Gdy w zeszłym roku PZMot poinformował o zgłoszeniu Polskiej reprezentacji w drużynowych mistrzostwach świata na długim torze żużlowym – a dokładniej w FIM Long Track of Nations, które zaplanowano w holenderskim Roden ucieszyłem się niezmiernie. Od razu zarezerwowałem nocleg w tej miejscowości by oglądać wspomniane zawody na żywo i zobaczyć historyczny występ Polskich zawodników w tej odmianie żużla. Niestety, ze względu na pandemię koronawirusa i związane z tym ograniczenia dotyczące udziału publiczności holenderski związek motorowy wraz z FIMem zawody te odwołał.
Dlatego też, gdy ogłaszano tegoroczny kalendarz zawodów żużlowych i wspomnianą imprezę, oczywiście z udziałem Polaków, organizować miało niemieckie miasto Herxheim położone niedaleko francuskiej granicy postanowiłem, że muszę tam być. I doczekałem się.
Mistrzostwa te odbyły się 26 maja 2022 r., w dzień Wniebowstąpienia Pańskiego, który m. in. w Niemczech jest dniem wolnym od pracy i w tym dniu w Niemczech tradycyjne w wielu różnych regionach rozgrywane są rożnego rodzaju zawody żużlowe.
Herxheim to niewielkie, senne miasteczko znane ze szparagów, truskawek i z toru żużlowego o długości 963 m (i szerokości 15 m na prostych i 17 na łukach) wewnątrz którego znajduje się klasyczny tor o długości 283 m. Długi tor, na którym rozgrywano tegoroczne mistrzostwa ma nietypowy kształt – jest to owal ale ze „ściętym” z jednej strony łukiem w taki sposób, że w efekcie znajdują się na nim trzy proste: jedna długa na której jest start/meta oraz dwie krótsze po przeciwległej stronie.
Nie ma tu dmuchanych band na zakrętach ale jest za to, na zewnątrz nawierzchni, po której ścigają się zawodnicy szeroki na kilkanaście metrów pas trawy i dopiero za nią znajdują się drewniane bandy. Trawiasta nawierzchnia pełni rolę bufora bezpieczeństwa – w razie kolizji i upadku zawodnicy nie wpadają bezpośrednio na bandę lecz wpadając na trawę mogą niejako wytracić swoją prędkość a dodatkowo jadący za nimi zawodnicy mają większe możliwości ich bezpiecznego ominięcia.
Co ciekawe: zewnętrzny pionowy słupek maszyny startowej po każdym starcie, po uprzednim odpięciu i zwinięciu taśmy, jest szybko składany i chowany w otwór, który jest następnie zasłaniany tak aby nie stanowił zagrożenia dla zawodników, którzy mogliby, nie mieszcząc się w obrysie toru w niego uderzyć. Cała ta operacja wykonywana przez dwóch lub trzech pracowników – asystentów kierownika startu przebiega bardzo sprawnie i trwa około 10 sek podczas gdy pierwsze okrążenie zawodnicy pokonują w ok. 30 sek.
Po zakończeniu wyścigu maszyna startowa jest z powrotem wyciągana i stawiana a taśma rozciągana i zakładana na nowo. Przy starcie znajduje się wieżyczka sędziowska oraz zadaszona trybuna z numerowanymi miejscami dla 1000 widzów. Pozostałą część toru żużlowego w Herxheim okala na całej długości wał ziemi pokryty trawą. Widzowie siadają tam na ogół na przyniesionych ze sobą krzesełkach lub kocach. Bilet na takie miejsce kosztował 19 Euro, a na trybunę 25 Euro. Program zawodów – wszystkich rozgrywanych tego dnia – w cenie 2 Euro był ładny, obszerny, kolorowy i wydany na dobrym papierze.
Na widowni, z racji święta i wolnego od pracy dnia, ale też i ze względu na to, że drużynowe mistrzostwa na długim torze rozgrywano pierwszy raz od 2019 r. (covid-19) zebrało się ponad 12 tys widzów.
Wśród kibiców dominowali oczywiście Niemcy, w przeważającej większości rodziny i grupki znajomych, ale były też zorganizowane grupy i fankluby poszczególnych zawodników z flagami lub bilbordami, na których wypisane były nazwiska zawodników, którym szczególnie kibicowano.
