Zapraszamy na drugą część rozmowy z Arkiem Hajostem, który w sezonie 2024 będzie zawodnikiem klubów z Wrocławia i Rawicza.

Na Wirażu: Jak wyglądał speedrower w czasach gdy zaczynałeś jeździć? Jakie były tory? Jaki sprzęt? Jak wyglądała organizacja zawodów?
Arek Hajost: W każdym z tych elementów to była wielka improwizacja. O sprzęcie wspominałem, torach też, kto sobie obecnie wyobraża zawody na torze, gdzie na środku przeciwległej od startu prostej rośnie sobie drzewo, które mijało się z lewej lub prawej strony (ile możliwych zagrywek taktycznych ;)). Dzisiejsze tory to Wersal, nawet ten w Lubaniu. Na torach koleiny były po kostki. Moim ulubionym torem był tor naszego największego Rywala (gdzie startowali Marek Juskowiak, Kuba Baldys, Raju). Na jednym z naszych meczów były dziesiątki, jeśli nie setki ludzi, łącznie z kibicami wyglądającymi z okien bloku, przy którym znajdował się tor.
Organizacja wyglądała jednak często tak, że skrzykaliśmy się na jazdę,  jeździliśmy na gumkę, a jak jej nie było to komendy startowe wymawiał jadący z czwartego pola.
Z czasem to się poprawiało, mieliśmy nawet swoją gazetkę, relacjonującą poszczególne mecze.

NW: Powoli odbudowuje się speedrower w Rawiczu co musi cieszyć. Jakie masz wspomnienia związane z zawodami w tym mieście?
AH: Nie miałem okazji pojeździć zbytnio w Rawiczu, byłem tam na zawodach chyba raz w 1995 r. Potem zawiesiłem jazdę na długie lata. Natomiast klimat i zaangażowanie miejscowych zawsze mi imponowały, co ponownie się uzewnętrznia.

NW: Jak wygląda twoje zaangażowanie w reaktywację rawickiego speedrowera? Co konkretnie robisz?
AH: Liderem Drużyny nie będę pod względem sportowym, w Pavarcie są sami wymiatacze z mistrzem świata i uczestnikami tych mistrzostw, jak i mistrzostw Europy na czele. Służę więc także wsparciem w zakresie, na którym się znam, jestem prawnikiem z zawodu, więc te kwestie biorę na siebie, mogę się przydać, więc robię to z przyjemnością. Wiele jeszcze przed nami do zrobienia, krok po kroku do przodu. Jest dobry kontakt i przychylność ze strony Władz Rawicza, a to podstawa, za co jesteśmy bardzo wdzięczni. Poza tym wzajemnie się chyba uzupełniamy, Panią Prezes jest Ola Kaczmarek, wspiera ją dzielnie Marzena Czynsz, są na miejscu wiele działają, jest Łukasz (Sobi), który nas koordynuje z UK, no i reszta ekipy, każdy z siebie coś daje, co jest bardzo budujące. Poza tym bardzo się lubimy od lat i szanujemy.

NW: Jesteś zawodnikiem Szarży Wrocław. Jakie cele sportowe stawiasz sobie na sezon 2024?
AH: Oprócz Szarży także Pavartu. Chciałbym podkreślić przy okazji, iż jestem wdzięczny obu Klubom, że mnie przygarnęły na starość i mogę się jeszcze pobawić 🙂 Jeśli zaś chodzi o cele sportowe, to nie stawiam sobie konkretnych wyników do osiągnięcia. Wiele będzie zależało od formy, wolnego czasu i zdrowia. Przede wszystkim bez kontuzji, bo nacierpiałem się już dość przez ostatnie lata i wystarczy. Niemniej chcę wystartować w kategorii weteranów w IMP, IME, MPPK oraz turniejach, na które zostanę zaproszony. W ligach przypadnie mi chyba raczej rola „strażaka”, co w sumie wcale mi nie przeszkadza, choć jeśli będzie taka potrzeba to jestem do dyspozycji i dam z siebie wszystko, oczywiście w granicach rozsądku.

NW: W związku z tym jak wyglądają twoje przygotowania do nowego sezonu. Uchyl proszę rąbka tajemnicy.
AH: Do końca grudnia dałem organizmowi odpocząć, metodą zachowawczą z rehabilitacją ponaprawiałem urazy. Obecnie rozpoczynam wyjazdy narciarskie, jest pływalnia, mam też u siebie rower spinningowy, czekam poza tym na wyjazdy w teren na MTB. Utrzymuję aktywność praktycznie cały rok, więc nic nadzwyczajnego, po prostu robię to co lubię. Dietę trzeba jeszcze trochę poustawiać i będzie git.

NW: Na jakim torze najbardziej lubisz jeździć?
AH: Obecnie tory są bardzo do siebie zbliżone, tzn. w porównaniu z latami 90-tymi ub. wieku są zwyczajnie rewelacyjne. Świetnie się czułem na torze w Sheffield, a ostatnio na Kaczym Dole w Zielonce, ale wiele zależy od samopoczucia danego dnia. Generalnie preferuję tory przyczepne, gdzie można się pościgać i wykorzystać umiejętności, nie lubię lodowisk – start, krawężnik i pilnowanie, by nie stracić kontroli. Dwa lata temu jechałem mecz w Ostrowie. Tor lodowisko, ale ponoć tak tam się wówczas jeździło, moje sugestie o zroszenie toru pozostawały bez echa. Dopiero gdy miejscowi Chłopacy zaczęli się wywracać woda nagle się znalazła i można było się trochę pościgać. Obecnie uwielbiam zawody w Ostrowie 🙂

NW: Speedrower to nie jedyny sport rowerowy który uprawiasz. Na jakim jeszcze rowerze się ścigasz?
AH: Jak wspomniałem jeżdżę jeszcze maratony MTB, ale tak dla siebie. To już jeśli nie wyższa, to zupełnie inna szkoła jazdy, bardzo wymagająca i w sumie chyba ciekawsza, przede wszystkim widokowo. Obcujesz bliżej natury, górki, lasy, sarenki, dziki, czy muflony zdarzają się po drodze 😉  Nie mają oba rodzaje jazd szczególnie bezpośredniego przełożenia na siebie, bardziej się uzupełniają. Trochę jak Motocross w żużlu z tym, że nie jedziesz po torze motocrossowym, tylko trasami po lasach lub górach. Rower to CUBE 29 cali z przednim zawieszenie (XC), myślę obecnie o pewnym modelu Treka.

cdn…

Zdjęcie tytułowe: Bogielczyk Foto, pozostałe – z archiwum Arka Hajosta