Zapraszamy na kolejny felieton Przemysława Sierakowskiego z cyklu – Piórem Sieraka (https://www.facebook.com/profile.php?id=100084823056532)

Epistolografia – zamierająca, szlachetna umiejętność pisania listów. Bywali i tacy, którzy w krótkim, z pierwszego wejrzenia banalnym i niepozornym piśmie, potrafili przemycić wiele głębokich treści. I przemycali. Stąd współcześnie owa epistolografia bardziej zajmuje się odczytywaniem i interpretacją treści niźli ich tworzeniem. Dzieła którym poświęcę część felietonu nie stanowią tych epokowych. Nie ta półka. Trudno także doszukiwać się w nich zawoalowanych treści. Są proste. I to ich podstawowa… wada.

Na początek Polska Partia Protestująca. Był taki cykl skeczów znanego, bydgoskiego kabaretu „Klika”. Jedyną treścią funkcjonowania tejże było, w prześmiewczym naturalnie wydaniu, uskutecznianie protestów przeciw wszystkiemu i wszystkim. Samo w sobie miało to stanowić kwintesencję istnienia ugrupowania. A jeśli zdarzyło się, że przedmiotów, bądź podmiotów do oprotestowania brakowało, należało sobie takowe wykombinować własnym sumptem. Tu na miano „kliki”, czy raczej PPP zasłużyli pospołu dwaj byli bonzowie żużlowych ośrodków. Ci zaś postanowili za jednym podejściem rozwiać wszelkie mity i podejrzenia ich dotyczące. Mawiają bowiem tęższe umysły, że milcząc wytwarza się wokół aurę myślicieli. Cóż to więc za myśliciele nam się objawili? Ano tacy bardziej co to myśli cielę, myśli i nic mądrego to cielę wymyślić nie może, ale kiedy już je olśni, to klękajcie narody. Wykoncypowali zatem wspólnymi siłami dwóch zacnych, takoż światłych umysłów, domniemany ostracyzm wobec Motoru Lublin, jako karę za przedsiębiorczość. Nie podoba się imć bywszym prezesom finansowanie przez spółki skarbu państwa wybranego klubu. Akurat tego właśnie. Sklecili więc naprędce odezwę do żużlowego narodu i postanowili swe odkrycie ujawnić, składając owo w formie listu na ręce miłościwie nam panujących w królestwie rodzimego speedway`a. Nic to, że owe podmioty wspomagają nieco mniej hojnie być może, acz znacząco także m.in.ich macierzyste ośrodki. Do siania burzy i napiętnowania, ich zdaniem, nadaje się tylko ten jeden klub. Dlaczego? O tym jakoś się nie zająknęli w elaboracie przesłanym władzom związku i ligi. Co tu komentować? Jako trzeci przyłączył się takoż były funkcjonariusz klubowy Leszek Tillinger. Jakaś psychoza? Pandemia? Oczywista bzdura i szukanie poklasku, bazujące na najniższych instynktach czytelników rzeczonego arcydzieła.

