W kończącym pierwszą część sezonu zasadniczego w meczu na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu zmierzyły się drużyny Betard Sparty Wrocław i Cellfast Wilków Krosno. Dla dwóch zawodników gości był to powrót po latach „na stare śmieci”. Zawodnicy zostali bardzo ciepło przyjęci przez zarząd klubu z Wrocławia.

Jednym z nich był Vaclav Milik, który dla Spartan w przeszłości zdobywał ważne punkty. W ostatnim meczu nie zachwycił Jego dorobek to 4 punkty i bonus w pięciu startach. Jak na tak klasowego zawodnika zdobycz punktowa jest bardzo mizerna..

Prezentujemy rozmowę jaka ukazała się na stronie speedwayekstraliga.pl:

Błażej Kowol (speedwayekstraliga.pl): Słodko-gorzki ten powrót do Wrocławia dla ciebie. Miłe powitanie, ale kiepski rezultat. Chyba jest rozczarowanie?
Vaclav Milik (CELLFAST WILKI Krosno): Oprócz żużla było bardzo fajnie (śmiech). Uwielbiam wracać do Wrocławia. Kibice są naprawdę wspaniali. Jednak wrocławski tor w ogóle mi nie leży. Jak już jeździłem we Wrocławiu, to miałem podobne problemy. Nie czułem tego motocykla wtedy, nie czułem też teraz. Każdy z nas się tutaj pogubił z ustawieniami. Porównywałem czasy biegowe moje i Macieja Janowskiego, to byłem od niego o 2 sekundy wolniejszy. To dobre 60 metrów na torze. Nie może tak być.

Widać było, że wrocławianom zagrało niemal wszystko.
To prawda, świetnie się odnaleźli na tym torze. Środowisko żużlowe nie jest duże, więc w tej samej stawce często ścigamy się też w Szwecji czy innych turniejach i te różnice punktowe nie są aż tak duże ­– każdy może wygrać z każdym. A tutaj widać, że gospodarze byli świetnie spasowani.

Dla ciebie większym problemem była trasa czy start?
Zdecydowanie trasa. Każdy z nas tak naprawdę szedł z ustawieniami w inną stronę. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że nie powinienem robić drobnych zmian, tylko od razu większe – rewolucję w moich silnikach, w ustawieniach motocykla. A tak niepotrzebnie straciłem czas na drobne zabawy. Ciągle było tylko gorzej, zamiast lepiej. Trzeba wyrzucić ten mecz z głowy i jechać dalej. Czuję się dobrze w tym sezonie i chce jeździć do przodu, a nie do tyłu.

O wrocławskim torze mówi się, że jest prosty i przyjemny, a często gubi się tutaj sporo żużlowców. To jak to w końcu jest?
Jak jeżdżę tutaj sam, to jest wspaniała zabawa. Jedną ręką można jeździć – fajny, przyjemny tor. Największym problemem jest jednak fakt, że jest dużo ścieżek. Trzeba znać dobrze ten tor, aby być szybkim i trzeba się też dobrze przełożyć. To są takie aspekty, których nie da się tak szybko wypracować w jednym meczu. Gospodarze mają dobry atut własnego toru.

Ty ten tor znasz bardzo dobrze, więc jak rozumiem – w twoim przypadku to kwestia przełożeń.
Dla mnie to taka niekończąca się historia. Myślałem, że mam moc w tym sezonie i że jeżdżąc tutaj kilka lat temu, to ja robiłem wszystko źle. To spotkanie utwierdziło mnie w przekonaniu, że jednak nie do końca – po prostu nie potrafię się tu odnaleźć. Nie mogę pozwalać na to, że rywale odjeżdżają mi na 60 metrów.

Mocno zmienił się ten tor względem lat ubiegłych?
Nie. Start jest twardszy niż kilka lat temu, ale poza tym, na trasie wszystko wygląda bardzo podobnie. Tu jest chyba tak, że działają takie ustawienia, które na innych torach zupełnie by się nie sprawdziły. Gospodarze to wykorzystują i jeżdżą znakomicie. To jest właśnie atut domowego toru.

Kibice we Wrocławiu przywitali i ciebie, i Andzejsa Lebedevsa bardzo ciepło. Z pewnością jest to bardzo miłe doświadczenie?
Uwielbiam atmosferę we Wrocławiu. Zawsze jest naprawdę fajnie. Nie wszystko tutaj ułożyło się po mojej myśli, ale miałem dwa bardzo dobre sezony. Walczyłem za tę BETARD SPARTĘ Wrocław i bardzo doceniam, że kibice o tym nie zapomnieli. Kibice tutaj fantastycznie dopingują swoich żużlowców. Atmosfera jest znakomita, świetnie brać udział w takich meczach. Cieszę się, że w Krośnie również mamy znakomitych fanów.

W odniesieniu do domowego toru. O meczu z EBUT.PL STALĄ Gorzów powiedziano już wszystko. Na dodatek tor w Krośnie utracił licencję. W jaki sposób wpłynie to na wasze przygotowania do kolejnych meczów?
Na pewno mocno. Sam nie wiem, jak to będzie wyglądało. Wiem, że potrzebuję rozjeżdżenia i treningów, a na torze w Krośnie nie będę mógł tego zrobić. Musimy poszukać czegoś, co pozwoli mi znowu punktować na wysokim poziomie, więc będę szukał okazji do jazdy.

Odjechałeś wówczas tylko 2 biegi, to też na pewno nie pomogło.
Mecz przerwano tuż przed moim trzecim startem. Sędzia podjął jednak taką, a nie inną decyzję. Moim obowiązkiem jest jeździć, więc żałuję, że dane mi było uczynić tylko dwukrotnie tego dnia.

Jedziecie teraz właśnie do Gorzowa. Jest chęć rewanżu?
Bardzo lubię tor w Gorzowie. Jakoś tak zawsze tam dobrze punktowałem. To jest taki tor robiony w stary stylu – odsypuje się materiał na szeroką, jest przyczepnie. Jest szybko i można to dobrze wykorzystać. A my chcemy się odbić. Jedziemy po zwycięstwo, ale nie traktujemy tego jako rewanż za wydarzenia. Mecz w Krośnie był na styku. Mamy tylko dwa punkty straty, które możemy odrobić.

Czy po ostatnich wydarzeniach czujecie, że presja na CELLFAST WILKACH Krosno jest większa?
 Jesteśmy skupieni na zdobywaniu punktów, a po meczu we Wrocławiu – również rozczarowani. Nic nam nie grało. Ja po tym meczu nie wiem zupełnie nic. Chcę znaleźć coś, co będzie działało długofalowo. Wiem, jakie przełożenia zakładać w domowych meczach, ale na wyjazdach nie mogę się odnaleźć. Potrzebuję znalezienia neutralnego toru, aby móc przetestować trochę sprzętu. Czas, żeby moje rakiety zaczęły mnie nieść.