Zapraszamy na kolejny felieton Przemysława Sierakowskiego z cyklu – Piórem Sieraka (https://www.facebook.com/profile.php?id=100084823056532)

Moda na publiczne kajanie się, zdawało by się, nie przemija. Ostatnio we współczesnej wersji tegoż objawił się, nie pierwszy raz, przy tym stopniując napięcie, były członek (nieodmiennie źle mi się kojarzy to słowo) GKSŻ, imć Zbigniew z Grudziądza. W klasycznym oryginale należy akt spowiedzi poprzedzić rachunkiem sumienia, potem dokonać tegoż szczerze, a zwieńczyć żalem za popełnione przewiny. Współcześnie wygląda to inaczej.

Oto nie wiedzieć czemu, źli ludzie uparli się oskarżać o niecne czyny kryształowego, uczciwego i na wskroś czystego brata-łatę. Naturalnie wszystko w opinii rzeczonego. Tenże kipiący serdecznością, bezinteresownie pomocny, niezwykle empatyczny jegomość, ku swej rozpaczy wręcz, mierzyć się musi nieustająco z falą nieuzasadnionych naturalnie przytyków i oskarżeń. A przecież test białej rękawiczki u Małgosi Rozenek zaliczył celująco wręcz. On sam nie widzi niczego zdrożnego np. w zakupie ekskluzywnej bryki od wieloletniego kolegi, przypadkiem sponsora tytularnego podległego obwinianemu, z racji funkcji w GKSŻ, klubu. Nie ma też jego zdaniem nic dwuznacznego, w goszczeniu na rzekomo prywatne zaproszenie, w loży VIP klubu, którego atakowany jest członkiem (znowu to słowo) Rady Nadzorczej, byłego już wówczas arbitra, któren to rozjemca, takoż publicznie, wylał swe żale do całego świata, w wywiadzie z cyklu „Wiem, ale więcej nie powiem”. Ledwie „chwilę” wcześniej ma się rozumieć. Zupełnie przypadkiem także nasz „bohater” powziął wiedzę, pomocną w szybszym dopuszczeniu do startów rodaka ze wschodniego importu. Jak nietrudno się domyślić ony rzeczony „krajan” podpisał kontrakt akurat z zespołem nadzorowanym (w 1% – ale zawsze), przez oskarżanego. I znowu – przypadkiem. Ktoś śmie wątpić? Gdyby olśniło eks notabla w sprawie kogokolwiek innego, nie omieszkałby się przecież tym objawieniem również podzielić. Takich opowieści sam zainteresowany mógłby przytaczać, swoim zdaniem, całe mnóstwo, ale… nie teraz. Jeszcze nie teraz jak zapowiada. Co do nieobecności na weselu u przyjaciela stwierdził był tyle, że czuje się nadtoromistrzem, ponieważ nie raz nie ograniczał swej roli li tylko do nadzoru w pakiecie z czuwaniem, a własnoręcznie, bezpłatnie i fachowo, przygotowywał idealną do ścigania, zgodną z regulaminem, profesjonalną nawierzchnię. I kto śmie atakować ów chodzący synonim niewinności i dobra? To nie ludzie. To… Wilki. Czy jakoś zamierzam skomentować owe wynurzenia? Otóż… nie. Każdy ma swój rozum i prawo do własnych wniosków. Tym ciekawsze owe, że interlokutor zapowiedział już ciąg dalszy swej prawdy objawionej, w kolejnym odcinku, gdzie tym razem ma już wszystko absolutnie wyjaśnić niedoinformowanemu tłumowi. Poczekamy więc. Poczytamy. Czyż nie? Zanęcił przeca ciekawość.

Sęk w tym, że zbyt długo czekać nie przyszło. Oto bowiem ledwie co zajawka, a już zniecierpliwiony ideał zapodał… . Na właśnie. Pytanie – co zapodał? Ano na koniec, w oddzielnym odcinku „spowiedzi”, bywszy notabl odpalił „bombę”. Opowiedział mianowicie dlaczego, swoim zdaniem… za nic nie odpowiada. Wszystkiemu winni (tradycyjnie) dziennikarze i cykliści, ze szcególnym uwzględnieniem żużlowców i sabotażystów. To naturalnie a propos rzeczonego, niedoszłego finału IMP w Krośnie. Groteska? No raczej.

Żeby zaś nie angażować się w karczemne awantury z cyklu „To nie ja – to Franek”. Od tygodni pytam bezskutecznie PZM. Kto, po co, na jakich zasadach, w jakim trybie i komu oddał wspaniałomyślnie część (jaką, a może całość) praw do IMP? Nadal brak słowa wyjaśnienia. A to rodzi domysły i spiskowe teorie dziejów. Gdyby ogłoszono konkurs czy przetarg, zamieszczając publicznie precyzyjne warunki udziału, a to wszystko z odpowiednim wyprzedzeniem. Gdyby poinformowano, które podmioty przystąpiły i dlaczego wybrano tego nie innego beneficjenta. Gdyby wreszcie wyjaśniono dlaczego, po tylu latach, PZM uznał, iż własnymi siłami nie podoła organizacji – byłoby transparentnie. A tak? Nie masz informacji, nie masz odpowiedzi, rodzą się domysły. Tym dalej idące, gdyż podsycane m.in. opowieściami imć Zbigniewa takimi chociażby, że on pospołu z tajemniczym kolegą, mieli rzekomo przytulić, naturalnie umową „na gębę”, po 50 cieplutkich tysi za „współudział”. W czym i na czym polegający – tego „zapomniał” wyświetlić. Przy okazji. Dla mnie między „zapłaciłem” a „nie zarobiłem” różnica jest znacząca. Jak między „miałem mieć” i nie dostałem, a nie dostałem zaś mimo to zabuliłem. To już pomijając podstawowe kryterium tj. słusznie bądź nie. Były działacz ze „swoich” nie zapłacił grosza na poczet odszkodowania dla telewizji. Że nie przytulił czego oczeki(wał), to już… materiał dla śledczych?

