Mimo, iż Maciej Janowski dla przeciętnego zjadacza chleba, wydawać by się mogło normalnie funkcjonuje to jak się okazuje do pełnej sprawności jeszcze troszeczkę czasu potrzeba. Na pewno po kontuzji odniesionej w półfinałowym meczu z FNS Apatorem Toruń pozostało już coraz mniej śladów. Magic jeździł na śniegu śniegu zarówno motocyklem jak i rowerem ścigając się nawet z żakami Szarzy.

Ale do pełnego wyleczenia urazu Magic musi jeszcze intensywnie rehabilitować kontuzjowaną stopę:
Rehabilitacja weszła już na dużo poważniejszy poziom. Zwiększam obciążenia kinetyczne i mogę już naprawdę solidnie tą stopą popracować, a ostatnio zacząłem nawet podskakiwać. Po sesjach treningowych, mam regenerację – wchodzą lasery, prądy, chłodzenia, fale magnetyczne itp.
Mam jeszcze trzy śruby w kostce. Niedługo czeka mnie seria badań, po których zapadnie decyzja, czy i kiedy je usuwać. Jestem pod świetną opieką, na pewno będzie dobrze. Musi być, bo czas goni! I nie mam na myśli sezonu żużlowego – tyle śniegu spadło, muszę córkę zabrać na sanki!

Magic po pewnym czasie od zakończenia sezonu na chłodno ocenił swoje starty w 2023 roku:
Jestem zdania, że lepiej zrobić to po upływie kilku tygodni. Po zejściu z motocykla emocje zawsze będą buzować, niezależnie od tego, czy końcówka była dobra, czy nie. Jeśli była dobra, może wkraść się nie do końca uzasadniony optymizm, a euforia przesłonić ciemniejsze strony danego sezonu, co na pewno wypaczyłoby sprawiedliwy osąd. Jeśli zaś było kiepsko, to wiadomo, że człowiek jest wkurzony, rozdrażniony i najchętniej wsiadłby znowu na motocykl, żeby się odegrać – taki stan też nie sprzyja spokojnej analizie. Dlatego uważam, że najlepiej usiąść z najbliższymi współpracownikami i spokojnie przemyśleć wszystko, kiedy emocje zdążą już opaść. Nabiera się wtedy dystansu i perspektywy, a to bardzo pomaga.
Całkiem niedawno dokonaliśmy takiego podsumowania i oceniliśmy, co się udało, a co nie wyszło. Dlatego właśnie wiem, co mówię – lepiej robić to na spokojnie, bez emocji. Wiemy, co nie zdało egzaminu i zrobimy wszystko, by to poprawić. Motocykle są w garażu, ja kończę rehabilitację i nawet się nie zorientujemy, kiedy na ostro trzeba będzie zacząć przygotowania do nowego sezonu.

Janowski krótko podsumował jaki był ten zakończony sezon:
To był trudny i wymagający rok, pełen niespodzianek. Na gorąco na pewno oceniłbym go gorzej, niż faktycznie wyglądał. No bo wiadomo – wypadłem z cyklu Speedway Grand Prix, nie wygrałem mistrzostwa Polski (indywidualnie, ani drużynowo), skończyłem z kontuzją. Tych minusów jest sporo, ale to nie tak, że ten rok miał tylko ciemne strony. To była sinusoida, raz szło lepiej, raz gorzej, raz mega fajnie, innym razem naprawdę kiepsko. Dlatego właśnie trzeba odpowiedniej perspektywy, żeby właściwie to ocenić.

Jednak są wydarzenia z których kapitan Betard Sparty jest zadowolony:
Zawsze bardzo wysoko cenię sobie starty w reprezentacji narodowej i tu akurat możemy mówić o pełnym sukcesie, choć na pewno nie było łatwo. W samym turnieju finałowym Drużynowego Pucharu Świata ten rok odbija się, jak w soczewce. Było bardzo ciężko, była dramaturgia, były chwile zwątpienia i nadziei, ale ostatecznie skończyło się wielką radością. Szło mi, jak po grudzie, a ostatecznie to moja akcja dała nam złoto! Ups and downs. I tak miałem przez cały sezon. Srebrny medal Indywidualnych Mistrzostw Polski… kurczę, przecież to jest naprawdę spory sukces! Ze Spartą też wicemistrzostwo. Jasne, cały rok celowaliśmy w tytuł, ale w najważniejszej części sezonu kontuzje tak nas przetrzebiły, że nie było mowy o tym, by powalczyć z Motorem Lublin. Do tego wygrana w Turnieju o Złoty Kask, po fenomenalnych, wspaniałych do oglądania zawodach. Miło było znów sięgnąć po to trofeum, po 10 latach. Na pewno mogło być lepiej, ale nie mogę powiedzieć, że wszystko było do bani. A gdybym został o to zapytany tuż po sezonie – kto wie, może tak bym to właśnie ocenił?
Ten rok pokazał mi, że między sezonami muszę zwrócić uwagę na inne obszary i przypilnować wielu spraw. Skupienie się na swojej formie fizycznej, zadbanie o przygotowanie organizmu do wysiłku i odpowiednie nastawienie mogą nie wystarczyć. Mam kilka pomysłów na kolejny rok. Szykuje się trochę zmian, ale będzie to raczej ewolucja, niż rewolucja. Nie będę wyrzucał silników na śmietnik, a bardziej skrupulatnie przyjrzę się podzespołom. Nie wywrócę do góry nogami swojego teamu, ale w nim też zajdą pewne zmiany i z pewnymi osobami będę pracował mniej. Tak, jak mówię – pewne sprawy muszą wyglądać inaczej, ale to nie znaczy, że wszystko postawię na głowie.

Tradycyjnie już Maciej Janowski nie zapomina o tych, którzy potrzebują pomocy:
Jak zwykle, dzieje się sporo, nudy nie ma. Zaangażowałem się w pomoc potrzebującym dzieciakom. Od lat z wielką chęcią współpracuję z fundacją Cancer Fighters, która pomaga dzieciom w bardzo trudnym dla nich czasie. Po sezonie mam więcej wolnego i mogłem bardziej się zaangażować. To jest mega. Pomaganie innym, a szczególnie dzieciom, jest szalenie ważne i czuję, że chcę to robić. Dawanie jest sto razy lepsze, niż branie! Ale to nie wszystko. Spadło całkiem sporo śniegu – na snowboard moja noga jeszcze nie jest gotowa, ale… motocyklem już pośmigałem (śmiech)! Nie chciałem kończyć sezonu kontuzją, wolałem zrobić to na swoich warunkach, na motorze. Pogoda nie mogła mi przeszkodzić!

Źródło: rebull.com
Zdjęcie: Bogielczyk Foto