Kibiców innych nacji, w tym z Polskich było bardzo niewielu, raptem kilka grupek z pojedynczymi flagami czy szalikami. Podobnie jak spotkać można było kilka, kilkanaście osób z Francji lub z Czech. Pomijam tu kibiców będących zarazem członkami rodzin zawodników, menedżerów czy mechaników których było w sumie dość sporo ale zgromadzeni byli oni wszyscy w pobliżu parku maszyn.
Na widowni, jak zawsze ma to miejsce podczas tego typu zawodów, panowała atmosfera piknikowo-festynowo-odpustowa. Przygotowano mnóstwo stoisk gastronomicznych, które były licznie i przez cały czas oblegane. Dużo było też dodatkowych atrakcji dla kibiców i dzieci w postaci stoisk z pamiątkami, placami zabaw. Był też gumowy dmuchany zamek, były loterie.
Oryginalną rzeczą była możliwość zakupienia dowolnej koszulki z grafiką wykonywaną na miejscu metodą naprasowania wg jednego z licznych wzorów oferowanych na stoisku.
Same zwody były bardzo emocjonujące. Od początku toczyły się one pod dyktando zespołów Niemiec, Czech oraz Holandii i Francji. Ostatecznie z tych dwóch ostatnich do finału awansowała reprezentacja Francji zajmując na koniec trzecie miejsce głównie za sprawą fantastycznie dysponowanego tego dnia M. Tresarieu.
Losy złotego medalu zdecydowały się na ostatnich metrach przed metą. Od początku wyścigu prowadził równie znakomity tego dnia M. Riss ale tuż za nim, przez niemal cztery okrążenia jechali dwaj zawodnicy z Czech co dawało tej reprezentacji złoty medal gdyż drugi Niemiec L. Fienhage zajmował cały czas dopiero piątą pozycję. Jednakże kolejna szarża nieustępliwego M. Tresarieu, który dosłownie dwa, trzy metry przed metą wyprzedził jadącego na trzeciej pozycji M. Malka sprawiła, że reprezentacje Niemiec i Czech zrównały się punktami.
Kibice na stadionie, którzy po początkowej euforii spowodowanej szybkim wysunięciem się na prowadzenie M. Rissa zamilkli i dalszą część wyścigu obserwowali w skupieniu i napięciu. Napięcie nie minęło, gdy spiker ogłaszał kolejność na mecie. Potrzebna była bowiem dodatkowa punktacja w celu sklasyfikowania reprezentacji Czech i Niemiec.
Ale także i w tym przypadku – ilość punktów zgromadzonych po rundzie zasadniczej – dawała remis. Dopiero kolejne kryterium jakim była ilość indywidualnych zwycięstw przesądziło o tym, że spiker mógł ogłosić zwycięstwo i zdobycie złotego medalu przez reprezentację Niemiec.
Kibice ponownie zaczęli wiwatować i trwało to przez dobrych kilkanaście minut. Fajna była jednak ta chwilowa przerwa w wiwatowaniu, niepewność i ponowny, już na dobre wybuch radości.
Co do występu Polaków, którzy jak wiadomo zajęli 7 miejsce muszę przyznać, że byłem pełen obaw jak sobie poradzą na tym długim i trudnym technicznie torze. Miałem bowiem świadomość, że poza M. Sekulą nie mieli oni jak dotąd okazji ścigać się na tak długich dystansach. Uważam jednak, że wypadli przyzwoicie jak na debiutantów.
Nie było powodów do wstydu. Zwłaszcza Stanisław Burza pozytywnie mnie zaskoczył. Walczył i zdobywał punkty na przeciwnikach. Wiadomo, przydało by się więcej punktów kolegów z drużyny ale zdobyte doświadczenie powinno wkrótce zaprocentować. Widać było braki w treningu i objeżdżeniu po długich torach czy niedoskonałości techniczne podczas wchodzenia w trudny, ciasny zakręt nietypowego toru.
Szczególnie szkoda punktów Stanisława Burzy z jednego z wyścigów, w którym prowadził. Jednak wyścig ten przerwano i powtórzono po upadku J. Franca. Niemniej jak wspomniałem, doświadczenie powinno wkrótce zaprocentować, a ponieważ 18 czerwca startuje cykl FIM Long Track World Championship ze Stanisławem Burzą w Rzeszowie a następne zawody odbędą się już 3 lipca w niemieckim Mühldorf (gdzie znajduje się jeszcze dłuższy tor – 1000 m) więc już teraz z wytęsknieniem oczekuję na te zawody. Pokoje w hotelu zarezerwowane mam już od dawna. Do zobaczenia!
Kris
Zdjęcia: autor tekstu