Zapraszamy na kolejny felieton z cyklu Piórem Sieraka – żużel niezależnym okiem. (https://www.facebook.com/photo?fbid=124847723685996&set=a.124530137051088)

Normy etyczno-moralne. Niepisane. Ogólnie przyjęte i akceptowane. Wypracowane na przestrzeni lat. Zapisy prawa ich nie znają. Ignorant? W myśl definicji, to persona odznaczająca się brakiem elementarnej wiedzy w danej profesji. Skąd ów wtręt? Ostatnie poczynania PZM przypominają zabawę w piaskownicy odbezpieczonym granatem.

Dyktatorskie zapędy. System nakazowo-rozdzielczy. Carskie ukazy wydawane tonem nie znoszącym sprzeciwu. Zrazu przypomina mi się stary dowcip. Wychylił się Arab z okopu i mówi, coś mi do głowy strzeliło. A tu… UOKiK. A tu znienacka… okazuje się, że Ustawa ważniejsza od branżowego dekretu z mocy prawa. Można spacyfikować maluczkich podwładnych. Zmusić, zdusić, stłamsić. Z „większymi” zaś, porozumieć się w imię… naturalnie korzyści. Najlepiej własnych. Wprost, bądź pośrednio. Jak za komuny. Trzymać towarzystwo za mordę żelaznym uchwytem. Cenzurować, zatwierdzać, gasić wszelkie objawy samodzielności. Pozamykać usta, czyniąc głuchymi, ślepymi i niemymi. Opleść nicią powiązań i uzależnień. Rozdawać radośnie ordery, po równo z klapsami. Tylko kiedyś ten „system” musi runąć. Jak mur berliński. Kto chce rządzić ludźmi, winien sprawić, by podążali za nim, nie zaś gnać ich batem przed sobą. To Montesquieu, osiemnastowieczny filozof epoki Oświecenia. Jakże współcześnie brzmią te słowa. A jak proroczo.

Wizerunkowo PZM dopiero straci. O ile można stracić coś (wizerunek), czego się nie miało. Bomba eksploduje w mediach za chwilę. Postępowanie UOKiK na ukończeniu. Paszporty potraktowano zaś, jak nieważny świstek, do kupienia na Bazarze Różyckiego, ułatwiający wszystkim zainteresowanym zarabianie pieniędzy. Sporych pieniędzy. A tu… zonk. Odebrać ich w zasadzie nie można. Chyba, że na wniosek obdarowanego. Niosą zaś ze sobą mnóstwo niezbywalnych praw dla szczęśliwych posiadaczy. W tym prawo do pracy. Że etycznie niejednoznaczne? Temida pozostaje ślepa. Na moralność także odporna. Tuż za drzwiami, w przedsionku, czai się kolejny problem. Wszedł Covid. Wydano ukaz. Intencje może i światłe, ale wykonanie… . Zredukowano wynagrodzenia zawodników i funkcyjnych, minęło sporo czasu, nikt już właściwie do sprawy nie wracał, a tu… UOKiK. I szykuje się następna wtopa. Spektakularna. Choć oficjalnie jeszcze przed decydentami. Postępowanie na finiszu. Potężne grzywny wydają się nieuniknione. Teoretycznie? Teoretycznie miast dekretu można było zawrzeć z zainteresowanymi „gentlemen`s agreement”. Bezpieczniej dla wszystkich. Szczególnie „władz”. Tylko do tego potrzebni byliby „gentlemen” i to po każdej ze stron. Układających się stron. Skoro zaś deficyt owych dżentelmenów, to i o respektowaną „agreement” byłoby niezmiernie trudno.

