11 kwietnia 1971 roku w Bydgoszczy na świat przyszedł Tomasz Robert Gollob. W młodości nic nie zapowiadało, iż w przyszłości zostanie świetnym żużlowcem. Na początku swojej sportowej drogi trenował piłkę nożną w bydgoskich klubach: Polonii i Zawiszy. Jeszcze jako nastolatek zaczął jednak startować w zawodach motocrossowych i wyścigach motocyklowych. Jednak w wieku 17 lat rozpoczął starty na żużlu w Polonii Bydgoszcz.

Do czasów Bartosza Zmarzlika był najbardziej utytułowanym polskim zawodnikiem. Sport żużlowy – do czasu fatalnego w skutkach upadku na torze motocrossowym – uprawiał bez mała 30 lat. Poświęcił mu wszystko.

Trudno jest pisać o Tomaszu Gollobie. Nie sposób wymienić wszystkie jego sukcesy sportowe. Ale co bardzo ważne. Jest siedmiokrotnym mistrzem świata na żużlu. W 2010 roku został drugim – po Jerzym Szczakielu – indywidualnym mistrzem świata. Do tego celu dążył prawie 20 lat. 25 września 2010 roku tuż po zdobyciu złota we włoskim Terenzano szczęśliwy Gollob powiedział do tysięcy polskich kibiców: „Dwadzieścia lat mi zajęło, żeby to zrobić. Przepraszam was bardzo”.

Wcześniej w wieku 28 lat Tomasz Gollob miał ogromną szansę zostać indywidualnym mistrzem świata. 3 lipca 1999 roku we Wrocławiu na Stadionie Olimpijskim odbyła się trzecia runda ówczesnego cyklu Speedway Grand Prix. Zawody w stolicy Dolnego Śląska odbywały się po rocznej przerwie. Kibice pamiętali inauguracyjny triumf Golloba w 1995 roku. Wielu liczyło na powtórkę. Mieli do tego pełne prawo.

Tomasz Gollob, który wcześniej wygrał w Pradze, przed zmaganiami we Wrocławiu o 4 punkty wyprzedzał drugiego w klasyfikacji generalnej Jimmy’ego Nilsena.

Gollob w finałowym biegu wrocławskiego turnieju musiał radzić sobie ze szwedzką koalicją: wielokrotnym mistrzem świata Tony’m Rickardssonem, Stefanem Danno oraz Jimmy’m Nilsenem. Ten ostatni najlepiej wyszedł ze startu i objął prowadzenie. Tuż za nim jechał Gollob, który startował z czwartego pola. Sytuacja wyglądała podobnie przez trzy okrążenia i wielu zwątpiło, że Polak będzie w stanie zwyciężyć tego dnia na Stadionie Olimpijskim.

28-letni wówczas Gollob wierzył jednak do końca. Od początku czwartego okrążenia Polak nabierał prędkości, jadąc przy płocie. Na długiej prostej udało mu się na chwilę wyprzedzić Nilsena. Szwed ani myślał jednak odpuszczać. Przy wejściu Golloba w ostatni łuk, zawodnik ze Skandynawii wykorzystał fakt, iż Polaka „wyniosło” pod samą bandę. Nilsen pojechał blisko krawężnika i odzyskał prowadzenie. Wydawało się, że uda mu się zwyciężyć.

Gollob zdecydował się na brawurową kontrę. Ściął do krawężnika, wyprzedzając Szweda i wpadł na metę jako pierwszy. W żużlowym slangu akcję, jaką wykonał Polak, nazywa się „nożycami”. Trzecim miejscem we Wrocławiu musiał zadowolić się Danno.

Tomasz Gollob o finale Grand Prix we Wrocławiu w 1999 roku:

Bieg finałowy:

Po wrocławskich zawodach „Długi”miał już 65 punktów i o dziewięć wyprzedzał Nilsena. W kolejnych dwóch turniejach: w Coventry i Bydgoszczy przebudził się jednak Rickardsson, który awansował na drugie miejsce, zmniejszając stratę do Golloba do zaledwie czterech punktów. 

Ostatnie zawody cyklu SGP 1999 zaplanowano na 25 września w Vojens. W Polsce wszyscy oczekiwali tylko jednego – po 26 latach od triumfu Jerzego Szczakiela – złota Tomasz Golloba. A polski zawodnik był bardzo mocno zmotywowany na zdobycie złotego medalu. Na początku września w jednej z wypowiedzi Tomasz Gollob stwierdził, iż odpuszcza imprezy przed finałem SGP w Vojens, by być należycie przygotowanym do walki o złoto i by skutecznie obronić się przed atakami Rickardssona. Chyba tylko duch sportowej rywalizacji sprawił, iż tydzień przed GP Danii „Długi” wystartował we Wrocławiu w finale Złotego Kasku.

