Zapraszamy na kolejny felieton Przemysława Sierakowskiego z cyklu – Piórem Sieraka (https://www.facebook.com/profile.php?id=100084823056532)

Mówcie mi wróż Przemas. Albo jasnowidz Przemo. Dopiero co prorokowałem poważny deficyt postępów ze strony PZM, to w dziedzinie transparentności poczynań, a już życie przynosi kolejne kwiatki. Swoje rozgoryczenie z powodu niewiedzy zgłosiła Marta Półtorak. To w kwestii jej osobistego zainteresowania sponsoringiem drugiego szczebla. Powiadają – niewiedza cnotą. Cóż. Nie w tym wypadku. Pani Marta nie kryje zaskoczenia zarówno relatywnie niewielką kwotą uzyskaną przez związek za sprzedaż udziału w nazwie rozgrywek, jak też trybem wyłonienia dobrodzieja. Ściśle – brakiem trybu. Jej zdaniem bowiem owego nie uświadczyłeś. Ona sama o wszystkim miała dowiedzieć się post factum i to z prasy. Deklaruje przy tym, że za takie drobne, chętnie by się skusiła, przebijając nawet uzyskaną sumę. Wygląda na to, iż „tą razą” jak mawiała moja babcia, na przeszkodzie stanęła nie tylko łatwo, przy tym „prześmiewczo” kojarząca się nazwa Firmy pani Marty. I nie żebym m iał cokolwiek przeciw Jej biznesowi. Ot. Po prostu. Marna ta liga, to i „Marma” na dokładkę w nazwie. Taki suchar. Marma liga.

Nauka widać, poszła jednak w las. W tych dniach okazało się, że cykl o IMP ma nowego pośrednika. I znowu. Ten sam pakiet pytań i wątpliwości. Po co w ogóle PZM pozbywa się na rzecz kogokolwiek praw do najbardziej dochodowej, krajowej imprezy? W jakim zakresie? Tylko części, czy całości z dobrodziejstwem inwentarza, czytaj całkowitą odpowiedzialnością? Dalej. Ponownie żadnego trybu postępowania przed wyłonieniem szczęśliwego beneficjenta. Ani to przetargu. Ani konkursu ofert. Ani warunków przystąpienia. Zakresu takoż nie uświadczyłeś (bo rozumiem, iż to nie grant za wcześniejsze „zasługi”). Nie doszukasz się też wiarygodnej informacji ilu było chętnych, co oferowali ( z naciskiem na „za ile”), jak zapewnili o swej wiarygodności itd. Itp. Źle to wygląda. Bardzo źle. Nie wiem też czy w ogóle, ewentualnie jaki wpływ na decyzję i wybór miał nowy skład GKSŻ. A może to związkowy kacyk, któremu się coś narcystycznie wydaje, „kazał” wybrać tego a nie innego oferenta? Na telefon zapewne. Żeby śladów nie było. Ot tak. Z „wolnej ręki”. Po prostu. Na podstawie, jak to ujął niedawno Zbigniew z Grudziądza – ustnego porozumienia? Plebs ma siedzieć cicho, klaskać kiedy pozwolą, w pakiecie zaś – nie interesować się nazbyt nachalnie kwestiami, które szaraczków nie dotyczą. Coś mi mówi, że czasy dyktatury, albo dyktatu dawno minęły, choć praktyka dowodzi czegoś zgoła odmiennego. Problem w tym, iż współcześnie trudno będzie komukolwiek, cokolwiek udowodnić. Taka żużlowa „Mission impossible”. Wszak gdzie dwóch prawników, tam trzy ekspertyzy. To tak parafrazując powiedzonko o Polakach i ich opiniach w tej samej sprawie. Rozbicie stworzonego układu, oplecionego pajęczą siecią zależności i powiązań, to gigantyczne wyzwanie. Pytanie zrazu rodzi się samo. Co potem? Nawet jeżeli miało by się zakończyć misję sukcesem. Trochę jak w Spółdzielniach Mieszkaniowych – innym relikcie PRL. Niby ktoś kogoś wybiera. Niby kadencyjność. Niby każdy głos ma znaczenie. Wszystko… niby. Koniec końców głosują „przedstawiciele członków” i bohema bawi się dalej. Każdy temat jest do „klepnięcia” w ten sposób. Bo układy. Bo zależności.

Może więc najwyższa pora, by poczynaniom związkowych bonzów przyjrzał się, prześwietlając ktoś z zewnątrz? Choćby li tylko dla potwierdzenia nieskazitelnej czystości intencji i poczynań. Urząd antymonopolowy. Urząd kontroli skarbowej. Kilka instytucji, niezależnie od potencjalnych postępowań prokuratorskich, to by się znalazło. Tylko… . Szkopuł w tym, iż jeśli ktoś naiwnie wierzy w bezstronną fachowość wymienionych gremiów, to się srodze zawiedzie. Wszak wszędzie są… ludzie. Ułomni ludzie. Niestety. Każda ryba psuje się jednakowoż od głowy. To znana prawda. Nasze państwo nie jest wyjątkiem. Zarówno to żużlowe, jak też rozumiane szeroko.

To samo zresztą z finałem IMME. Wiemy kiedy. Wiemy gdzie. Nie wiemy jedynie dlaczego? Ten sam zestaw pytań bez odpowiedzi. Było jakieś postępowanie? Konkurs? Ilu zgłosiło się oferentów? Wybrany płaci związkowi? Ile i za jaki zakres praw? A może to wybrańcowi odpalą działkę mocą „ustnego porozumienia” naturalnie. Nie wiem. A powinienem posiadać taką, ogólnie dostępną, wiedzę. Nie ja jeden. Już tylko wchodząc na stronę federacji. Bez tabu. Bez ukrywania. Bez tajemnic. One wszystkie rodzą podejrzenia. I tylko owe. Nie wiem zatem, czy powinienem bić pokłony, pisząc peany na cześć centrali za niebywałą skuteczność, czy wręcz odwrotnie – domagać się głów za brak operatywności, kreatywności i działań na rzecz dyscypliny? Czyżby brak przedsiębiorczości doskwierał „działaczom”? Naturalnie wyłącznie tej dobrze rozumianej. Nie „ustnej”. Konkludując – ręce opadają. Wierzę, że nie tylko mnie. Zakończę więc wywody cytatem. To Dante Alighieri z Boskiej komedii: „Nie ma dotkliwszej boleści, Niźli dni szczęścia wspominać w niedoli”. To jako przesłanie. Ku przestrodze. Szczególnie (jeszcze) rządzących. Czymkolwiek.

I już na zakończenie. Nie będzie Rawicza, co (niestety) było do przewidzenia. W Krakowie deliberują i czort wie co z tego wyniknie. To ja jeszcze raz pytam. Po co komu trzy szczeble w Polsce?

fot. ilustracyjne – publiczny fb