Jak już wielokrotnie pisaliśmy Łukasz Bujniewicz to polski zawodnik uprawiający flat track. Bujniewicz był stałym uczestnikiem zeszłorocznych Mistrzostw Świata w których zajął 27 pozycję. W tegorocznym składającym się z 5 rund czempionacie globu zawodnik nie startuje jako stały uczestnik, lecz wystąpił z „dziką kartą” w drugiej rundzie, która odbyła się 10 września w węgierskim Debreczynie.

Reprezentant Polski spisał się bardzo dobrze zajmując w gronie 30 startujących jeźdźców 13 miejsce a mogło być jeszcze lepiej gdyż w biegu ostatniej szansy zajął 3 miejsce – gdyby był w pierwszym duecie zawodników na mecie – awansowałby do biegu finałowego w którym to uczestniczy tuzin najlepszych motocyklistów.

Tegoroczne mistrzostwa mają bardzo mocną obsadę i zajęcie 13 pozycji musi budzić uznanie i dobrze rokuje zapewne na przyszłość. Oto co przekazał nam na temat swojego startu sam zawodnik:

Po drugiej serii treningowej trafiłem z ustawieniami motocykla. Pierwszy bieg prowadziłem przez 3 okrążenia żeby po małym błędzie zostać wyprzedzonym przez aktualnego Mistrza Świata. Na dwa na dwa okrążenia przed metą jechałem na miejscu drugim gdy bieg został przerwany ze względu na dość groźny upadek w dalszej stawce. Po powtórce tor został obficie nawodniony co prawie kosztowało mnie wywrotkę. Spadłem na koniec stawki ale zdążyłem jeszcze odrobić do miejsca piątego. W teorii gdyby nie feralny pierwszy bieg to miałbym wystarczająca liczbę punktów na finał. W barażach dojechałem na miejscu 3 czyli tuż za miejscem kwalifikacyjnym do finału. Wynik jednak jest i tak super. Zakładałem, biorąc pod uwagę minimalne przygotowanie i brak rozjeżdżenia w spotkaniach, ukończenie zawodów gdzieś około pozycji 20-25.

Reprezentantowi Polski życzymy dalszych sukcesów sportowych. Oby pojawili się w przyszłości kolejni nasi rodacy startujący w międzynarodowych zawodach – na początek choćby w prężnie działających Międzynarodowych Mistrzostwach Czech. Aktualnie Bujniewicz jest niestety jedynym Polakiem startującym we flat tracku w oficjalnych turniejach.

fot: Krisztián Asztalos