W roku, w którym żużel obchodzi 100. rocznicę, najstarszy żyjący mistrz świata na żużlu, Ove Fundin, świętuje swój wielki dzień – 23 maja skończył 90 lat. Fundin urodził się 23 maja 1933 w szwedzkim Tranas.

Szwedzki mistrz wygrał wszystko. Jest pięciokrotnym mistrzem świata FIM Speedway. Na najwyższym stopniu podium stawał w latach 1956, 1960, 1961, 1963 i 1967. Wraz z ikoną Australii, Jasonem Crumpem, jest rekordzistą w najdłuższym nieprzerwanym kończeniu IMŚ w pierwszej trójce świata – spędzając 10 sezonów z rzędu na podium finału światowego od 1956 do 1965.

Legenda to jedno słowo, które mogłoby opisać „Latającego Lisa”. Pionier to co innego. Był pierwszym mistrzem świata spoza anglojęzycznego świata, a wraz ze swoim krajem wygrał pierwsze edycje zarówno Drużynowego Pucharu Świata FIM Speedway, jak i FIM Speedway World Pairs. Na jego cześć nazwano dzisiejsze trofeum Pucharu Świata FIM na żużlu.

Obecnie Ove mieszka na południu Francji, gdzie oddaje się swojej pasji, jaką jest golf. Ponadto spotyka się ze starymi znajomymi, odwiedza swoje dzieci, gdyż, jak sam mówi, chce wynagrodzić swoim pociechom ten czas, kiedy nie było go w domu, bo ścigał się na torach całej Europy zdobywając po drodze pięć tytułów mistrza świata …

Prezentujemy pierwszą część wywiadu jakiej z okazji 100 lecia istnienia żużla przeprowadzili z Ove Fundinem dziennikarze FIMSpeedway.

Ove, przeszedłeś do historii jako pierwszy mistrz świata spoza krajów anglojęzycznych, takich jak Wielka Brytania, Australia, USA i Nowa Zelandia. Jak trafiłeś do żużla w Szwecji?
Zacząłem, gdy miałem około 16 lat – wtedy można było zrobić prawo jazdy na motocykl w Szwecji. Zacząłem od motocrossu, ponieważ motocross stał się bardzo popularny po drugiej wojnie światowej. Niemal wszystkie używane przez nas motocykle to motocykle wysyłkowe sprowadzone z Niemiec po wojnie.
Uprawiałem motocross przez dwa lata i zostałem zauważony przez kogoś z Linkoping – to tor żużlowy najbliżej miejsca, w którym się urodziłem. Podszedł do mnie i powiedział: „Widzę po twoim stylu jazdy, że powinieneś spróbować żużla”. Jeśli przyjdziesz na jeden z naszych treningów, załatwimy ci motor i „skórę”.
Przystałem na tę propozycję.
Nigdy nie byłem na meczu żużlowym, ale trochę o nim słyszałem. Pożyczyli mi motocykl i wydawało mi się, że od razu go opanowałem.
Byłem tam tylko dwa razy, a potem tata pomógł mi kupić motor. Od razu zostałem przyjęty jako rezerwowy do zespołu. Na pierwszym spotkaniu, w którym uczestniczyłem, jeden z jeźdźców został ranny, więc dali mi możliwość jazdy przez prawie całe spotkanie. Poszło mi tak dobrze, że potem już nigdy nie byłem rezerwowym.

W jaki sposób żużel stał się popularny w Szwecji?
Nazywali żużel w Szwecji „torem gruntowym”. Przyjęło się dość wcześnie. Szwedzkich żużlowców mieliśmy jeszcze przed II wojną światową.
Po wojnie trochę to trwało, bo brakowało żużlowców. W całej Szwecji było tylko kilka motorów. Nie można było importować żadnych, ponieważ istniały ograniczenia dotyczące wszystkiego, co miało związek z silnikami. Brakowało też paliwa.

Trzy lub cztery lata przed tym, jak zacząłem, w Szwecji był człowiek o nazwisku Arne Bergstrom. Pojechał do Anglii i tam zobaczył żużel. Zdał sobie sprawę, że aby ulepszyć sport i uczynić go ciekawszym, trzeba założyć ligę i mieć drużyny. Wprowadził to, co było kilka lat przed tym, jak zacząłem się ścigać. Arne był człowiekiem stojącym za szwedzkim żużlem.
Speedway zawsze był i nadal jest prowadzony przez kluby. Nigdy nie był prowadzony przez promotora. Większość zaangażowanych w nią osób to wolontariusze.
Jeźdźcy otrzymywali wynagrodzenie od momentu, gdy zaczęli uprawiać żużel – niezbyt dużo, ale my otrzymywaliśmy wynagrodzenie za to, co robiliśmy. W przeciwnym razie byłby to po prostu sport bogatych ludzi. Było też niespotykane, że ktoś miał więcej niż jeden motocykl.

Teraz nawet jeźdźcy z niższych lig sportowych mają co najmniej dwa motocykle…
Kiedy przyjechałem do Norwich w Wielkiej Brytanii, dali mi zapasowy motocykl do jazdy. Przez wszystkie moje lata nigdy nie miałem motocykla w Wielkiej Brytanii. Tutaj w Szwecji miałem motor, który należał do mnie.
Z drugiej strony motocykle, na których jeździłem w Wielkiej Brytanii, należały do  klubu z Norwich Speedway. Podczas wszystkich moich podróży do Australii i Nowej Zelandii nigdy nie zabrałem ze sobą motoru. Dali mi jeden, bym na nim jeździł. Kiedyś na taki wyjazd  zabierałem ze sobą kierownicę – to wszystko.
Być może widzieliście zdjęcia w jaki sposób, przewoziliśmy nasze motory. Po prostu wkładaliśmy je do bagażnika samochodu. Dotyczyło to wszystkich, niezależnie od tego, czy byłeś mistrzem świata, czy tylko juniorem.

Cdn…