Ja mam przy tej okazji podobnie rozważny postulat. Otóż proponuję zakazać finansowania sportowych spółek akcyjnych przez samorządy i zależne podmioty komunalne w każdej formie. Finansowania i zależności. To także wspólne pieniądze mieszkańców, a nie każdy musi być zainteresowany np.fundowaniem na koszt miasta wybranemu klubowi, przepłaconej rundy SGP, ze wspaniałomyślnym oddaniem wszelkich dochodów z tegoż wydarzenia w pakiecie. Rzekomo miasta mają odnosić korzyści z tytułu organizacji powszedniejących, bo zbyt licznych rund w Polsce. Pytanie – jakie niby? To może rotować polskimi rundami pozostawiając nad Wisłą najwyżej dwie rocznie? Najpierw Narodowy żeby PZM coś czapnął, a potem raz Gorzów, w następnym roku Lublin, potem Wrocław, Toruń itd. Tak by każdy, raz na kilka lat otrzymał porcję finansowego tlenu. No i przed Discovery nie trzeba by się licytować. Odwracamy sytuację. My mówimy Amerykanom – jedna runda w Polsce oprócz Narodowego za cenę szwedzką, czy duńską jak komu wygodnie, albo bez nas. Ciekaw jestem reakcji. Doprowadzamy w ten sposób do sytuacji kuriozalnych. Takich typowo polskich. Jeśli sąsiad ma sto krów a ja jedną, to nie zajmuję głowy rozmyślaniem i działaniem, by też mieć sto, ale modlę się, by te jego szlag trafił. Niefajne to. I nieprzemyślane. Lepiej było milczeć panowie eks bonzowie. A nuż ktoś gotów byłby uznać was za filozofów. A tak? „Domniemanie niewinności” prysło, zaś brnąc dalej zapędzimy żużel w kozi róg, doprowadzając do absurdu polegającego z grubsza na tym, że wszystkie inne dyscypliny będą czerpały garściami jak z rogu obfitości od SSP, zaś speedway na własne życzenie – zrezygnuje z potencjalnych milionów. SSP to także podmioty prawa handlowego. Jeśli ktokolwiek, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki sprawi, by nagle wspierały tylko PZM – organizację nota bene ze wszech miar transparentną, gdzie nawet darowanego grosika nie zmarnotrawią, a wszystko przy otwartej kurtynie – będzie to znaczyło, że w miejsce sędziów na telefon, mamy teraz prezesów na telefon. A mamy? Głosy tłumów nie mają tu znaczenia. A ściślej – nie powinny mieć. Zbyt łatwo nimi sterować. Zróbmy sondę czy zamiast na żużel dać na szpital – wynik będzie oczywisty. Zapytajcie jednak czy lepiej dać na podwyżki dla suto wynagradzanych lekarzy-ordynatorów na kolejne wypasione bryki i chaty, czy dla najmłodszych adeptów z przeznaczeniem na szkółkę – i wynik będzie równie jednoznaczny.

Dalej trzymając się tematu wiodącego. Pofolgował sobie w mediach społecznościowych kryształowy, oddany, serdeczny, życzliwy światu i współczujący ludziom kangur z Antypodów Krzysiu Uchwyt (ang.Holder). Chwyciło? No mnie tak. Choć nie za serce. Bardziej za nóż, który to po przeczytaniu haniebnych wypocin rzeczonego w profilach onego, wziął się i otworzył w mojej kieszeni. To ci burak chciałoby się zakrzyknąć delikatnie, gdyby nie zawarte w treści, artykułowane wprost, groźby karalne pod adresem rywala. Za dużo browarków i odwaga staniała? Poziom kozactwa rosnący wraz z promillami? Może. Tu jednak autor epopei posunął się zbyt daleko. Co na to PZM? Pożiwiom – uwidzim. Może jakaś sowita kara finansowa się trafi, z przeznaczeniem na Fundację? Mnie uczono – wybaczcie im, bo nie wiedzą co czynią. Tylko przesadzając z owym przesłaniem można narazić się na łatkę mięczaka i naiwniaka. Tego nie chcę. Zatem. Skoro wszystkie Ryśki to fajne chłopaki są, tu napiszę – a ten Krzysiek to niecnota z inklinacjami do arogancji, takoż pszenno-buraczanym, karczemnym słownictwem. Delikatnie wyszło? Nie przystoi Krzysiu. Skoro taki z ciebie kozak – zapraszam. Chętnie „podyskutuję” o zachowaniu(niach) samego zainteresowanego, ze szczególnym uwzględnieniem gwałtownej nawrotki spod płotu do krawężnika, na widok pospiesznie zbliżającego się, tu cytat: „bezwartościowego kutasa”. Kto sprowokował dzwon? Kto nie odpuścił, narażając się na crash? Ciekawe nieprawdaż? Pludra wjechał szaleńczo. Głowa się zagotowała. Za bardzo i zbyt wcześnie „chciał”. Ambicja poniosła. Jednak gdyby nie manewr powrotny jadącego po szerokiej, gdzie nie skleiło, Kangura – minęliby się bez uszczerbku. Kto bez winy niech pierwszy chwyci kamień. A kto huncwot – ten Holder.

Mógłbym sobie pofolgować jak sprawca zamieszania. Użyć kilku znanych mi synonimów braku ogłady w rodzaju: debil, zasraniec, pajac, dupek, przygłup. Tylko czy warto zniżać się do poziomu interlokutora, żeby jeno pół okna nad chodnik wystawało – jak w PRL? Kurcze. Ja już tych zwrotów przeca użyłem. Trudno. Nie będę kreślił. Kangurkowi zaś zalecam wstrzemięźliwość w dosadnym wyrażaniu „przemyśleń”. Jeszcze okaże się, że dostrojone poziomem do autora epokowych wpisów. Owszem. Nikt nie zabroni bycia szczęśliwym posiadaczem zrytego beretu, ale czy warto się z tym ujawniać, a potem obnosić? Cóż. Zważywszy, że Australia to kontynent skazańców, a do niechlubnej historii przeszły choćby wydarzenia z wyspy Norfolk – proponuję powtórkę.