Wniosek jest jednakowy od lat. Są ludzie (nieliczni) potrzebni żużlowi i tacy (całe rzesze), którym to szlaka jest niezbędną. Żeby zaistnieć, pokazać się, zarobić, popieścić ego w blasku kamer. Różnie. Na radykalne zmiany w podejściu ze strony PZM też bym nie liczył. To w kwestii zasad, czytaj „metodologii” pozyskiwania sponsorów chociażby. Vide: dobrodzieja zmagań na drugim szczeblu takoż przyniesiono w teczce bez żadnego… trybu. Trochę amatorszczyzną (nie mylić z amatorstwem) trąci. Przyszedł Rysiek do Waldka i mówi – „Te! Nie wziąłbyś?” Waldek wziął, bo tanio było. To kuriozum. Kwota, jak się okazuje, relatywnie niska, do tego z góry (dosłownie) rozdysponowana. A może to sąsiad Ryśka, naturalnie przypadkiem, zajmuje się monitoringiem, który nakazano zainstalować za „przekazane” pieniądze? Spryciarz Rychu przekabacił Waldka, a na boku już był dogadany z sąsiadem Józkiem. Przecież nie będzie robił dla idei. Źle się dzieje w państwie duńskim. I światełka w tunelu nie uświadczysz. A bohater opowieści własnych Fiałkowski? Miast roli nadzorcy połasił się na fuchę wykonawcy. Może z powodu rzeczonych a rzekomych 50 tysi? Zamiast dopilnować – poległ z kretesem. Co na to niedawni koledzy? Tu nie ma kolegów. Tu są wyłącznie zimne, wyrachowane, bezwzględne interesy. Widać ZF zbyt pilnym uczniem nie był, bo zapamiętałby morał bajki „Przyjaciele”. Pamiętacie? „Wśród przyjaciół serdecznych psy zająca zjadły”. Tak się to kończyło.Może więc pora, by towarzysz minister od sportu Nitras, zainteresował praktykami PZM np.kolegę ministra Bodnara? No i leciwy senator z cygarem mógłby włączyć się w lustrację. Stare czasy by sobie przypomniał.

Drugi poziom rozgrywek (gubię się w tych wyszukanych nazwach) pochwalił się Sponsorem Tytularnym, załatwionym przez centralę, jako rzekłem. No dobrze. Słowo „załatwiony” też brzmi dwuznacznie. Niech będzie więc „nazorgowanym”. Lepiej? Cóż z tego jednak, skoro nadzorca rywalizacji już własnym sumptem zagospodarował pozyskaną kwotę. Nie, Nie żeby całość zagarnął. Owszem. Kluby otrzymają gratyfikację, ale muszą ów dar losu spożytkować na cel wskazany przez szefów. W lwiej części. Tymże zaś celem… samobój. Co by niecnych praktyk torowych nie czynili, zalecili decydenci otrzymaną kwotę praktycznie w całości, przeznaczyć na instalację monitoringu stadionowego. Całodobowego. Taki żużlowy Pegasus wzbogacony o obrazki. Teraz już żadnemu niecnocie nic zdrożnego do głowy nie wpadnie, jeśli zaś, zrazu zostanie złapany na gorącym uczynku, a nawet awaria systemu nie zdoła go wytłumaczyć. Kara pozostanie surową i nieuniknioną. Ot fajne. Macie tu kaskę, ale jej… nie macie. Taka nowa wersja Janosika. Zabierać bogatym i odbierać biednym. Naturalnie po to, by nikomu od tego luksusu w głowie się nie poprzewracało.

A skoro o Janosiku. Dramat w Gorzowie. W pożarze małoletni kandydat na ściganta stracił cały żużlowy dorobek. Klub nie pozostał nieczuły. Zachował się jak klasyczny zbójnik znany głównie z TV. W tych dniach poinformowano, iż 10% wpływów z organizacji memoriału Ędwarda Jancarza, zostanie przekazanych zrozpaczonemu adeptowi żużlowego rzemiosła. I brawo. Z pewnością nie pokryje to całości strat, ale stanowi ważny i cenny gest. I dobry początek odbudowy bezpowrotnie straconego zaplecza. Znając zaś gorzowskich kibiców, obok założonej przez najbliższych poszkodowanego zrzutki, również nie przejdą obojętnie. W jedności siła.

W SGP amerykańscy odkrywcy (ang. Discovery) dołożyli punktowane sprinty. Żeby było atrakcyjniej. Proponuję jeszcze dodatki za styl, przeliczniki za wiatr, bonus za najpiękniejszy kevlar. Zawodnicy to już tylko małpy w cyrku. Najlepiej w czapeczce z logo sponsora i takoż opatrzonym energetykiem w dłoni. Może to rzeczywiście cyrk, ale już coraz bardziej nie mój. Komercha. Wszędzie komercha. Nie masz miejsca dla gustujących w pierwotnej prostocie koneserów. Ściganie to teraz tylko element show. Cóż. Znak czasów. Przyjdzie… przywyknąć(?)