sobie. Nie mógł pogodzić się z brakiem dotychczasowego zainteresowania jego osobą. Niestety znalazł ucieczkę od problemów w napojach wysoko procentowych. 

– Po alkohol zaczął sięgać raczej po zakończeniu kariery. Owszem, w czasie jej trwania zdarzało się wypić piwko, ale nikt nie mógł sobie pozwolić na balangi, bo przecież trzeba było trenować. Byłem z Edkiem w Australii i tam nie przejawiał żadnych oznak alkoholizmu – stwierdził przyjaciel Jancarza, żużlowiec Zenon Plech, cytując za eurosport.onet.pl.

11 stycznia 1992 roku zmarł, po śmiertelnym ugodzeniu nożem przez drugą żonę, Katarzynę. Stadion, na którym się wychował i ścigał przez całą swoją karierę, został nazwany jego imieniem.

W grudniu 2005 odsłonięto w Gorzowie Wielkopolskim pomnik poświęcony wielkiemu żużlowcowi, Edwardowi Jancarzowi.

Tak przedstawiono Edwarda Jancarza na stronie : polskieradio24.pl

Wspomnienie o Edwardzie Jancarzu:

Cz1

Cz 2