Zapraszamy na kolejny felieton Przemysława Sierakowskiego z cyklu – Piórem Sieraka (https://www.facebook.com/profile.php?id=100084823056532)
Szlaka nadal w Canal+. Odtrąbiono kolejny sukces Ekstralipy SA bowiem kwota znacząco rośnie. Prawie jak inflacja. Kontrkandydatem byli amerykańscy odkrywcy. Pozwólcie, że beznamiętnie nie przyłączę się do rozentuzjazmowanego tłumu, skandując zacną familię szefa ligi. Tradycyjnie poszukam dziury w całym. Gdyby Discovery gwarantowało transmisje w otwartych kanałach, a możliwości posiada (Eurosport/TVN) – należałoby rozważyć ich ofertę nie tylko pod kątem finansowym. Widać nie zawierała takiej gwarancji, acz nikt się nie wypowiada na ten temat. Pytanie zatem kolejne. Czy Umowa z Canal+ zawiera klauzulę „dostępności” transmisji, czy (teoretycznie) nadawca może nas doić bez umiaru, wzorem odkrywców Ameryki (Discovery), przy okazji SGP. Jeśli tego nie zastrzeżono w nowej umowie telewizyjnej, to marnie dla promocji. Nadawca wrzuci speedway do extra płatnej platformy i zaś przyjdzie bulić jak za… chciałem napisać zboże, ale to obecnie nie byłoby zbyt adekwatne. Publiczni (niestety) ponownie nie stanęli w szranki. TVP Sport z nowym, „piłkarskim”, dyrektorem zainteresowana żużlem, jak Kowal wyścigami wielbłądów po triumfie Zmarzlika w plebiscycie PS. Szkoda. Koniec końców kolejne lata sportowego (telewizyjnego) zaścianka przed szlaką. Prezesi byli jednogłośnie za. Czyżby budżety się nie spinały i trzeba łatać z przyszłych dochodów? I nie wzruszają mnie kolejne peany na cześć, a to za sprawą wzrostu o 600% wpływów za prawa do drugiego szczebla. Złośliwie mógłbym to skwitować – skoro było zero, a jest „coś” – to marny sukces. Fakt. Dawniej kluby skłonne były nawet dopłacić, ponosząc koszty relacji, by szlaka w ogóle zaistniała w TV. Ale to było (epokowo) lata świetlne temu. Mimo, iż relatywnie niedawno. Dziś mamy kilku nadawców i walkę o ciekawe kąski, przynoszące stacjom dochody z reklam. Żużel wstrzelił się w konkurencję na rynku, zatem generalnie narzekać nie ma na co. Koniunktura sprzyja. Tylko czy działania centrali na pewno można określić mianem optymalnych?
Żeby zaś nie było, że tylko marudzę i się czepiam. Sponsor strategiczny E-lipy podniósł kwotę wsparcia. Znacząco. I chwała mu za to. Wszyscy dorzucimy się w rachunkach, ale to po prawdzie rodzaj demagogii. Kto by nie wszedł w nazwę, z wyimaginowanych „swoich” nie zapłaci. Zawsze ktoś (Klient) musi dać firmie zarobić. Na tym to z grubsza polega. Stąd biorą się chociażby fundusze na reklamę czy promocję potentatów. Fakt. Nie zawsze musimy wszyscy się składać. Zważywszy jednak pozyskaną przez Ekstralipę kwotę, w zestawieniu ze środkami od sponsora drugiego szczebla (sorki – nie przemawia do mnie, to nowe, tymczasowe nazewnictwo) – niedawne wątpliwości pani Marty Półtorak, a to w kwestii, najogólniej, transparentności poczynań i efektywności centrali, zdają się jeszcze bardziej uzasadnione. To dlaczego obyło się bez ogłoszenia przetargu czy konkursu ofert? Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Tu mam wrażenie, że na przynajmniej identycznym, a doświadczenie podpowiada – znacznie wyższym, poziomie finansowym, mocowałoby się być może nawet kilku oferentów. No i najważniejsze. Oby te rekordowe kwoty zostały rozsądnie spożytkowane. Nie tylko na rosnące kontrakty gwiazd.
W tych dniach Czesi ponowili lans… elektrycznej wersji motocykla żużlowego. W du…szy z tą rzekomą ekologią. Hałas i „smród”, to były od zawsze podstawowe atrybuty speedway`a. Do tego krew, pot, łzy i dramaty. Tych ostatnich, pospołu z aromatem rycyny (przepracowany olej wyrzucany zawżdy bezpośrednio na tor) dawno koneserom poskąpiono. Wszystko zastąpione „syntetykami”, ale z certyfikatem i błogosławieństwem UE. A teraz? Teraz jeszcze hałas chcą nam do kompletu odebrać. Niedawno było 120dB – jest poniżej 100dB. A ma być? Że co? Że zero, bo „ekologia”? Protestuję. Nie chcę. Nie zgadzam się. Nie życzę sobie młynków do kawy udających dirt track. Nazwijmy takie widowiska jakoś inaczej. Po nowemu. Może być nawet ekologicznie. Ale na Boga – nie mieszajmy „tego czegoś” ze szlaką w klasycznym, choć okrojonym wydaniu.
Z innej mańki. Ze Szczecina można łatwo i szybko dojechać np.do Gorzowa, Zielonej Góry, czy Wrocławia. Tylko żeby minister zechciał się pofatygować należy resortowi coś sensownego, przy tym intrygującego zaproponować. Stare chińskie przysłowie powiada bowiem, że jeśli wroga nie da się pokonać – należy się z nim zaprzyjaźnić. Co więc proponuje PZM by ocieplić relacje z ministerstwem? Może jakiś program szkolenia młodzieży, stylizowany na Lotos Cup? Jakieś projekty dotyczące budowy, rozbudowy lub dostosowania infrastruktury? Też nie. Cokolwiek? Nitras sam się nie domyśli, że są jakieś konkretne potrzeby. Z własnej, nieprzymuszonej woli ze Szczecina się nie ruszy. Zamiast więc psioczyć, wybrzydzać i narzekać, może warto podrapać się w głowę i wykorzystując sprzyjające okoliczności przyrody (wybory samorządowe), najpierw ubrać potrzeby w słowa, a potem sformułować stosowny wniosek na piśmie? Kaska czeka, a zgarną, niekoniecznie na uzasadnione wyższym dobrem cele, operatywniejsi i sprytniejsi. Przy tym najszybsi.