Zapraszamy na kolejny felieton Przemysława Sierakowskiego z cyklu – Piórem Sieraka (https://www.facebook.com/profile.php?id=100084823056532)
Moda na publiczne wylewanie gorzkich żali nie mija. W przypadku bydgoskiego ojca, przekonanego, iż oto posiadł był „drugiego Golloba”, w osobie małoletniego syna, można przymknąć oko, kładąc publiczne komentarze krzywdy doznawanej rzekomo przez latorośl, na karb braku doświadczenia w socjal mediach. Kiedy zaś idzie o wykształconego żurnalistę z doświadczeniem, taka forma nie przystoi. Pożalił się mianowicie na łamach były komentator żużlowy, aktualnie poza branżą. Rozumiem rozczarowanie, rozgoryczenie i żal do ludzi, ale… . Albo mówisz, a wtedy ze szczegółami i po nazwisku. Albo trzymasz nerwy na wodzy. Forma „Franek to dupek i on wie dlaczego, a ja więcej nie powiem” chwały nie przynosi. Tym bardziej, że jak wynika z wynurzeń eks telewizyjnego celebryty, większość „zarzutów” polega na swoistej gentelman agrimeents, której rzekomo druga strona nie dochowała. Nie mnie dociekać jak było. Powtórzę jednakowoż jak mantrę. Chciałeś się poskarżyć? To wal z kolubryny. Daty, wydarzenia, dokumenty, nazwiska. Jeśli nie masz podstaw albo odwagi – po prostu nie zaczynaj.
Speedway nadal w C+. To takie trochę mniejsze zło. Publiczni nadawcy nie stanęli w szranki, a szkoda. Tylko TVP, bądź Polsat gwarantują transmisje w otwartych kanałach, bezpłatnie, zatem szeroko zakrojoną promocję szlaki. Jest jeszcze Discovery – właściciel TVN, ale zważywszy doświadczenia w „promowaniu” dyscypliny za ciężką kasę i na niewielkim obszarze, dostępnym dla wypłacalnych, przy okazji SGP – trudno było oczekiwać, że tym razem wyłożą grubą kasę nie oczekując w zamian fruktów. Tak więc zostajemy z C+ jak dotąd. Na niewielkim relatywnie zasięgu, takoż z ograniczoną dostępnością jedynie dla zainteresowanych. Trudno. Przyjdzie przywyknąć jak skwitował wracający z „Hameryki” Pawlak zapowiedź stewardessy, ileż to rzekomo miało się zmienić w Ojczyźnie. Tu niewiele się zmieni. Szczególnie w kwestii liczby zasięgów, rozumianych jako promocja dyscypliny. Przy okazji. Jeśli próbujesz być „jakiś” w mediach. Nie pozwalasz się zaszufladkować, a twoje komentarze budzą skrajne emocje – bądź pewny, że za chwilę… wylecisz z hukiem. Niewiele było w poprzednim sezonie Dryły, a teraz odstrzelili jego koleżkę Jabłońskiego. Bez znaczenia czy zgadzałem się zawsze i wszędzie, tak mi dopomóż Bóg, z jego opiniami i wywodami. Przynajmniej było o czym pogadać. Miałka większość nawet nie zapisała się w pamięci nazwiskiem. Wygłaszanymi banałami czy frazesami również nie. Po co ich więc trzymać? Żeby było na siłę „poprawnie”? Kto wie. Tak czy siak żałuję odejścia Mirka. Przynajmniej był wyrazisty. No i Młodego Junaka już nie uświadczysz. A to fajne było. Taka żużlowa wersja Turbokozaka.
Skoro o mediach. Czytałem niedawno na blogu Sandry Romanowskiej, młodej, pięknej i… mądrej dziewczyny, inspirujący materiał o upadku merytorycznego dziennikarstwa. W ogóle, ze szczególną troską o szlakę. Smaczny materiał. Przemyślany i celny. Zabrakło chyba tylko jednego wątku. Rozumiem, że kliki i cele sprzedażowe determinują współcześnie, w największym stopniu, oszukańcze „dzieła”, bazujące jedynie na chwytliwym tytule, praktycznie bez najmniejszego wkładu własnego autora. To jednak nie wszystko. Jest też aktualny rodzaj cenzury. Nie masz człowiecze komfortu swobody wypowiedzi, boć to nawet z adnotacją „poglądy autora nie są tożsame z oficjalnym stanowiskiem redakcji” większość krytycznych wynurzeń nie przejdzie. A to nadredaktor wezwie na dywanik i pouczy, iż ręki która karmi nie należy gryźć. Coś wspomni o podcinaniu gałęzi, niby mimochodem. A to uszczypnięty poskarży się w redakcji, szantażując, że w rewanżu odetnie portal od informacji z gatunku „pisaliśmy o tym jako pierwsi”. A to znowu nienaruszalny „patron” się obruszy, co nie daj Panie sponsor. I nie trzeba walić z armaty, wprost, zarazem wielkimi literami. Wystarczy np.skrytykować odrobinę konkretne zjawisko. I już obrywasz rykoszetem. Bo to autor pomysłu okazuje się zrazu monopolistą od „gorących newsów”. Albo uderzasz delikatnie w konkretny, liczący się klub, którego sponsorzy, w ramach budowania przychylności mediów, zasilają portal. Oj, nie będą oni kontenci czytając krytykę „ukochanego ośrodka”. Albo to ośmieliłeś się uderzyć w rozbuchane ego klubowego bossa, który, urażony ma się rozumieć, wykonuje kilka telefonów do Darczyńców i „przekonuje” kolegów, że akurat tego portalu nie warto wspomagać. I co wtedy? Kompromis? Jeśli kto potrafi – proszę bardzo. A jeśli nie? Zakładasz stronkę czy bloga i dalej tworzysz głównie… dla siebie. Gorzej gdy z tegoż pisarstwa usiłujesz żyć i utrzymać rodzinę. Wówczas patrz punkt pierwszy. Nie ma zmiłuj. A większość i tak czyta tylko tytuł, który „musi” zainteresować, po czym najwyżej trzy zdania treści notatki z cyklu „przeczytasz w mniej niż minutę”. Znak czasów. Koneserów czytelnictwa zostało niewielu, a oni w niewielkim, ginącym gatunku, celów sprzedażowych nie nabiją.
Ja nawet nie próbuję się ani skarżyć, ani dostosować. Zresztą. Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią. Mężom przystoi w milczeniu się zbroić. Tak swego czasu przekonywał Adam Asnyk. Dla niewtajemniczonych maturzystów bez zadań i lektur – rzeczony wielkim poetą był. Ta niewiedza to również znak czasów, jednakowoż temat znacznie szerszy i taki… słabo sportowy. Chyba.
fot. Mirosław Jabłoński – publiczny fb