Zapraszamy na kolejny felieton Przemysława Sierakowskiego z cyklu – Piórem Sieraka (https://www.facebook.com/profile.php?id=61557917217134)

Ukazała się książka „Urodziłem się dla żużla”. To zapowiadana od pewnego czasu pozycja. Rodzaj pogaduch do poduchy o życiu i karierze Józefa Jarmuły. To ten, którego wykluczano za jazdę na jednym kole. Lata temu. Już się ślinię na myśl o lekturze. Żużlowiec, komandos, człek nietuzinkowy – prawda dziewczyny? Ciekawe ile barwnych smaczków ujrzy światło dzienne. Jarmuła to swoisty renegat. Człowiek, który nijak nie przystawał do swoich czasów. Wyprzedzał je? Zapewne. Nie tylko na szlace. Pozostał jednak współczesnym pariasem. Na szczęście ma kilku, nielicznych, acz wypróbowanych przyjaciół. Krzysztof Waszek – dziękuję. Jo ci przaja. Trzymajcie się… Hanysy. A ja czyszczę okulary, żeby niczego nie uszczknąć z lektury.

W Częstochowie pogoda nie sprzyja. Zapowiada się burzowo. Złośliwie mógłbym nasmarować, że nie dziwota, ale sobie daruję dworowanie. Medaliki są w trudnej sytuacji i nie myślę o tabeli. To nieetyczne kopać leżącego. Co prawda okazało się, że bójki między liderami w Toruniu nie było. Jeno krewki mechanik Mikkela miał wymierzyć sprawiedliwość kaskowi Leona. Ot, kłania się rzetelność dziennikarska, co w tak monitorowanym świecie zapewne zaskakuje, ale do ideału i tak daleko. Przewietrzenie, żeby nie rzec rewolucja kadrowa, wydają się nieuniknione. To jednak po sezonie, a ten trwa. Nikt nie stoi na straconej pozycji. Paradoksalnie – zamieszanie może pomóc Lwom. Tym bardziej, iż z uwagi na przychylność… aury, żeby nie szukać za daleko, mają więcej czasu na pozbieranie się po „przygodach”. A Ekstraliga? Kolejny raz potwierdza, iż istnieją równi i równiejsi. Jednym z racji prognoz odwołują w przeddzień, innym nakazują ściganie po błotnistym, nierównomiernie nasiąkniętym kartoflisku, nawet jeśli jest krótko przed północą, tor nie nadaje się do rywalizacji, a garstka uwięzionych kibiców, jest gotowa dopłacić… byle pójść do domu. Takie to mamy współczesne „standardy” w żużlu. I żeby nie było. O nic nie podejrzewam klubów. Ot Ekstralipa i KOL wystraszyły się poprzedniego skandalu, trwają z uporem maniaka przy swoim w pierwszym przypadku, ale powtórki z rozrywki tchórze nie chcą. Taka ta ich „racja” w sprawie obustronnego walkowera.

Sezon rozwodowy rozkręca się w najlepsze. Po wymazaniu ze szlaki złomiarza z Rawicza (w pakiecie razem z klubem), przyszła pora na kolejnych. Pierwszy Hiobowe wieści zapodał światu imć Witold. Pono odda każdemu. Pono jeno za złotówkę. Pono ma serdecznie dosyć. Coś mi tu nie trybi. Nie wyobrażam sobie wrzucenia ukochanego dziecka do okna życia, przy tym bezwarunkowego i bez weryfikacji kto zacz. Możliwe są różne scenariusze. Albo to rodzina Skrzydlewskich w ten sprytny sposób zamierza utrzeć nosa krytykom i krytykantom, by w glorii, na białym koniu wrócić kiedy sytuacja jawić się będzie beznadziejną. Albo to vice miasta Łodzi ma już przygotowany plan B. Wie kto, kiedy i na jakich warunkach, a wszystko w uzgodnieniu z tatą. Albo to Skrzydlewscy rzeczywiście zamierzają sobie odpuścić i niech się dzieje wola nieba. Sam jestem ciekaw rozwoju wypadków.

