Zapraszamy na ostatnią już część wywiadu z Damianem Wojczyńskim.

Na Wirażu: Czy w zawodach par powinny jeździć Twoim zdaniem tercety tak jak jest to zazwyczaj obecnie czy jednak 2 zawodników bez rezerwowego?
Damian Wojczyński: Zdecydowanie jestem za jazdą 2+1. Kontuzje to częsta przypadłość naszego sportu. Przychodzi mi na myśl Finał MPPK w Lesznie, w którym poważnej kontuzji doznało aż dwóch zawodników z Poczesnej i tak naprawdę gdyby nie rezerwa, nie byliby wstanie dokończyć zawodów, nie mówiąc już o walce o medale, zakończonej sukcesem.

NW: Na jakim torze najbardziej lubisz jeździć?
DW: Najlepiej jeździ mi się na torze we Wrocławiu. Niestety z punktu widzenia szkoleniowego jest on dość prosty i przewidywalny, dlatego gdy pojawiam się na obiekcie ze szpiczastym łukiem w Lesznie, czy też na wąskich łukach w Toruniu, czuję się jak Junior, który zaraz zapłaci „frycowe”.

NW: Do jakiego wieku planujesz startować?
DW: Swoją przygodę ze Speedrowerem przerwałem na przełomie 2009/2010 roku, na skutek ciągnących się kontuzji oraz znacznej różnicy zdań z ówczesnym Prezesem jeżeli chodzi o funkcjonowanie klubu w Ostrowie. Połączenie tych dwóch czynników sprawiło, że straciłem radość z uprawiania tego sportu. Jeżeli ponownie dopadnie mnie takie uczucie, powiem dość. Dopóki pasja trwa, planuję jeździć. Wzorcem dla mnie są starsi panowie z Wysp Brytyjskich, którzy mimo sędziwego wieku potrafią z uśmiechem na ustach przyjechać na zawody do Polski czy też dalekiej Australii, nadal ciesząc się tym sportem.

NW: W ostatnich latach powstał tor w Lubaniu co musi bardzo cieszyć, powstał drugi tor w Zielonej Górze, wcześniej także drugie obiekty w Częstochowie i Toruniu. Czy dane Ci było wystartować już na którymś z tych torów?
DW: Tor w Lubaniu,  czy też drugi tor w Częstochowie widziałem tylko na zdjęciach/filmach. Na torze rezerw TSŻ startowałem dwa razy.
Każdy nowy obiekt speedrowerowy cieszy. Za każdym razem to szansa, że ktoś nowy usłyszy o naszej dyscyplinie, spróbuje swoich sił, a może wcieli się w rolę działacza, który wniesie coś rewolucyjnego. Dopinguję każdą z tych inicjatyw, bez względu na rejon Polski.

NW: Duża liczba widzów na zawodach speedrowerowych (jeśli się uda takową zgromadzić) musi bardzo cieszyć lecz czy wówczas nie jest Twoim zdaniem problemem hałas podczas startu? Przy większej liczbie osób jest bowiem większe prawdopodobieństwo iż niektórzy będą przeszkadzać.
DW: Moja odpowiedź będzie bardzo subiektywna. Im więcej ludzi, tym bardziej jestem zmotywowany do jazdy. Nie ważne czy kibicują mi, czy wręcz przeciwnie. Podnosi to dla mnie automatycznie rangę zawodów. Na starcie staram się skupić tylko i wyłącznie na taśmie, będącej przed moim przednim kołem.
W utrzymaniu ciszy podczas procedury startowej nieoceniona jest praca spikera i sędziego.

NW: Czy zawodnik rozpoczynający karierę w wieku 25 lat ma Twoim zdaniem jakiekolwiek szanse na osiągnięcie sukcesu?
DW: Podstawą będzie odpowiedzenie sobie na pytanie co oznacza „sukces”. Domyślnie przychodzi nam do głowy złoty medal w tej czy innej konkurencji. Sport to jednak nie tylko medale. Dla wielu zawodników to oderwanie od codziennych stresów zawodowych, być może problemów rodzinnych,  potrzeba przynależności do grupy, chęć poznania ciekawych ludzi, zobaczenia czegoś więcej niż tylko rodzinna miejscowość. Jeżeli poszukiwałeś jednej z tych rzeczy i pozwolił Ci ją osiągnąć Speedrower, to odniosłeś swój prywatny sukces.

Wracając jednak do sedna Twojego pytania, odbierając je czysto przez pryzmat sportowy, odwołam się do teorii 10 000 godzin dr K. Andersa Ericssona, pracownika Uniwersytetu Stanowego na Florydzie. Nie jest to teoria idealna, jednak dość dobrze pasuje do tego pytania. Teza Ericssona mówi iż 10 000 godzin to czas potrzebny na osiągnięcie poziomu mistrzowskiego w danej dyscyplinie. Siłą rzeczy, gdy zaczynasz swoją przygodę ze Speedrowerem w wieku 10-15 lat, umowne 10 000 godzin osiągniesz dużo szybciej niż 25-latek.

Pamiętajmy jednak, że Speedrower to sport amatorski. Nie mamy rozbudowanej bazy szkoleniowej czy też udokumentowanych i zarazem szeroko dostępnych planów treningowych. Jestem zatem wstanie uwierzyć, że nagle w wieku 25 lat pojawia się ktoś nowy w naszej dyscyplinie, jednak przez lata będący aktywnym sportowo na innych arenach, posiadający dużą wiedzę z zakresu przygotowania np. motorycznego, suplementacji itp., czym nagle przebojem wchodzi do gry. Nie znam jak dotąd takiego przypadku ale „nigdy nie mów nigdy…” 🙂

NW: Dziękuję za rozmowę
DW: Również dziękuję i do zobaczenia wkrótce na torach

fot: Bogielczyk Foto i archiwum Damiana Wojczyńskiego