Zapraszamy do lektury autorstwa Przemysława Sierakowskiego z cyklu „Piórem Sieraka – żużel niezależnym okiem” (https://www.facebook.com/107701608719996/photos/a.108387931984697/1208544807380420
W domu uczono mnie, że własne brudy należy prać w czterech ścianach. Zmarły przed laty ojciec mawiał zaś, że dobry sędzia to ten, wsłuchujący się w racje obu stron przed wydaniem werdyktu. I jeszcze. Wpojono mi, że rodzina jest najwyższą wartością. Warto te prawdy znać i stosować. Drabikom ostatnio wyraźnie nie poszło.
Sprowokował o dziwo, niby roztropniejszy – Slammer. Torres dorzucił w odwecie do pieca, takoż publicznie i w tyglu zawrzało. A wszystko z sobie wrodzoną „subtelnością” podkręca zręcznie niejaki Ostaf, którego mam wrażenie, nie interesuje dociekanie prawdy, a jedynie rosnące lawinowo kliki. Szkoda, że Sławek o tym zapomniał, idąc ze swym rozżaleniem akurat do tego dziennikarskiego padlinożercy. Pisanie zaś kolejnych anty Maksymowych wywodów ma tyle wspólnego z rzetelnością, co politycy i uczciwość. Zauważcie przy tym, iż większość komentarzy i publikacji, to dzieła pod tezę: „Dobry stary i zły młody”. Ta bajka nie skończy się szczęśliwie. A skąd niby takie graniczące z pewnością przekonanie?
Sławek jest niewątpliwie ikoną i żywą legendą Włókniarza – to fakt obiektywny. Ale czy jest jednocześnie chodzącym wzorem, ideałem i krynicą cnót wszelakich? Zważywszy starą zażyłość, zaryzykuję stwierdzenie, że… nie. Ma swoje za uszami, co akurat nie musi być postrzegane jako wada, choć dawne sprawki wciąż rzucają cień na postać, bynajmniej nie kryształową. Ze ś.p Rychem Riedlem, wokalistą Dżemu było i jest podobnie. Piękna, wygładzona legenda żyje swoim życiem, zaś obok niej, w ciszy i bez fleszy, ukrywa się brutalna, niezbyt chwalebna przemilczana prawda o zwykłym człowieku. Niedoskonałym człowieku – mówiąc najoględniej.
A Torres? Nie znam gościa, więc nie mnie wyrokować. Skoro jednak uznał za stosowne publicznie odpowiedzieć na zaczepki ojca i lawinę, zazwyczaj nieprzychylnych, komentarzy, znaczy że problem istnieje, jest spory i nie powstał wczoraj. Bazując na własnym doświadczeniu, ośmielę się zaryzykować twierdzenie, iż sytuacja nie jest ani oczywista, ani zero-jedynkowa. Naigrywanie się zaś ze stylu i formy wypowiedzi Maksyma, czy wręcz nazywanie jej „bełkotem”, na co porwał się w jednym ze swych „komentarzy” post factum znany łowca klików Dariusz O. – nie przystoi. Ja bym tak „odważnie” nie szarżował. Głównie z troski o szeroko pojęte zdrowie małolata, po którym przejechał jak walec. To nieuprawnione i okrutne. Nawet wrogom nie życzę. Czy miał podstawy? Czy zna na wskroś i Torresa i genezę sporu, by formułować tak kategorycznie bezwzględne osądy? A może tylko o lajki idzie, bez względu na zniszczenie człowieka? Mam swoją opinię, ale pozostawię ją dla siebie.
Przestrzegam też domorosłe wyrocznie i wszelkiej maści psychologów z poziomu osiedlowego ogródka piwnego. Ludzka psychika, to bardzo złożona i krucha materia. Nie mając podstaw, nie znając bazy, etymologii, fundamentów, bardzo łatwo doprowadzić do nieodwracalnych zmian, wręcz spustoszenia. Może zatem lepiej byłoby, aby w łagodzenie oczywistego sporu zaangażował się ktoś w rodzaju amerykańskich sędziów pokoju. Negocjator, mediator, rozjemca, najlepiej z autorytetem u obydwu Drabików. Połajanki w stylu Ostafa, czy Najmana niczego dobrego nie przyniosły i nie przyniosą. Jedynie pogłębiają przepaść. A że z Torresa oryginał, przy tym nie imponujący wykształceniem i kindersztubą – no cóż, skądś owe wzorce czerpał – czyż nie tato Sławomirze? Teksty Slammera też bywały różne. Skrajnie. Od genialnych (z rzadka), po ciężko strawne suchary (najczęściej). Pamięta się tylko życzliwie te pierwsze.
Co ważne. Wykształcenia nie należy mylić z inteligencją. To, że ktoś nie jest absolwentem Sorbony, nie czyni Go zrazu mniej wartościowym egzemplarzem drugiego, gorszego sortu. Mamy tyluż tępych, zadufanych, pszenno-buraczanych wykształciuchów, co zadziwiająco lotnych miłośników degustacji „Mamrotów” na ławeczce w Wilkowyjach. Maksym napisał z serca, starając się aż za bardzo, by literacko wypadło bez zarzutu. Że nie poszło? Trudno. Bywa. Tylko czy forma dyskwalifikuje treść i autora wpisu? A może warto pochylić się nad przekazem, pomijając styl i powstrzymując się od złośliwości? To jak będzie panie Ostafiński? Tylko ciocia Paulina, czy też wyciągamy znacznie więcej?
Podsumowując. Chyba warto uruchomić rzekomo czynną, całodobową infolinię PZM z dyżurnym psychologiem. Jeśli nawet nie zażegna konfliktu, nie doprowadzi do pojednania, to przynajmniej zbuduje podwaliny pod dalszą terapię, a ta wydaje się niezbędną. Obu Drabikom. Znanemu powszechnie łowcy klików też by nie zawadziła, ale to inny temat. Wygrzebał się niedawno z problemów (oby na stałe) Andrzej Zieja. Wygląda na to, że lepiej radzi sobie Oskar Ajtner. Tylko to wszystko bez pomocy infolinii. Pora zatem na inauguracyjny, spektakularny sukces. A wszystkich właścicieli klawiatur i świerzbiących paluszków – przestrzegam raz jeszcze. Mnie wystarczy Dadosów, Jędrzejaków, Ferjanów. Nie jestem też zainteresowany czytaniem kolejnych „z serca płynących, szczerych” kondolencji. Zawsze lepiej zapobiegać niż leczyć – czyż nie? To dlaczego na Boga, tak wielu z nas usiłuje gasić pożar benzyną? A Slammer, jeśli bez winy, niech pierwszy chwyci kamień…