Krzysztof Okupski urodził się w Skwierzynie 9 stycznia 1960 roku. Wychowywał się w Trzebiszewie koło Gorzowa Wlkp. Jak sam powiedział w wywiadzie dla portalu Po bandzie, do żużla trafił „chyba dlatego, że jako młody chłopak ścigałem się z innymi na rowerze i nigdy nie odpuszczałem kolegom. Szedłem na rowerze na łokcie (śmiech). Od najmłodszych lat też interesowałem się żużlem. Jak miałem trzynaście lat oglądałem Jancarza czy Rembasa na torze i wiedziałem, że ja muszę w życiu kiedyś robić to samo. Długo nie mogłem się doczekać takiej możliwości, ponieważ w tamtych czasach obowiązywał limit przyjęcia do szkółki, który wynosił szesnaście lat. Wiosną 1976 roku w końcu udało mi się zapisać do szkółki gorzowskiej Stali. Wtedy wyglądało to tak, że treningi odbywały się sukcesywnie i ja po raz pierwszy na tor wyjechałem dopiero dzień po moim imieninach, czyli 26 lipca. Czekałem na ten moment od kwietnia.„
Długo czekał, a jak się doczekał to z drużyną Stali Gorzów wywalczył trzy tytuły drużynowego mistrza Polski (1977, 1978 i 1983), a także dwa srebrne (1979 i 1981) i dwa brązowe (1982 i 1987) medale.
Wraz z Ryszardem Franczyszynem i Piotrem Świstem zdobył medale mistrzostw Polski par klubowych: srebrny (Ostrów 1987) i dwa brązowe (Rybnik 1988 oraz Leszno 1989). W 1980 roku wywalczył brązowy medal w rozgrywkach o Drużynowy Puchar Polski. Trzykrotnie awansował do finału Złotego Kasku (1987, 1988 i 1989). Zajmował 3. miejsca w prestiżowych turniejach: o Łańcuch Herbowy Miasta Ostrowa Wlkp. (1988), w Memoriale im. Alfreda Smoczyka (Leszno 1989) i Turnieju Gwiazdkowym (Piła 1993). W 1990 roku zdobył Puchar Prezydenta Miasta Częstochowa. Zajmował 2. miejsca w: turnieju o Puchar „Panoramy Leszczyńskiej” (Leszno 1982), zawodach o Puchar Warty-Tourist i Wojewódzkiej Federacji Sportu (Gorzów 1983), turnieju o Puchar „Gazety Poznańskiej” (Ostrów 1986), Benefisie Bogusława Nowaka (Gorzów 1988) i zawodach o Puchar Solidarności (Grudziądz 1990). W lipcu 1991 roku w Gorzowie odbył się okolicznościowy międzynarodowy turniej z okazji 15-lecia jego startów. W 1992 roku, już jako zawodnik Polonii Piła, wygrał zawody o Puchar Rady Sponsorów (Piła). Jeden raz w 1993 roku awansował do finału Indywidualnych Mistrzostw Polski. W Bydgoszczy był jednak tylko rezerwowym i nie wystartował w żadnym biegu. Jak sam mówi, spokojnie awansował by do finału IMP, ale w jednym z półfinałowych biegów w jego motocyklu pękł łańcuszek.
Wszystkie te sukcesy sprawiły, iż w 2017 roku Krzysztof Okupski został uhonorowany tytułem Wybitnego Reprezentanta Stali Gorzów. W klubie, którego jest wychowankiem startował w latach 1977-1983 oraz 1985-1991. W 1984 roku odbywał służbę wojskową w Wybrzeżu Gdańsk. Jak sam mówił o tym w wywiadzie dla portalu Po bandzie wydarzyło się to dość nietypowo:
W Gorzowie byłem jako senior po prostu za słaby. Skład seniorski, był bardzo silny. Zostałem powołany do wojska, które udało mi się zamienić na służbę w straży pożarnej. Jak służbę rozpocząłem, to niejako rozstałem się z żużlem. Trudno było obie rzeczy pogodzić, a klub też nie naciskał, abym mocniej skupiał się na żużlu, bo nie byłem niezbędny. Gdańsk miał w pewnym momencie braki kadrowe. Urazu kręgosłupa doznał Mirek Berliński, do tego nogę złamał Skrobisz. Zenek Plech był pewnego rodzaju u mechanika w Gorzowie. Spotkaliśmy się i mnie namówił na ten Gdańsk. Mówił: „Chodź do Gdańska i będziesz jeździł”. Namówił mnie. Poszedłem na wypożyczenie i powiem, że byłem bardzo zadowolony. W Gorzowie czułem się niedoceniany, a tam dostałem od razu motocykl, który uznawałem za „rakietę”. W Wybrzeżu miałem sprzęt, który pozwalał na dobre wyniki. Jeździć zawsze umiałem, tylko nie zawsze byłem przez macierzysty klub doceniany sprzętowo. W 1978 roku w Gorzowie na wiosnę dostałem silnik po Bogdanie Nowaku, zaliczyłem na nim udane zawody drużynowe, a potem w Gdańsku na półfinale Brązowego Kasku wygrałem dwa biegi, z kolei w trzecim starcie po kolizji z zawodnikiem gospodarzy złamałem nogę i sezon „poszedł” do tyłu. Także myślę, że ta łatka o tym, że nauczyłem się żużla w Gdańsku jest przesadzona.
