Jacka Folkerta kojarzyć będą zapewne wszyscy, którzy interesowali się żużlem w latach dziewięćdziesiątych. Ten urodzony w roku 1979 żużlowiec wystąpił w barwach Śląska Świętochłowice w latach 1995 – 2000 w 45 meczach 2 ligi żużlowej. Poniżej zamieszczam wywiad z tym sympatycznym zawodnikiem.

Paweł Wittchen: Jak Pan wspomina okres swoich startów na żużlu? Czym tamte czasy różniły się od obecnych?

Jacek Folkert: Moja przygoda z żużlem zaczęła się w 1995 roku. Jednak fanem „czarnego sportu” byłem już dużo wcześniej. Tamte czasy wspominam dobrze, chociaż mocno różniły się od tego sportu dzisiaj. Dobrze byłoby mieć współczesne możliwości ale startować w latach dziewięćdziesiątych.

PW: Wystąpił Pan w swojej karierze w kilkudziesięciu meczach ligowych. Jest to na pewno dla żużlowca jakieś osiągnięcie. Czy wspominając swoje starty ma Pan satysfakcję czy pozostaje jednak niedosyt?

JF: Były osiągnięcia, które wspominam z sentymentem mimo że na tamte lata sprzętowo „odstawałem” od swoich rywali. Jednak gdy się kocha to co się robi, to pewne rzeczy nie mają znaczenia. Niestety wypadek pokrzyżował moje plany. Na pewno przez to pozostał niedosyt bo nie wiadomo „co by było gdyby”.

PW: Miał Pan możliwość startów w Śląsku Świętochłowice z jedynym z najlepszych żużlowców rosyjskich lat dziewięćdziesiątych – Rinatem Mardanszinem. Jak Pan wspomina tego zawodnika?

JF: Gdy Rinat przyjechał do „Śląska” od razu znaleźliśmy wspólny język, pomagałem mu wtedy jako mechanik, ucząc się przy tym „fachu”. Odwiedziłem z nim trochę Europy ale dla takiego młodzika ze Świętochłowic to było coś. Poznałem wtedy dużą część żużlowego świata.

PW: Wspominając świętochłowicki żużel sprzed kilku dekad trudno nie wspomnieć Roberta Nawrockiego. Czy Pana zdaniem brakuje obecnie w polskim żużlu tak wybitnych działaczy?

JF: Pamiętam dobrze Pana Roberta, był to człowiek, który żył tylko żużlem. Chociaż czasy są inne, może dla żużla trochę gorsze to są ludzie, którzy poświęcają mnóstwo czasu i energii aby ten sport był wciąż „żywy”. Przykładem są Świętochłowice gdzie walczymy o powrót żużla do ligi.

PW: Kto z wychowanków Śląska, którzy zdali licencję w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych był Pana zdaniem największym talentem?

JF: Bez zastanowienia mogę powiedzieć, że Antoni Bielica jest dla mnie największym talentem tamtych lat. Jednak nie można zapomnieć o tych z którymi ścigałem się na torze – Sebastianie Kowoliku, Mirosławie Basie i Rafale Chińskim.

PW: Temat reaktywacji żużla w Świętochłowicach nie jest Panu obojętny . Proszę przekazać czytelnikom parę informacji co obecnie dzieje się w tym temacie.

JF: Tak. Byłem jednym z inicjatorów reaktywacji. Chciałbym żeby w przyszłym roku został poruszony temat szkoleń młodzieży na „Skałce” ale na chwilę obecną zajmują się tym K.Sichma i G.Gabor.

PW: Dziękuję za wywiad.

Tytułowa fotografia: Dorota Wiśniewska