Zapraszamy na kolejny artykuł Przemysława Sierakowskiego z cyklu – Piórem Sieraka (https://www.facebook.com/profile.php?id=100084823056532)
Za nami Gala Przeglądu Sportowego. Tym razem wcale nie była nudna, a to za sprawą didaskaliów. Ogólnie długa i słaba, acz przewinęły się prawdziwe perełki. Takiej wazeliny i autopromocji dawno nie oglądałem, a ściślej – nie słuchałem.
Oto bowiem najlepszym wśród ludzi sportu ogłoszono… Obajtka Daniela. Z ogromną przewagą. Kto żyw lizał i lizał i lizał. Aż od tej wazeliny prezio hemoroidów dostał, przez co na Galę wysłał średnio udane zastępstwo zawodnika. Łubu dubu. Łubu dubu. Niech żyje nam prezes naszego klubu. Ciągle pracuje. Wszystkiego dopilnuje. I jeszcze inni, niektórzy, wtykają mu szpilki. To nie ludzie, to wilki. Żeby jeszcze swoje, prywatne dziengi angażował, ale tak? Przecie to kasa wkurzonych, robionych w jajo na cenach kierowców, którą jedynie, w niewielkim odsetku, dystrybuuje w sport. Jakaż to osobista zasługa? Normalnie Krzysztof Jarzyna za Szczecina. Szef wszystkich szefów. A na Gali? Stado nieszczerych wyznawców, gotowych nawet tyłek mu wylizać, byle coś skapnęło. Dajmy jednak spokój ludziom bez kręgosłupa, co to wiją się jak piskorze, by cokolwiek dla siebie ugrać, nawet w przysłowiowym Pcimiu. Do dziś boję się otworzyć lodówę, żeby mi prezio nie wyskoczył. Atrakcji było jednak więcej.
Fajdek. Prostak. Nie od dziś. Potwierdził. Frustracja nawet zrozumiała, ale forma okazania pszenno-buraczana… tradycyjnie. Zabrakło finezji, polotu, inteligencji. Wjechał z butami nie rozumiejąc od początku, że to Plebiscyt na najpopularniejszych, a nie najlepszych. Gdyby Kamil (ooops – to za prowadzącą – taki „klapsus”) Dawid Kubacki zachowywał się podobnie, to miałby więcej powodów, by w tym roku poczuć się niedoceniony. I co miał zrobić? Strzelić focha? Zelżyć kibiców? Olać pozostałych wybrańców? Niektórzy potrafią z klasą – inni nie, a na końcu tej listy, ze zdecydowaną przewagą imć Pawełek. Jeśli mogę wybrać, czy robią ze mnie wała w białych rękawiczkach, subtelnie, czy walą w cztery litery centralnie, z buta – wybieram jak większość POpaprańców – to pierwsze. I tak wszyscy traktują nas szeregowców, jak brakujące ogniwo w teorii Darwina, potrzebne jedynie przy urnie. Wolę więc, by walono mnie wrogi i oszukiwano z gracją.
Niektórzy, czy raczej niektóra (Wasick), próbowała dość pokracznie i siermiężnie lansować siebie przed możnymi, hojnymi, acz nie dla każdego dostępnymi. Wypadło blado i niesmacznie. Nawet siatkarze nie uratowali sytuacji. Show Heynena z Łomaczem niezły polski Grbica nie przyćmił. A przyznać trzeba uczciwie, że przebili wówczas, nawet tegoroczne popisy Marcina Dańca. Dańca słabego tym razem jak cała Gala.
Wyniki generalnie ok – z jednym wyjątkiem. Lewy o ile w ogóle w zestawieniu, to na pewno nie tak wysoko. Nic nie osiągnął – to takie wyjaśnienie dla „mistrza” Fajdka – a mimo to zajął miejsce na pudle, nie wpuszczając tam zdecydowanie bardziej zasługującego Semeniuka, czy wspomnianego Kubackiego. Łaska kibica panie Pawełku. Mankament? Niekoniecznie. Od tego wszak plebiscyty. Może tylko laureatom wypadałoby podszkolić rodziców z publicznych występów. Nie wypadły okazale.
Na koniec z naszego podwórka. Zmarzły tym swoim „chłopkiem” strzelił z armaty do muchy. To już nie jest zagubiony, nieobyty, początkujący młokos. Trochę ogłady przez lata wypadałoby nabrać. Jaki ambasador, taki odbiór dyscypliny. Czyż nie? A potem krzyk, że np. Kowal jedzie po nas jak po poganiaczach wielbłądów. Na szczęście w mediach śladu nie będzie. Kto oglądał Kler – wie o czym mówię. Axel Springer i jego publikatory nie skrytykują, bo to ich Gala. Nie zechcą więc podcinać gałęzi na której siedzą. Państwowi też odpuszczą. Nie po to PAD biegał Bartkowi po garażu, przypadkiem w czasie kampanii prezydenckiej, żeby teraz podległe mu służby miały się pastwić nad „pomyłką” kumpla. Niewielką przecież. Champion też na „ce ha” jak chłopek. Obsuwy nie będzie, ale w eter poszło. Warto popracować nad PR-em.
Podsumowując – zabrakło finezji. Bardziej ta Gala taka… Fajdkowa niźli wysublimowana. Artyści, generalnie, dostosowali się do ogólnego (braku) poziomu. Nawet fragment nostalgiczno-refleksyjny (z założenia), w wykonaniu babci Maryli, ubogiej emerytki – skłaniał raczej do zaśnięcia niż konstatacji. Finałowe rozstrzygnięcie między ostatnią dwójką bez pomysłu i emocji. Ale przeżyliśmy. Za rok kolejna. Ciekawe kto tym razem zostanie najważniejszą postacią polskich ludzi sportu.
fot. publiczne fb