Skończył się sezon w Wybrzeżu i zapytano mnie, czy chcę tam zostać. Wybrzeże sondowało transfer definitywny, ale nie otrzymał zgody, ponieważ Jancarz był po kontuzji, Nowak miał zagwarantowane, że po sezonie 1984 dostanie wolną rękę i odszedł do Tarnowa, więc ja musiałem wrócić.
W Gorzowie na „dzień dobry” dostałem dwa silniki i bardzo dobrze mnie traktowano. To muszę przyznać. Powrót na stare śmieci był bardzo udany.
14 lipca 1991 roku odbył się Międzynarodowy Turniej z okazji 15-lecia startów Krzysztofa Okupskiego. Po sezonie Okupski planował zakończyć karierę. W wywiadzie dla Po bandzie mówi, dlaczego tak się nie stało:
W 1991 roku gospodarczo uwolnił się rynek. Sponsoring w żużlu zrobił się bardzo modny. Klub nie miał już tyle środków, co kiedyś, a sponsorzy bardziej garnęli się do Piotrka Śwista czy przykładowo Rysia Franczyszyna, aniżeli do mnie. Ci, którzy mieli mecenasów, brylowali na torze, a ja na standardowej Jawie „pikowałem” wynikami. Zniechęciłem się i postanowiłem zakończyć karierę po sezonie. Przyszedł jednak styczeń 1992 roku i zadzwonił do mnie pewnego dnia Leszek Kędziora, który miał być tam trenerem. Kędziora mnie skutecznie namówił i wróciłem do żużla.
Ostatecznie po sezonie 1991 Okupski odszedł ze Stali definitywnie. W latach 1992-1997 startował w barwach Polonii Piła, a ostatnie dwa sezony jeździł w Kolejarzu Rawicz (1998-1999). Karierę zakończył w 1999 roku. W latach późniejszych, okazjonalnie, współpracował m.in. z żużlowcem Pawłem Hlibem jako jego mechanik.
A tak w wywiadzie dla Po bandzie Krzysztof Okupski podsumowuje swoją karierę żużlową:
Na pewno straciłem trochę zdrowia (śmiech). Pieniędzy wielkich się nie dorobiłem. To były inne czasy. Ja często żyłem finansowo z dnia na dzień. Klub się spóźniał z wypłatami, to brałem na „kreskę” u mechaników. Pieniądze „schodziły” – regulowałem zobowiązania. Zawsze byłem fair wobec mechaników czy handlarzy częściami, ponieważ nie chciałem sobie nigdy „palić” nazwiska. Druga część mojej kariery wyglądała tak, że chciałem bardziej udowodnić sobie i innym, że potrafię jeszcze fajnie jechać, aniżeli chciałem zarabiać.
Uczciwie powiem, że żałuję jednej rzeczy. Chyba tego, że byłem wielokrotnie za miękki. Jak odchodziłem z Piły tamtejsi działacze mi powiedzieli: „Krzysztof, szkoda, bo nigdy nie będziemy mieli tak taniego zawodnika”. To mnie zabolało. Często ja się zgadzałem na przedstawione warunki, a później się dowiadywałem prawdy, za ile startowali koledzy z zespołu. Mam niesmak, że byłem za bardzo ufny na słowa, że dostanę że później i tak dalej. Podejrzewam, że gdybym robił inaczej, to moja sytuacja po zakończeniu kariery na torze byłaby zupełnie inna. Być może dałoby się odłożyć na emeryturę, a nie żyć z dnia na dzień. Na przysłowiową czarną godzinę nie odłożyłem nic.
Źródło: po-bandzie.com.pl