W odległej krainie, gdzie mało kto słyszał o wielkich stadionach, a jeszcze mniej o piłce nożnej, rozwijał się niszowy sport – przeciąganie węża. To była dyscyplina dla prawdziwych twardzieli, a federacja zarządzająca tą dziedziną sportu była równie wyjątkowa, co sama konkurencja.

Prezes: Tajemniczy Znikający Człowiek
Na czele federacji stał prezes, o którym krążyły legendy. Nie dlatego, że był wielkim mistrzem przeciągania węża, ale dlatego, że… nikt go nigdy nie widział! Gdzie on przebywa? Za granicą? W klasztorze? A może po prostu ukrywał się przed nieskończonymi obowiązkami? Nikt nie wiedział. Jego brak obecności stawał się tajemniczym elementem, wokół którego toczyły się spekulacje. Jedni mówili, że uciekł na wyspy, inni, że zamieszkał w jaskini z dala od cywilizacji. Najnowsza plotka głosiła, że został szpiegiem międzynarodowym… Ale któż by za tym wszystkim nadążył…

Zarząd i Kolegium: Dwa Światy, Dwa Standardy
Podczas gdy prezes bawił się w chowanego, zarząd i różne kolegia orzekające miały swoje sposoby na zarządzanie. W federacji funkcjonowały dwa światy: jeden dla „swoich”, a drugi dla „nie swoich”.

  • „Nie Swoi” byli karani za najdrobniejsze przewinienia. Użycie złego koloru węża? Dyskwalifikacja! Krzywe spojrzenie na sędziego? Wylot z zawodów! Nie było zmiłuj. Czasem wydawało się, że karzą nawet za krzywe ułożenie węża na ziemi!
  • „Swoi” natomiast mieli taryfę ulgową. Jeśli ktoś ze „Swoich” wyzwał kogoś na meczu, zawsze pojawiało się tłumaczenie: „Ach, nerwy mu puściły, to przecież zrozumiałe! Normalna ludzka rzecz” Legenda głosiła, że pewien ulubieniec przyszedł na zawody z krokodylem na smyczy, a zamiast go ukarać, zarząd stwierdził, że „krokodyl to symbol siły i odwagi” w pewnym klubie!

Sędziowie: Zależni od Wiatru
Również sędziowie dodawali smaczku do całej sytuacji. Ich werdykty zależały od tego, kto sędziował dany mecz. Na jednym stadionie za faul uznawano, gdy ktoś nadepnął na linę. Na drugim – gdy nie pomachał (w geście pozdrowienia) kibicom na trybunach.

  • Sędzia Adam: Znany był z tego, że faule to tylko dla tych, co go na kawę nie zaprosili.
  • Sędzia Beata: Ona uważała, że każda wygrana musi być zasłużona, więc „Swoim” czasem dyskretnie podpowiadała: „Słuchajcie, tutaj musicie pociągnąć mocniej!”

Haki na „Przeciwników”
Najbardziej jednak fascynujące było poszukiwanie haków na „przeciwników”. Federacja zatrudniała specjalnych agentów – tak przynajmniej głosili niektórzy. Agenci ci mieli jedyne zadanie: znaleźć coś, cokolwiek, co mogłoby zaszkodzić rywalom. Ktoś znalazł na zawodnika zdjęcie sprzed dziesięciu lat, gdzie miał na sobie koszulkę w barwach konkurencyjnego klubu? Skandal! Inny miał psa, który szczekał zbyt głośno? To oczywiste, że rozpraszał sąsiadów – trzeba ukarać! Jeszcze inny został przyłapany jak dopinguje swoją drużynę przyjezdną, zamiast wychwalać pod niebiosa przeciwną ekipę gospodarzy złożoną z samych mistrzów przecież… Szkoda tylko, że tym mistrzom brak kultury i powszechnie rozumianej ogłady.

Chełpliwe Wyniki w Niszowej Dyscyplinie
Najbardziej zaskakujące było jednak to, jak zarząd federacji chełpił się wynikami swoich zawodników. „Najlepsi na świecie!” – głosiły banery na turniejach. Tylko mały problem polegał na tym, że w przeciąganiu węża rywalizowały tylko trzy kraje: Nasz, Ten Drugi i Jeszcze Jeden. I to ten ostatni miał zaledwie dwóch zawodników, którzy pojawiali się na turniejach tylko wtedy, gdy nie mieli zajęć z wyprowadzania bydła. I to wszystko jest w wielkim kontraście do drużynowych zmagań dzieci w przeciąganiu węża. Ogłoszono zapis wg, którego jeśli nie uzbiera się skład czterodrużynowy to mistrzostw Polski ani pucharu Polski nie zorganizuje się. No bo przecież najważniejsze są medale imprez międzynarodowych choćby tylko z udziałem dwóch ekip.

Wizerunek ponad wszystko
Federacja Niszowego Sportu, znana jako Złotego Węża, miała jedną nadrzędną zasadę: wizerunek jest wszystkim. Niezależnie od tego, co działo się za kulisami, na zewnątrz wszystko miało lśnić, jakby żadnych problemów nie było. Prezes, którego nikt nigdy nie widział, zdawał się być symbolem tej polityki – jego tajemnicze zniknięcie dodawało tylko blasku aurze sekretności i doskonałości.

Dla zarządu i kolegiów, dbanie o wizerunek oznaczało pilnowanie, by każda decyzja była uzasadniana w sposób, który malował federację w najkorzystniejszym świetle. Sprawy niekorzystne dla krewnych i znajomych królika z lubością w sposób bezwzględny zamiatane były pod dywan. Wszystko zgodnie z zasadą jedynie słusznego reżimu (poprzedniego systemu): „kto nie z nami – ten przeciwko nam!”. Dlatego też, gdy sędziowie wydawali absurdalne werdykty, tłumaczono je jako „innowacyjne podejście do sportu” lub „nowoczesne interpretacje zasad”. Każdy skandal był natychmiast tuszowany, a nawet najdziwniejsze sytuacje znajdowały swoje „logiczne” wytłumaczenie.

Epilog
I tak toczyło się życie w tej niezwykłej federacji. Zawodnicy z zewnątrz przybywali z nadzieją na uczciwe zmagania, a odjeżdżali bogatsi o anegdoty, które opowiadali potem przy ogniskach, ku uciesze zebranych. Bo przecież w żadnym innym miejscu na świecie, nie można było doświadczyć takich „sportowych” emocji, jak w tej małej, zagubionej w czasie federacji przeciągania węża.