Podobnie w Gdańsku. Tamże od dłuższego czasu, najoględniej, nie było kolorowo. Plotki co rusz wylatywały muchą, by wrócić wołem. W każdej zaś bywa sporo prawdy. Koniec końców sportowo jakoś to wszystko jeszcze się broniło. Już się nie obroni. Najpierw wycofanie się współudziałowców. Teraz degradacja drużyny. Atmosfera gęsta i podgrzewana przez… źródło. Czary goryczy dopełnia przykry widok wypłowiałej i poszarpanej klubowej flagi powiewającej jak stare gacie na maszcie. Szkoda. Wielka szkoda. Kłopoty to taka gdańska specjalność. Był Prezydent Majewski vel „Majonez”. Taki trójmiejski pierwowzór rzeszowskiego Nawrockiego od diamentów. Potem publiczne spory Polnego i braci Terleckich. Teraz sromotna klęska Zdunka. Może warto wrócić do prawd zawartych w starych przysłowiach? Na dobry początek polecam takie – zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Ktoś? Coś?

Na koniec odgrzewany kotlet. Pamiętacie obustronny walkower w Gorzowie? W tych dniach KOL podjęła ostateczne(?) decyzje. Dla ilustracji fragmencik rozmowy z Przewodniczącym Komisji – za oficjalną stroną Ekstraligi

Dużo kontrowersji w mediach wywołały decyzja sędziego, chociaż nie była ona przedmiotem postępowania dyscyplinarnego, to jednak zapewne wielu kibiców zastanawia się, jaka jest zależność między decyzją sędziego, gdy uznaje tor za regulaminowy, a stanowiskiem kierowników drużyn i zawodników, którzy proszeni są o opinię na temat stanu toru i uważają inaczej niż sędzia?

Mogę wypowiedzieć się formalnie, ale rzeczywiście – to nie był przedmiot postępowania. Rozumiem jednak, że opinia publiczna oczekuje wyjaśnień, gdy mamy do czynienia z taką sytuacją, a więc zupełnie rozbieżnymi zdaniami. Sam byłem sędzią żużlowym, więc uważam, że również warto uzmysłowić kibicom, że to właśnie sędzia jest najwyższą i jedyną władzą na zawodach. Na nim ciąży obowiązek podejmowania decyzji. Sędzia uznał, że tor w Gorzowie był regulaminowy. To nie ulega wątpliwości. Przeprowadził próbę toru, zebrał opinie i oczywiście mógł ogłosić rozpoczęcie zawodów. Z tego miejsca jako Przewodniczący Komisji Orzekającej Ligi i były sędzia, apeluję do sędziów żużlowych, aby podejmowali odważne decyzje i korzystali ze swoich regulaminowych uprawnień.

Dlaczego sędzia w Gorzowie nie poszedł po prostu na wieżyczkę i nie zapalił zielonego światła?

Dlatego, że otrzymał ustne oświadczenia kierowników drużyn o odmowie startu w zawodach zawodników, a zawodników w drużynowej rywalizacji ligowej reprezentują kierownicy drużyn. Został podpisany protokół i był on podstawę dla walkowera. Ale jak mówię – teraz wypowiadam się nie w kontekście sprawy dyscyplinarnej, ale jako były sędzia żużlowy, ponieważ znam całą dokumentację sprawy i chcę, aby kibice także poznali procedurę. Dodam, że sędzia miał ogląd sytuacji po próbie toru.

Post factum wiemy też dziś, że oba kluby nie odwołały się od decyzji weryfikacyjnej. Powtórzę się, KOL nie zajmowała się jednak stanem toru.

To początek. Jest znacznie zabawniejszy wątek. Mnie uczyli, że na autorytet należy sobie zapracować. Merytorycznie. Charyzmą. Wiedzą i doświadczeniem. To nie jest żaden przywilej przynależny konkretnej funkcji. W tym wypadku roli służebnej wobec, przede wszystkim, kibiców, ale także zawodników i osób funkcyjnych. Chyba, że się mylę

Czy orzeczenia mają charakter ostateczny?

Nie. Stronom przysługują odwołania do Trybunału PZM.

Ma pan wieloletnie doświadczenie zarówno w sporcie, jak i w wymiarze sprawiedliwości, w ramach sądów powszechnych i Prokuratury. Na końcu jest pan też kibicem żużla w sensie czysto sportowym, z wieloletnim stażem. Czy uważa pan, że trzeba przekazać zawodnikom i klubom coś ważnego w kontekście tej sprawy dyscyplinarnej?

Mój osobisty przekaz jest dość krótki: należy szanować i respektować autorytet sędziego na zawodach.

Amen. Fajrant. Zamiecione. Zlecenie wykonane. Czy na pewno? Koniec i bomba, kto czytał ten trąba. Ferdydurke Gombrowicza, żeby nie było.

Przemysław Sierakowski

Fot. H.Grzonka – promocja książki J. Jarmuły