Niedawno na sportowychfaktach.wp.pl opublikowano bardzo sensacyjną wręcz wiadomość. Otóż jak donoszą na tym portalu:
Przedstawiciele Canal+ robią wszystko, by wprowadzić do żużlowych transmisji większą dynamikę. W praktyce ma to oznaczać skrócenie trwania meczów żużlowych do 75-80 minut. To duża zmiana, bo nawet w minionym sezonie zdarzało się sporo meczów trwających około dwóch godzin. To oczywiście wciąż tylko przymiarki i ambitny kierunek zmian na kolejne sezony. Chodzi przede wszystkim o skrócenie przerw między biegami, a przede wszystkim kolejnymi seriami. Te potrafią trwać nawet 10 minut. W telewizji ten czas wykorzystywany był do tej pory na dyskusje w studio. Okazuje się, że teraz polityka ma się delikatnie zmienić.
Dodano ponadto:
Efekt miałby być taki, że po skróceniu meczów, transmisje zyskałyby nowych fanów, a przede wszystkim większa liczba kibiców zdecydowałaby się na oglądanie w niedzielę nie dwóch meczów żużlowych, a trzech lub czterech.
Jako przykład świetnej organizacji zawodów żużlowych podano organizację rund cyklu Speedway Grand Prix:
Dobrym przykładem dla Polaków jest w tym względzie… Phil Morris. Dyrektor Grand Prix nie ma litości dla zawodników i już kilka sezonów temu ogłosił, że zrobi wszystko, by większość rund mistrzostw świata trwała maksymalnie 2 godziny i 20 minut. To mu się udało, a mowa przecież o turniejach składających się z 23 wyścigów.
Nad tym pomysłem nie przeszedł do porządku dziennego znany dziennikarz sportowy, redaktor Bartłomiej Czekański. W swoich mediach społecznościowych krótko i dosadnie skomentował planowany pomysł skrócenia ligowych meczów żużlowych w Polsce:
A czy ktoś zapytał żużlowców, czy chcą przez cały mecz chodzić w parku maszyn w kasku, żeby w tak krótkim czasie być gotowym do wyjazdu na tor? A jak w lecie ostudzić silnik w tak krótkim czasie? No i „eksperci” się zapłaczą, bo nie będą mogli poględzić sobie w studiu.
My od siebie dodamy także, iż indywidualne zawody – nawet z 23 biegami są łatwiejsze i bardziej przewidywalne jeśli chodzi o ich czas trwania niż te drużynowe. Wiadomo, że po każdych czterech biegach jest przerwa, bo jeden z zawodników ma „bieg po biegu”. Podobna przerwa jest po wyścigu 20. Zawodnicy wówczas wybierają pola startowe w wyścigach 21 i 22. Także przed biegiem finałowym jest pauza na wybranie pól startowych w 23 wyścigu.
I to wszystko jeśli chodzi o całą dramaturgię związaną z organizacją zawodów indywidualnych i czasem ich trwania.
Ale oczywiście tak jest w przypadku, gdy „wszystko idzie zgodnie z planem” i nie ma upadków czy wykluczeń, kontuzji z różnych powodów, wynikających z rywalizacji na torze. Wtedy czas trwania turnieju indywidualnego – co jest oczywiste – się wydłuża.
Dużo trudniej jest zapanować nad czasem trwania rywalizacji drużynowej. W zasadzie od pierwszego biegu (na co menadżerowie drużyn mają pełne prawo wynikające z obowiązujących przepisów) porządek zaplanowany w programie może być zakłócony. Za zawodnika, który ma zaplanowany start w pierwszym wyścigu może wystąpić np. junior (numery 6,7 oraz 14,15), który ma kolejny występ w biegu drugim. Zawodnik MUSI mieć przerwę między biegami, a szczególnie zawodnik młodzieżowy, nierzadko mający ledwo skończone 17 lat.
I już od tego momentu cały cykl czasowy „drużynówki” jest zakłócony. Do tego dochodzą rezerwy taktyczne i wynikające z tego „biegi po biegu” najlepszych zawodników.
Żużel to sport bardzo kontuzjogenny, o czym w minionym sezonie dobitnie przekonano się w Betard Sparcie. Jeśli do rezerw taktycznych dojdą przerwy związane ze stosowaniem „zz-tki” (w sezonie 2024 zliberalizowano przepis o stasowaniu zastępstwa zawodnika) to o kolejne minuty wydłuża nam się mecz ligowy.
A to tylko nieliczne przykłady, które mogą „zakłócić” tempo drużynowego spotkania żużlowego. I to w przypadku gdy widowisko nie jest zakłócone upadkami, powtórkami z powodu korzyści odniesionych po nierównym starcie itp. To są tylko przypadki wynikające z przyjętej strategii menadżerów rywalizacji w meczu drużynowym.
Dla nas pomysł ze skróceniem czasu trwania spotkań ligowych jest chybiony. Już dziś wiadomo, że potyczek w PGE Ekstralidze nikt nie przedłuża celowo, a mecze przebiegają w swoim, mniej więcej równym tempie wynikającym z wydarzeń na torze, a także z regulaminowych przerw.
Zdjęcie: Bogielczyk Foto