Co się tam wydarzyło? XVIII wiek. Relatywnie niedawno. Otóż Gubernator Nowej Południowej Walii Thomas Brisbane postanowił, że najgorsi przestępcy z tego terytorium oraz Tasmanii mają być zsyłani na wyspę Norfolk. Powiedział: „Zbrodniarz, który się tam dostanie, nie ma już żadnej nadziei na powrót”. Późniejszy gubernator Ralph Darling ślubował, iż uczyni z wyspy „miejsce kary, która swą surowością ustępuje tylko śmierci”. Wyspa rzeczywiście stała się takim miejscem, zwłaszcza pod rządami gubernatora Johna Price’a. Podobno „zdawał się on przerażająco dokładnie znać sposób myślenia przestępców, co w połączeniu z bezlitosnym egzekwowaniem prawa zapewniało mu wręcz hipnotyczną władzę nad skazańcami”. Za takie przewinienia, jak śpiewanie, zbyt wolne chodzenie czy nie dość energiczne pchanie wózka z kamieniami, Price karał 50 uderzeniami bicza lub 10 dniami pobytu w celi, w której stłaczano do 14 więźniów, toteż wszyscy musieli stać. Skazać Krzysia na zesłanie do… domu i po ptokach. Może tam wykaże się choćby w dziedzinie asymilacji z Aborygenami? Dotąd napływowym kangurom słabo z tym idzie, choć przynajmniej nie pozamykali rdzennych mieszkańców w rezerwatach. A doświadczenia innego „wielkiego” mocarstwa przekonują, że można. Tylko co z tego? Australijscy Aborygeni – niegdyś królujący na kontynencie – obecnie stanowią zaledwie ok. 2% populacji. Choć niegdyś istniało niemal 250 aborygeńskich języków, współcześnie znajdują się na granicy kulturowej zagłady. Co jest nie tak z tymi „strażnikami” moralności i praw człowieka, którzy totalnie nie radzą sobie na własnym podwórku – to temat na inną okazję. Krzysiowi zaś zalecam rachunek sumienia, szczery żal za grzechy i mocne postanowienie poprawy, co akurat w tym samym stopniu dotyczy dwóch byłych prezesów, obecnie li tylko podżegaczy i wichrzycieli.

Dziwi w tym wszystkim brak stanowiska związku. Powinien przynajmniej odciąć się od takowych wystąpień. Szczególnie byłych prezesów. Kiedy rzekomo nadszarpnął dobre imię PZM niedawny i wciąż licencjonowany arbiter, zrazu wywołało to reakcję nie tylko nieadekwatną do domniemanej przewiny, ale też graniczącą z odwetem, bo niemerytoryczną. Próbują ewidentnie spacyfikować gościa za kilka niewygodnych słów, bo te miały nadwyrężyć(?) nieskazitelny pono wizerunek władz. Tu zaś gdzie mamy rzeczywiście do czynienia z działaniem na szkodę PZM i klubów – nasi bonzowie wymownie milczą. Czyżby w tych kwestiach brakowało odwagi i determinacji? Zadziwiające. No to gwoli przypomnienia. Kto spaprał tor przed niedoszłym finałem IMP w Krośnie? Tak z imienia i nazwiska proszę. I jeszcze. Na jakich zasadach oddano pośrednikowi organizację finałów, w pakiecie bez krztyny odpowiedzialności za cokolwiek? Skoro można jak się okazuje – szybko, z determinacją i uporem godnym lepszej sprawy, to te kwestie akurat zdecydowanie lepszą sprawą są. Czy tylko mnie jednego bardzo interesuje kto, za co i ile wziął? Myślę oczywiście wyłącznie o wynagrodzeniu związku za sprzedaż części (nie wiadomo jakiej) praw do IMP pośrednikowi. No bo zakładam optymistycznie, że to Polny płacił, a nie jemu płacono. To jak? Doczekamy się skrupulatnego wyjaśnienia? Byłoby miło i…transparentnie. Wyłącznie po to naturalnie, by uniknąć powtórki żenującego cyrku w przyszłości.

fot. publiczny fb