Tomasz Gollob – nasz mistrz świata na żużlu z 2010 roku nie poddaje się. Siedem lat temu, 23 kwietnia 2017 roku życie Tomasza Golloba zmieniło się na zawsze. Tego dnia brał udział w bardzo poważnym wypadku na torze motocrossowym w Chełmnie, po którym doznał złamania kręgosłupa.

Od tamtego czasu mistrz walczy – nie na torze ale z własnymi słabościami i niedomaganiami własnego ciała. Jak sam mówi nieraz ból był tak okropny, że trudno było wytrzymać. Ale tak jak na torze, tak i teraz Tomasz Gollob nie podaje się.

Niedawno o poprawie swojego stanu zdrowia podzielił się na łamach sportowychfaktów.wp.pl.

Tomasz Gollob zdradza:
Mijająca zima była dla mnie wyjątkowo trudnym okresem. Zmieniające się temperatury, śnieg, deszcz, wiatr czy wahania ciśnienia destabilizowały moje życie. Dla zepsutego organizmu każdy taki czynnik, to dodatkowa przeszkoda. W takich okresach częściej niż zwykle pojawiają się bóle spastyczne i złe samopoczucie. Nawet najmniejszy ruch powoduje przeszywający ból, którego nie da się opisać słowami. Od wypadku na motocyklu motocrossym mija niedługo siedem lat, ale do tego nie da się przyzwyczaić.
Na szczęście od czterech tygodni sytuacja się ustabilizowała, a ja postanowiłem, że wdrażam nowy plan rehabilitacji. Na szczęście teraz zdrowie mi dopisuje, dzięki czemu zacząłem trenować mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Takiej intensywności od siedmiu lat jeszcze nie doświadczyłem.

Nasz były mistrz czuje się coraz lepiej i zauważa:
Od siedmiu lat nie byłem w tak dobrej formie. Obserwuję, jak mój organizm dostosowuje się do obciążeń treningowych. Nic mnie nie boli w trakcie ćwiczeń, na razie omijają mnie także choroby. Mam wrażenie, że organizm zaakceptował tę dawkę treningową. Praktycznie w każdym ćwiczeniu biję swoje rekordy. Podczas naszej rozmowy wybiło mi właśnie czterdzieści minut nieprzerwanej jazdy na hand-bike’u.  Jeszcze niedawno co chwilę musiałem przerywać ćwiczenie, bo coś mnie bolało. Jestem także dumny z rekordu stania – byłem w stanie utrzymywać organizm w takiej pozycji przez dwie godziny. Może dla kogoś to będzie dziwne, ale przy moich dolegliwościach to naprawdę duży sukces.
Po prostu czuję się lepiej, więc postanowiłem, że to odpowiedni czas, by po siedmiu latach w końcu zacząć bardzo mocne treningi. Mimo tylu lat ciągłego bólu nie przestaję mieć nadziei, że organizm w końcu włączy niedziałające funkcje. Na razie cieszę się z małego przełomu, czyli tego, że w końcu mogę ćwiczyć tyle, ile chcę. Wcześniej ograniczał mnie organizm, a ja ćwiczyłem z dużym zaangażowaniem, ale jednak musiałem uważać, by nie przesadzić. Dzisiaj trenuję bardzo dużo i pewnie dopiero za kilka miesięcy przekonam się, jaki to ma wpływ na mój organizm.

Tomasz Gollob nadmienia:
Staram się trenować przynajmniej dwie godziny dziennie, bez żadnych przerw czy dni na regenerację. Gdy mam lepszy dzień, to spędzam na sali rehabilitacyjnej nawet trzy godziny. W końcu mój stan zdrowia pozwala na to, by każde ćwiczenie wykonywać na maksimum możliwości.
Niemal codziennie korzystam z egzoszkieletu, chodzę przy chodziku czy ćwiczę stanie. Później korzystam z rowerka na ręce, wyciskam sztangi czy ćwiczę mięśnie przy użyciu różnych gum. Pobudzam mięśnie w każdy możliwy sposób. Staram się robić jak najwięcej powtórzeń z mniejszym obciążeniem. Robię wszystko po kolei.

Mimo tych sukcesów w rehabilitacji, wielokrotny mistrz świata na żużlu nie wrócił do normalnej sprawności:
Nie wróciłem i wszystkim, którym wydaje się, że tak właśnie jest, chcę powiedzieć, że są w dużym błędzie. Widzę wokół siebie duży optymizm, ale tak naprawdę tylko nieliczni wiedzą, ile to wszystko kosztuje mnie wysiłku. Każdy mój dzień jest zaplanowany z dużym wyprzedzeniem. Mogę prowadzić samochód, ale rzadko podróżuję, bo to wszystko bardzo mnie męczy i pogarsza stan zdrowia. Wprowadziłem do swojego życia dużą dyscyplinę i dzięki temu jakoś funkcjonuję.

Mimo tych ogromnych problemów z powrotem do „normalnego” funkcjonowania Tomasz Gollob ma także sportowe marzenia:
Jeśli będę zdrowy, to chciałbym wystartować w Rajdzie Dakar i pokazać, że nie ma rzeczy niemożliwych. Chodzi mi już nawet nie o odzyskanie czucia w nogach, ale ogólną sprawność, która pozwoliłaby mi na rywalizację w ekstremalnie trudnych warunkach przez wiele godzin dziennie. To moje marzenie, ale nie jest to kwestia życia i śmieci. Jeśli się nie uda, to nie będę załamany. Najważniejsze jest to, bym się lepiej czuł i rzadziej odczuwał ból.

Źródło: sportowefakty.wp.pl