Latoś obrodziło w migrację żużlowej braci i nie dotyczy to tylko PGE Ekstraligi. W ostatnich okienkach transferowych narzekano, że nic się nie dzieje. No to mamy wysyp „przenosin” do innych klubów. Część z zawodników wylewa swe żale komunikując się z kibicami za pomocą mediów społecznościowych. Kto ma rację w tych spornych sytuacjach – trudno rozstrzygnąć. Jak zwykle wina jest po obu stropnach – a przykłady zazwyczaj idą z góry.
Historia polskiego speedwaya zna przypadki, (i to wcale nie tak odległe) gdy prezesi klubów przeciągali na siłę żużlowców do swoich klubów, mimo iż zawodnicy „byli już po słowie” u innego pracodawcy. Ale co tam papier! Wszystko przyjmie i nie ma przecież takiej umowy, szczególnie ustnej, której nie można rozwiązać czy zmienić. Z drugiej strony zawodnicy wcale nie są lepsi, gdy skuszeni miłością do innego klubu, przejawiającą się w większych nominałach biletów NBP, zrywali wcześniejsze umowy. Nagminne było także to, iż jeśli któryś z prezesów nie „zaklepał” sobie w połowie sezonu żużlowców – to jesienią mógł obudzić się z ręką w nocniku. W myśl zasady: Graliśmy uczciwie. Ty oszukiwałeś, ja oszukiwałem. Wygrał lepszy.
Lekarstwem na taką sytuację miały być prekontrakty. Jakie są tego efekty możemy się przekonać choćby teraz. Wielu zawiedzionych zawodników, wielu prezesów z pretensjami. Cóż – This is speedway!
Na tonącym Titanicu orkiestra grała do końca. Z drugiej strony dlaczego żużlowcy mają być uprzywilejowaną kastą w społeczeństwie? Jeśli „zwykły” zjadacz chleba, niekoniecznie kibic żużlowy, nie wykonuje swych obowiązków z należytą starannością, a pracodawca nie jest z takiego osobnika zadowolony to dlaczego ma takiego delikwenta trzymać „na siłę” w swoim zespole? W takiej sytuacji zazwyczaj prędzej lub później dochodzi do rozstania – mimo iż pracownik ma obowiązującą umowę. Ale w niej zawarte są przepisy mówiąc o trybie zwolnienia. Takich spraw dzieje się codziennie mnóstwo i nikt nie ogłasza tego publicznie. Jeśli są sporne sytuacje to kończą się w sądzie pracy. Cóż życie…
Bardzo ciekawą Listę wydymanych zaprezentował w swoich mediach społecznościowych redaktor Bartłomiej Czekański. Nie da się ukryć, iż w kilku przypadkach rozstania z klubem można było przeprowadzić w bardziej cywilizowany sposób. Tylko jeśli sam prezes twierdzi, że wszystko odbyło się w ogólnie dobrze rozumianych zasadach – to można się spytać w czym problem? Ale z drugiej strony można zadać sobie pytania o to kto jakie ma kryteria dobrego smaku… Wspomina o tym Szymon Woźniak, a wcześniej zniesmaczony formą rozstania był trener Stanisław Chomski.
Redaktor Czekański (za jego fb):
LISTA WYDYMANYCH:
1. Trener Stanisław Chomski (przez Stal Gorzów)
2. Szymon Woźniak (przez Stal Gorzów)
3. Robert Chmiel (przez Polonię Bydgoszcz na zasadzie domina)
4. Piotr Pawlicki (przez Falubaz Zielona Góra)
5. Tai Woffinden (przez Falubaz Zielona Góra)
6. Jakub Jamróg (przez ROW Rybnik)
7. Prezes Włóniarza Michał Świącik przez Leona Madsena.
8. Prezes Unii Leszno Piotr Rusiecki przez „zięcia” Keynana Rew
9. Co do Maksyma Drabika to jeszcze nie wiadomo, czy on wydyma Włókniarza, czy Włókniarz wydyma jego.
Tak czy siak, w polskim żużlu ligowym trwa wielkie dymanie bez żadnych zasad. Jeśli kogoś pominąłem, to mi podpowiedzcie, bo jak wiecie, w seksie grupowym najgorzej to jest właśnie być pominiętym.
Life is brutal, plugaw und full of zasadzkas, jak mawiają starzy jazzmani.
Szymon Woźniak w rozmowie z red. Łukaszem Malaką na portalu po-bandzie.com.pl: – Myślę, że całą sprawę można było załatwić kompletnie inaczej. Pomimo ważnego kontraktu, nie byłem do Stali przywiązany łańcuchem. Wystarczyło zatem usiąść do stołu i poważnie porozmawiać, jak mężczyźni. Postawić sprawę jasno. Ja bym zaoszczędził sobie parę tygodni nerwów i stresu. Najgorsza była właśnie dla mnie ta cała niepewność. Czuję się mocno rozczarowany sposobem, w jaki się o tym wszystkim dowiedziałem. Wszyscy wiedzą już, jak z mojej perspektywy chronologicznie to wyglądało. Co innego słyszałem w poniedziałek, a co innego prawdą okazało się w niedzielny wieczór. Uważam, że można było załatwić to w lepszy sposób.
Czyli kto tu ma rację jeśli chodzi o formę zwolnienia z pracy? „Roszczeniowi” i rozżaleni pracownicy (żużlowiec i trener), czy „świetny”, bez skazy, pracodawca (prezes Stali)? Echh… A przecież to właśnie: „Ludzie ludziom zgotowali ten los.”