Polska – żużlowa potęga, która wydaje się być… idealnym sponsorem dla światowego żużla. Organizujemy, finansujemy, promujemy – a co otrzymujemy w zamian? Wygląda na to, że co najwyżej serdeczne podziękowania i uprzejme poklepanie po plecach od FIM (Międzynarodowej Federacji Motocyklowej) oraz Discovery, czyli promotora cyklu Grand Prix i Drużynowego Pucharu Świata (DPŚ). Wszystko to doskonale podsumowuje niedawny komentarz Jacka Gajewskiego, byłego menedżera żużlowego, który w rozmowie z WP SportoweFakty bezlitośnie wskazał, jak Polacy w żużlu robią z siebie „darczyńców” na skalę światową.

PZM groził, PZM… przemyślał

Jeszcze niedawno prezes Polskiego Związku Motorowego (PZM) Michał Sikora ostro krytykował FIM za brak przyznania Polakom dzikich kart do cyklu Grand Prix 2025. Prezes zapowiadał nawet poważne działania – „Nie pozwolimy, by ten koszmarny błąd został zamieciony pod dywan” – grzmiał w październiku. I co? Słowa pozostały słowami, a zamiast „twardego postawienia sprawy” Polska zgodziła się na zorganizowanie… kolejnej wielkiej imprezy, czyli finału Drużynowego Pucharu Świata w 2026 roku na PGE Narodowym.

Jacek Gajewski komentuje ten ruch dobitnie: „Polacy robią dużą przysługę FIM i Discovery. Organizujemy wydarzenie, za które tak naprawdę nikt inny nie chciał się zabrać, i robimy to na największym stadionie. Co z tego mamy? Nic.”

Wielkie wydarzenia, jeszcze większe pytania

Polska od lat inwestuje ogromne środki w organizację żużlowych wydarzeń na najwyższym poziomie. PGE Narodowy w Warszawie to miejsce prestiżowe, gdzie z roku na rok odbywa się jedna z najważniejszych rund cyklu Grand Prix. Jednak brak stałych dzikich kart dla Polaków w 2025 roku sprawił, że w indywidualnej rywalizacji mamy tylko dwóch reprezentantów naszego kraju. Gdzie tu logika? Dlaczego polski wkład w światowy żużel nie przekłada się na realne korzyści dla naszych zawodników czy federacji?

Polska – fundament żużla, którego nikt nie docenia

Gajewski zauważa, że bez Polski światowy żużel znalazłby się w poważnym kryzysie. To przecież my zapewniamy największe zainteresowanie, frekwencję na stadionach i finansowanie. Polska Ekstraliga to najsilniejsze rozgrywki na świecie, które de facto utrzymują dyscyplinę przy życiu. A mimo to, w strukturach FIM nie mamy wystarczającej reprezentacji, która mogłaby skutecznie bronić polskich interesów.

„Polska jest marginalizowana” – mówi Gajewski. „Gdybyśmy powiedzieli, że wycofujemy się z organizacji Grand Prix i innych ważnych imprez, FIM i Discovery nie mieliby żadnej alternatywy. Bez Polski żużel byłby w katastrofalnej sytuacji.”

Jak długo jeszcze?

Polacy kochają żużel i z dumą wspierają tę dyscyplinę na każdym poziomie. Jednak czy warto ciągle dawać się wykorzystywać? Czy organizowanie kolejnych prestiżowych imprez, takich jak finał DPŚ, ma sens, jeśli nasza federacja jest pomijana przy kluczowych decyzjach?

Jeśli nic się nie zmieni, żużlowa potęga Polski może z czasem przekształcić się w kraj, który po prostu… płaci rachunki za żużlowe „święto” dla reszty świata. Może czas w końcu powiedzieć „dość” i pokazać, że nasza pozycja w żużlu zasługuje na coś więcej niż tylko organizację wydarzeń? Jak mówi Gajewski: „Musimy się postawić.” Ale czy to się wydarzy? Patrząc na ostatnie lata, raczej wątpliwe.

Źródło: sportowefakty.wp.pl