Ogromną burzę w Polsce wywołało przyznanie przez organizatorów rywalizacji SGP czterech stałych dzikich kart na przyszłoroczny cykl Speedway Grand Prix. Wówczas prześcigano się w wymyślaniu sankcji dla tych „złych” z władz FIM jak i promotorów cyklu SGP. Wszystko (na naszą korzyść) miało się rozstrzygnąć podczas listopadowego spotkania Komisji Wyścigów Torowych FIM jakie odbyło się we Wrocławiu.

Listopadowe spotkanie Komisji Wyścigów Torowych FIM we Wrocławiu, które miało być szansą na załatwienie kluczowych polskich interesów w światowym żużlu, zakończyło się rozczarowaniem. Polską reprezentację stanowili Piotr Szymański i Wojciech Stępniewski, ale pomimo obecności najważniejszych działaczy FIM, nie poruszono żadnych istotnych dla nas Polaków – kwestii, takich jak brak dzikich kart dla polskich zawodników w cyklu Grand Prix czy powrót polskich Rosjan – Emila Sajfutdinowa i Artema Łaguty – do międzynarodowej rywalizacji. Spotkanie zakończyło się bez konkretnych rozwiązań w tych kwestiach.

Można wyciągnąć wnioski, iż polska delegacja, świadoma niewielkiego wpływu FIM (czyżby?) na globalny żużel, bardziej liczy na dialog z Warner Bros. Discovery Sports, które odpowiada za organizację Grand Prix. Kluczową postacią w tych rozmowach jest Jean Baptiste Ley, przedstawiciel tego organizatora, a Polacy liczą, że uda się osiągnąć kompromis, np. w sprawie wycofania dzikich kart w przyszłości. Jednak na 2025 rok wszystkie decyzje pozostają bez zmian, co oznacza, że postulaty Polski zostały odłożone na dalszy plan.

Rozczarowanie potęguje fakt, że po przyznaniu dzikich kart wybuchło w Polsce ogromne oburzenie. Grożono różnorodnymi sankcjami wobec FIM i organizatorów SGP (z wycofaniem rundy SGP 2025 w Warszawie włącznie ), ale te działania okazały się bezskuteczne. Polski żużel pokazał, że potrafi „wymachiwać szabelką”, ale brak skutecznych negocjacji czy konsekwentnych działań doprowadził do sytuacji, w której kluczowe dla nas problemy nie zostały rozwiązane. W dalszym ciągu jesteśmy „dojną krową” światowego speedwaya, która nie ma nic do gadania w kluczowych kwestiach dotyczących żużla. Jak widać po zachowaniu polskich działaczy taka rola nam odpowiada – płacić, płacić i morda w kubeł.

Przykład Rosjan z polskimi paszportami jeszcze bardziej uwidacznia problem. Ich status w Grand Prix wciąż pozostaje nieuregulowany, a temat ich powrotu nie został podjęty ani przez FIM, ani przez Dariję Pavlic, która wcześniej deklarowała wsparcie dla ich powrotu. Tym samym ich sytuacja pozostaje zawieszona, co oznacza, że dla FIM temat ich udziału w rywalizacji na arenie międzynarodowej praktycznie nie istnieje.

Obecna sytuacja pokazuje, że mimo dominacji Polski w światowym żużlu – zarówno pod względem sportowym, jak i finansowym – wpływ na decyzje globalne pozostaje ograniczony. Polscy działacze nie podjęli bardziej zdecydowanych kroków, takich jak skonfrontowanie Armando Castagni, który jest jednym z głównych architektów polityki marginalizującej wpływy Polski w FIM. W efekcie wrocławskie spotkanie, zamiast być miejscem realnych zmian, okazało się jedynie okazją do formalnych rozmów, które nie wpłynęły na obecną politykę światowego żużla.

Sytuacja wymaga bardziej zdecydowanej strategii negocjacyjnej i współpracy międzynarodowej, bo jedynie dialog z kluczowymi podmiotami, takimi jak Warner Bros. Discovery, może przynieść długofalowe efekty. Na tę chwilę jednak, polski żużel pozostaje w pozycji biernego obserwatora kluczowych decyzji, który na dodatek za wszystko płaci najwięcej…

Źródło: sportowefakty.wp.pl