Wygląda na to, że za moment federacja dostanie mocno po kieszeni. Coś mi podpowiada, że tym razem wszystkich bolesnych skutków własnej głupoty i braku przewidywania nie sposób będzie przerzucić na barki pańszczyźnianych chłopów (kluby), podporządkowanych sobie owym filozoficznym batem. Kto zapłaci? Pewnie… telewizja. Przytulił wszak PZM spory kawałek tego tortu, nie tłumacząc się nikomu po co i na co. Nikt też nie docieka szczególnie natarczywie, by tę zagadkę rozwikłać, najlepiej ze szczegółami. Związek zaś dba o tyły rozdając na prawo i lewo różnej maści „patronaty medialne” i ma (miał?) spokój. Żaden wścibski dziennikarzyna nie odważył się zaciekle drążyć. Mnie jednakowoż teraz olśniło, na cóż część owego trzosika można przeznaczyć. No bo chyba nie do podziału między swemi? Urząd łupnie soczystą karę, to i płacić będzie czym. A miało być tak pięknie. Kamery. Wywiady. Panienki w strojach ludowych. Koszykarze już oberwali. Pora na PZM.

Transfery beniaminka z Krosna? Ograne. Nudne. Już nie niosą. Państwowi mecenasi Motoru? Podobnie. Tydzień minął i po… „sensacji”. Chwilę jeszcze pograją branżówki weterynaryjno-erotycznie. Znaczy – dopuścić, czy nie, a jeśli to z zabezpieczeniem, czy bez? Idzie o „polskich” Rosjan w zawrotnej cyfrze trzech, która to odmienić może losy światowego żużla, z czwartym „rdzennym” Polakiem Czugunowem z tyłu głowy. Nowy, gorący „news” wydaje się wręcz nieodzowny. Kary za Covid poniosą następnych kilka dni na czołówkach. Wespół z oficjalnym klepnięciem „zaskakujących”, acz znanych i przewidywanych od dawna „zdrad” ludzi bez honoru, czytaj – zmian barw klubowych. Ot. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jednym radość, drugim smutek.

Czy można było zamieszanie pandemiczne takoż sprawę startów (bądź nie) naturalizowanych Polaków rozwiązać inaczej? Skuteczniej i bezboleśnie? Zapewne. Są w kraju liczne federacje i dyscypliny, które potrafiły sobie poradzić bez rykoszetów. PZM zatem nie chciał, czy nie umiał? Był zbyt mało przewidujący i zarozumiały? A może po prostu przypadkiem odbezpieczył ów granat, nie dopuszczając nawet do głowy możliwości wybuchu. Pycha zawsze kroczy przed upadkiem – mawiali światlejsi ode mnie. Wybaczcie. Ja nie zatrudniam stada najznamienitszych członków (to mi się dwuznaczność przytrafiła) palestry. Czyli co? Narcyzm, indolencja, zadufanie? Niczym nie zmącone przeświadczenie o swej wielkości i nieomylności? Niewykluczone. Może jednak podstawowe braki. Brak pokory, asekuracji, skromności i realnej oceny własnych sił. O intencjach nie wspominam celowo. Te są tu bez znaczenia. Liczy się profesjonalne działanie. Bez względu na zamysły. Dobrymi chęciami, to pono piekło wybrukowali. No to teraz wysmażyły sobie marynarki… pasztet. O ile pasztety się smaży. Ten zdaje się przy tym być mocno przypalony i cuchnący na odległość. Personalnie, wprost, żadna marynarka nie straci grosza. Pójdzie ze „wspólnego”, boć przecie nikt we władzach, za nic tak po prawdzie, nie odpowiada. Co najwyżej utrącą któregoś z dotychczasowych, pomniejszych notabli, wskazując „sprawcę”. Cóż. Zdałby się w takich okolicznościach stosowany praktycznie, Kodeks Hammurabiego. Tylko wyobraźcie sobie, ilu „kadłubków” biegałoby wówczas po korytarzach firm, urzędów i instytucji – tych państwowych szczególnie, ma się rozumieć. W federacjach sportowych też by się znaleźli. Może nawet w niektórych najbardziej wypasionych gabinetach… ?

fot. Łukasz Trzeszczkowski – fb