W ostatnim czasie nasiliły się objawy agresji na stadionach żużlowych w Polsce, w najlepszej na świecie (podobno) żużlowej lidze świata. Całe to niepokojące zjawisko przeanalizował Wojciech Reslerowski, autor artykułów ze strony kibic-zuzla.pl.

W piątek zastanawiałem czy odwiedzić stadion przy ul. Wrocławskiej 69. Przypuszczałem, że może to być ostatni tegoroczny mecz domowy Falubazu, a korciło mnie, żeby na własne oczy i uszy zobaczyć i usłyszeć zachowanie tzw. kibiców. Jako mieszkaniec Zielonej Góry też składam się przecież na tą zabawę.

Wróciłem jednak po pracy do domu i położyłem się na chwilę spać, a gdy wstałem, było już 21:39. Obejrzałem potem skrót na kanale YT Eleven Sports i sportowo aż tak dużo chyba nie straciłem. Z tego, co można się dowiedzieć tu ówdzie, tzw. doping ponownie był bardzo ekspresyjny i skierowany niekonicznie na wspieranie swoich, jeśli w Falubazie w ogóle o jakichkolwiek swoich można mówić. Trzeba jednak powiedzieć o pewnym poświęceniu niektórych aktywistów, wszak kubki na piwo są podobno kaucjonowane. Gdyby tak prowadzić działalność polegającą na dopingu negatywnym, to taki kubek rzucony na tor można by wliczać w koszty.

Cóż, nie wierzę, że cokolwiek zmieni się w temacie tzw. dopingu zorganizowanego, więc obserwacje będzie można poczynić także w przyszłym roku. Myślę, że to jest socjologicznie bardzo ciekawy przypadek, który mogłem zresztą obserwować na bieżąco, bo ten ruch kibicowski rodził się na nowo w ZG niespełna 20 lat temu i początkowo rzeczywiście polegał na wspieraniu swojej drużyny, opracowywaniu gadżetów, w czym przecież Falubaz wyprzedzał niegdyś żużlową Polskę o całe lata świetlne. A potem zaczęło zmieniać się to środowisko, bynajmniej nie na lepsze, i powoli kiełkowała we mnie myśl o odpuszczeniu tego, z czym nie czuję się dobrze.

Zastanawiają mnie dwie kwestie:

1. Ilu starych kibiców, podobnie jak ja 8 lat temu, zrezygnowało z przychodzenia na Falubaz właśnie przez to, co działo się na trybunach? Czy w ogóle ktokolwiek z tego powodu zrezygnował?

2. Ilu kibiców na trybunach rzeczywiście jest mieszkańcami Zielonej Góry? W jakim stopniu miasto finansuje rozrywkę dla mieszkańców okolicznych powiatów?

Jeśli chodzi o drugi punkt, to myślę, że aktualny Prezydent Miasta dostrzegł zapewne jeden z błędów swojego poprzednika, który oprócz przekonania o braku przeciwników, ewidentnie postawił na złego konia. Żużel, przynajmniej w ostatnich wyborach samorządowych, przestał być w Zielonej Górze trampoliną wyborczą. Do Rady Miasta nie wszedł ani Piotr Protasiewicz, ani Kamil Kawicki. Skoro Miasto jest współwłaścicielem klubu, a klub ma obowiązek wiedzieć, kto zasiada na trybunach, to wydaje się raczej prostą kwestią sprawdzenie, czy inwestowanie w klub jest politycznie opłacalne. Zakładam, że 30-50% ludzi kupujących bilety i tak nie może uczestniczyć w miejskich wyborach z powodu miejsca zamieszkania. Nie mam danych na ten temat, a moje założenia są raczej subiektywnymi obserwacjami z czasów, gdy sam jeszcze odwiedzałem stadion podczas imprez ligowych. Faktem jest jednak, że w drugiej turze wyborów w ZG udział wzięło prawie 50 tys. mieszkańców miasta, więc te ewentualne 5 czy 7 tys. ludzie ze stadionu niekoniecznie musi być warte wydawania milionów z miejskiego budżetu.

I jeszcze jedna kwestia, której nigdy nie potrafiłem zrozumieć. Jeśli tzw. sektor dopingujący wyzywa zawodników rywali, a po meczu cała drużyna gospodarzy idzie tam i dziękuje za doping, bije brawo, skacze, to znaczy, że to zachowanie jest jak najbardziej legitymizowane przez drużynę. Czy to jest swego rodzaju obowiązek wpisany w kontrakty żużlowców ze szczególnym uwzględnieniem kapitana, którym przez wiele lat był przecież Piotr Protasiewicz?

Przerasta mnie zrozumienie sensu działania tych tzw. kibiców, polityków, zawodników. Najwyraźniej da się na tym wszystkim nieźle zarobić. Swoją drogę ciekawe ilu z tych kibiców potrafi wymienić wychowanków klubu, aktualnie posiadających licencję „Ż”?