Wcześniej Gollob miał już na swoim koncie cztery zdobyte Złote Kaski. Już wówczas był najlepszym zawodnikiem w klasyfikacji wszech czasów tego turnieju.

Jednak 18 września Tomasz Gollob stanął na starcie finału Złotego Kasku. Tym razem stolica Dolnego Śląska nie była dla zawodnika Polonii Bydgoszcz szczęśliwa, jak to miało miejsce 3 lipca 1999 roku… 

Już w trzecim biegu zawodów na Olimpijskim doszło do fatalnie wyglądającej kraksy. Na starcie stanęli wtedy Adam Pawliczek, Grzegorz Rempała, Tomasz Gollob i Piotr Protasiewicz. Tuż po starcie na tor upadło trzech zawodników. Wywrotki uniknął tylko Grzegorz Rempała. Tomasz Gollob z ogromnym impetem uderzył w bandę i przeleciał przez nią uderzając dodatkowo o słupek na którym była umocowana bursztynowa lampa.

Wypadek Tomasza Golloba podczas Złotego Kasku 1999 we Wrocławiu:

Żużlowiec, który po wypadku stracił przytomność, zdecydował się wystartować w Vojens. Polak pojechał do Danii, mimo wstrząsu mózgu i braku czucia w jednym palcu. Obolały wystąpił w trzech biegach, ostatecznie kończąc zawody na 9. miejscu w gronie 24 żużlowców. Tomasz Gollob przegrał m.in. ze swoim starszym bratem Jackiem.

Rickardsson był w Vojens bezkonkurencyjny, czym przypieczętował swój drugi w karierze tytuł indywidualnego mistrza świata. Ostatecznie Szwed zdobył ich aż sześć.

Gollob musiał zadowolić sie srebrnym medalem, wyprzedzając legendarnego Duńczyka Hansa Nielsena. Polak na swój jedyny tytuł indywidualnego mistrza świata musiał czekać, jak już pisaliśmy, aż do 2010 roku. Ponadto wywalczył też dwa srebrne i cztery brązowe medale cyklu. 

Złoty medal IMŚ – 2010:

W swojej karierze Tomasz Gollob miał oczywiście też inne sukcesy. 30 razy zdobył tytuł mistrza Polski (7-krotny drużynowo, 8-krotny indywidualnie, 11-krotny w parze, 3-krotny młodzieżowy indywidualnie i 1-krotny młodzieżowy w parze), wspólnie z drużyną sześć razy triumfował na mistrzostwach świata, a w 2007 roku został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi dla rozwoju polskiego sportu żużlowego”. Jednak zwycięstwo podczas Indywidualnych Mistrzostw Świata oczywiście smakowało najlepiej.

Przez 18 lat startował w cyklu Speedway Grand Prix. 53 razy stawał na podium tych zawodów. 22 razy je wygrywał. Został wprowadzony do Galerii Sław Żużlowej Reprezentacji Polski, której przez wiele lat był kapitanem.

Tomasz Gollob w wielu sytuacjach wychodził cało z opresji. Przeżył min. wypadek lotniczy. Samolot pilotowany przez jego ojca Władysława spadł na drzewa. Wówczas na pokładzie byli jeszcze brat Tomasza – Jacek i Rune Holta.

Jednak nie dane było Tomaszowi Gollobowi spokojnie przejść na żużlową emeryturę. Los okrutnie doświadczył Tomasza Golloba. 23 kwietnia 2017 roku wziął udział w zawodach żużlowych w Chełmnie. Podczas wyścigu doszło do tragicznego wypadku z udziałem sportowca. Do dziś nie wiadomo co dokładnie wydarzyło się na torze, gdyż odcinek w którym doszło do zdarzenia był niewidoczny dla kibiców. Również Tomasz Gollob nie pamięta co zaszło na torze tego feralnego dnia. Jak informował Onet: „Najprawdopodobniejsza wersja jest taka, że żużlowiec zjeżdżał ze stromej góry, niefortunnie się przewrócił, a motocykl zmiażdżył mu kręgosłup”.

Wypadek Tomasza Golloba w 2017 roku:

Sportowiec doznał urazu kręgosłupa w odcinku piersiowym ze złamaniem siódmego kręgu piersiowego i przemieszczenia między szóstym a siódmym kręgiem oraz uszkodzenia rdzenia kręgowego. Konieczna była operacja, w trakcie której został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Po kilku dniach go wybudzono. Następnie rozpoczęła się długa i bardzo bolesna rehabilitacja. 

