Zapraszamy na kolejny felieton z cyklu Piórem Sieraka – żużel niezależnym okiem. (https://www.facebook.com/photo?fbid=124847723685996&set=a.124530137051088)

Znak czasów. Wciąż pędzimy. Właściwie bez celu i sensu. Zapamiętujemy na chwilę jedynie to, co w wersji „short”. Takie informacyjne sms-y, spakowane do WINRaR-a. Nie ma chwili wytchnienia, zastanowienia. Żadnej zadumy czy refleksji. Szybciej, wyżej, dalej zawładnęło naszym światem. Szczególnie młodymi. Byle dobrze się bawić. Byle nie kosztowało to najmniejszego wysiłku.

Pamiętam wiele lat temu, gdy córka liczyła ledwie kilka wiosen, zapytała: „Po co tyle flag wisi?” Był 3 maja. Zacząłem więc, swoim zwyczajem, od początku stworzenia świata. Kiedy w 1791 roku… . Nie dokończyłem. Padło stanowcze, zniecierpliwione: „Oj tato! Skończ ten wykład. Jakieś święto jest?” No fakt. Było. Etymologię rozkminiła ponad dekadę później. Nikt już nie trawi elaboratów. Sumienna, rzetelna i zarazem… rozwlekła treść, do niewielu przemawia. Młodzi nie chcą nawet przelecieć wzrokiem gotowego bryka. Szkoda czasu. Nie przyswajają.

Po cóż więc się rozwodzić? Dla kogo zadawać sobie trud zgłębiania tajemnic i dociekania u źródła? Ma być „do ogarnięcia” w kilka sekund. W żużlu podobnie. Idziemy z „postępem”. Zatem?

Zastanawia mnie ostatni, radykalny zwrot narracji, ze zmianą optyki, względem farbowanych lisów. Kilka portali miast „A fee. Niech jadą do domu” – tak głosiły do niedawna, zaczęło niebezpiecznie zbaczać (to dobre, adekwatne określenie), w kierunku „Jak mi ich żal”. Zgodnie więc z duchem czasu będzie krótko. Skoro im tak źle. Skoro dzieje im się u nas taka wielka krzywda, skoro tak bardzo obawiają się o najbliższych, to… niech jadą do domu. I tam się o wszystko zatroszczą. Wszak z obywatelstwa Rosji nie zrezygnowali. Jakoś nigdzie nie przeczytałem, żeby oficjalny poplecznik putlera, Griszka Łaguta, gdziekolwiek na cokolwiek narzekał. On przynajmniej zachowuje się uczciwie. Pozostali kalkulują. Pecunia non olet. Czuć już powabny aromat dzienieg. Trzeba tylko odpowiednio zagrać na emocjach. No to i grają, a może igrają? Na koniec zaś najważniejsze. Otóż nikt nie może przymusić żadnego z prezesów do zatrudnienia farbowanych lisów. Chyba, że mają w dupie wojnę, bo tytuł DMP ważniejszy.

Wystarczy. Sezon na hejt, szczególnie toruńsko-wrocławski uważam za otwarty. O tym „Polaku” z czarnymi pazurami (bynajmniej nie od pracy i brudu), to już nie mam sumienia. Powinny wrócić niedawno istniejące regulacje, umożliwiające odebranie obywatelstwa, w szczególnych, uzasadnionych i doprecyzowanych okolicznościach. A tak? Lisy gotowe jeszcze „walczyć”. Tyle, że wyłącznie o odszkodowania z tytułu utraconych zarobków. Jak to „Polacy”. Z kogo więc się śmieję? Z siebie się śmieję. Bom prawy. Chciałoby się rzec parafrazując załączoną poniżej, znaną scenę z Kariery Nikodema Dyzmy.

Przed nami przerwa na Katar. Klasyczna, jak sądzę. Mecz otwarcia. Mecz o wszystko. Mecz o honor. Pakowanie i powrót. No chyba, że wyjątkowo nie tym razem. Wszak na cud zawsze można liczyć, a nadzieja umiera ostatnia. Najlepszy środek na katar? Laxigen. Zażyj i spróbuj wtedy kichnąć. Efekt? Jak ze sporem o farbowane lisy. Wielu doświadcza. Ja na szczęście nie. Sumienie mam czyste jak okrężnicę. Gwarantuję.