Funkcja publiczna, zwłaszcza w sporcie, to nie tylko przywilej – to zobowiązanie. Do bezstronności, do profesjonalizmu, do godnego reprezentowania wartości fair play. Niestety, Tomasz Walczak, znany żużlowym kibicom jako komisarz toru (wcześniej działacz klubu z Zielonej Góry), a w innej rzeczywistości również bywalec koszykarskich hal, o tych wartościach najwyraźniej zapomniał.

Podczas ostatniego meczu Śląska Wrocław z zespołem z Zielonej Góry w hali Orbita, pan Walczak pokazał, że nie jest kibicem. On jest kibolem. Emocje? Tak. Pasja? Oczywiście. Ale agresja, pogarda, arogancja i wulgarne gesty wobec wrocławskiej publiczności? To już nie tylko skandal. To upadek człowieka, który zapomniał, że sport to nie rzymskie igrzyska, a rywale to nie gladiatorzy idący na śmierć ku chwale cesarza.

Zachowanie Tomasza Walczaka bardziej przypominało sceny z filmu o Jasiu Fasoli niż godne postawy sędziego sportowego. Środkowy palec wycelowany w stronę wrocławskich kibiców? Może dla niego to „żart” na poziomie Rowana Atkinsona, który próbował łapać autostopa w brytyjskim filmie. Ale to nie film. To rzeczywistość. A gesty pana Walczaka to nie dowcip, tylko żałosny pokaz pogardy i braku klasy.

Po tym incydencie trudno inaczej spojrzeć na jego zachowanie podczas meczu żużlowego w Częstochowie, gdy wdawał się w nieprzyjemną, pełną napięcia konfrontację z Maciejem Janowskim. Wówczas opinia publiczna podzieliła się: jedni bronili komisarza toru, inni stawali po stronie zawodnika. Dziś, patrząc przez pryzmat skandalicznego występu Walczaka w roli „kibica” koszykarskiego, cała sytuacja nabiera nowych barw.

Bo może to wcale nie był incydent. Może Tomasz Walczak to faktycznie współczesny doktor Jekyll i pan Hyde? W dzień oficjalny przedstawiciel sportowych struktur, wieczorem kibol kipiący nienawiścią – zwłaszcza do Wrocławia i Wrocławian? Jeżeli tak, to jest to sytuacja niedopuszczalna.

Zadajmy głośno pytanie: czy człowiek, który tak jawnie manifestuje niechęć wobec jednego z klubów i miasta, może wciąż pełnić funkcję bezstronnego komisarza toru w zawodach z udziałem Betard Sparty Wrocław? Gdzie są granice?

Sport zasługuje na więcej. Na ludzi, którzy budują, a nie dzielą. Którzy łączą, a nie prowokują. Tomasz Walczak pokazał, że tych standardów nie spełnia. I jeśli środowisko sportowe ma zachować twarz, nie może dłużej odwracać wzroku.

Pan Walczak przekroczył granice. Czas, by ktoś inny pokazał mu drzwi.