Tomasz Gollob oceniał wówczas swój stan zdrowia: Bóle, jakie mi towarzyszą, są nie do ogarnięcia dla człowieka. Są potworne, przeszywające, rażące jak porażenie elektryczne. Tak wielkie, że nie jestem w stanie tego opisać. To rodzaj bólów neuropatycznych, niepozwalających mi funkcjonować, rehabilitować się po wypadku, a w nocy spać. Noce są najgorsze, trudne do przeżycia. Każdy ruch kołdry poraża do omdlenia… Po zmiażdżeniu dwóch kręgów – szóstego i siódmego – doznałem paraliżu poniżej piersi. Jedni doznają paraliżu wiotkiego, a ja spastycznego. Oznacza to, że moje mięśnie wariują, robią co chcą i kiedy chcą. Np. mięśnie brzucha naprężają się, przez co staje się on twardy jak z betonu i trwa to wiele godzin. Podobnie z nogami.

Ale dodał: Trwanie, nierobienie niczego, nie wchodzi w grę. Ten codzienny, nieprzerwany ból zabija człowieka. Dlatego, że nie pozwala nic robić, nawet myśleć. Kiedy leżę na specjalnym łóżku, jest ból. Kiedy ćwiczę, jest ból. Gdy siedzę na wózku, jest ból. Jest wszędzie i zawsze. Towarzyszy mi w każdej minucie. Czy w ciągu dnia, czy kiedy próbuję spać.

W ubiegłym roku, cały świat nie tylko żużlowy obiegły zdjęcia Tomasza Golloba w pozycji stojącej. Ale Tomasz Gollob tonuje nastroje: Zapewniam jednak, że to, iż stoję, to nie ma niczego wspólnego z cudem. Ja stoję przy pomocy urządzeń do pionizowania już od kilku lat. Może nie od pierwszego dnia od wypadku, ale niedługo potem. Po prostu wcześniej nie wrzucałem zdjęć.

„Długi” dodaje: denerwuję się, kiedy czytam w mediach rozmowy, jakie przeprowadzają ze mną dziennikarze, i piszą, że nagle stał się cud, bo Gollob chodzi. To czytają ludzie, którzy mają takie same problemy, jak ja. Niepotrzebnie dajemy im nadzieję.

W marcu tego roku (2024) nasz mistrz mówił między innymi:
Na szczęście od czterech tygodni sytuacja się ustabilizowała, a ja postanowiłem, że wdrażam nowy plan rehabilitacji. Na szczęście teraz zdrowie mi dopisuje, dzięki czemu zacząłem trenować mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Takiej intensywności od siedmiu lat jeszcze nie doświadczyłem.
Od siedmiu lat nie byłem w tak dobrej formie. Obserwuję, jak mój organizm dostosowuje się do obciążeń treningowych. Nic mnie nie boli w trakcie ćwiczeń, na razie omijają mnie także choroby. Mam wrażenie, że organizm zaakceptował tę dawkę treningową. Praktycznie w każdym ćwiczeniu biję swoje rekordy. Podczas naszej rozmowy wybiło mi właśnie czterdzieści minut nieprzerwanej jazdy na hand-bike’u.  Jeszcze niedawno co chwilę musiałem przerywać ćwiczenie, bo coś mnie bolało. Jestem także dumny z rekordu stania – byłem w stanie utrzymywać organizm w takiej pozycji przez dwie godziny. Może dla kogoś to będzie dziwne, ale przy moich dolegliwościach to naprawdę duży sukces.
Po prostu czuję się lepiej, więc postanowiłem, że to odpowiedni czas, by po siedmiu latach w końcu zacząć bardzo mocne treningi. Mimo tylu lat ciągłego bólu nie przestaję mieć nadziei, że organizm w końcu włączy niedziałające funkcje. Na razie cieszę się z małego przełomu, czyli tego, że w końcu mogę ćwiczyć tyle, ile chcę. Wcześniej ograniczał mnie organizm, a ja ćwiczyłem z dużym zaangażowaniem, ale jednak musiałem uważać, by nie przesadzić. Dzisiaj trenuję bardzo dużo i pewnie dopiero za kilka miesięcy przekonam się, jaki to ma wpływ na mój organizm.

Ale jak sam zapewnia jego celem jest start w Rajdzie Dakar. Znając Tomasza Golloba wiadomo, że to zrobi.

Zdjęcie tytułowe: publiczne fb