Zapraszamy na kolejny artykuł Wojciecha Reslerowskiego ze strony kibic-zuzla.pl. Dziś kontrowersyjna kwestia dotycząca stałych dzikich kart jakie organizatorzy przydzielili zawodnikom na rywalizację w cyklu SGP w sezonie 2025.

W kwestii dzikich kart w SGP można przejść do kolejnego etapu. Czy Polacy są potrzebni organizatorom tego cyklu? Wydaje się, że odpowiedź jest oczywista i właśnie na tym kończy się spojrzenie wielu polskich kibiców.

Warto zadać sobie pytanie: kto jest organizatorem cyklu SGP? Właścicielem samych rozgrywek jest niewątpliwie FIM, jednak prawa do organizacji aktualnie posiada konkretny podmiot, czyli Discovery Sports Events, który prowadzi działalność absolutnie komercyjną. Zakładam, że umowa na przekazanie praw nakłada na organizatora obowiązek uiszczania odpowiedniej opłaty i zawiera jakieś założenia dotyczące promocji dyscypliny. Zakładam także, że ogromna większość dochodów pochodzi z praw telewizyjnych. Trochę inaczej pewnie sytuacja wygląda w Polsce, bo u nas liczba chętnych do organizacji turniejów SGP jest większa od liczby dostępnych imprez, więc samorządy póki co prześcigają się w sumach płaconych organizatorowi, który ma dodatkowe źródło zarobku. Z tego co mi się kojarzy, to organizator SGP podpisywał umowę z samorządem, a nie z PZM.

Tak na marginesie warto spojrzeć na polskie podwórko, gdzie sytuacja jest analogiczna, czyli PZM powierza organizacje rozgrywek ligowych firmie Ekstraliga Żużlowa, rozgrywek centralnych (IMP, Złoty Kask, MIMP, MPPK, imprezy rangi FIM Europe) innemu podmiotowi a główne zyski pochodzą od telewizji, samorządów i spółek Skarbu Państwa. Czy to się czymś różni? Wg mnie niespecjalnie. Problem może polegać na tym, że po latach tłustych trochę wyczerpuje się źródełko, z którego obie te, konkurencyjne w gruncie rzeczy, grupy czerpały zyski. Ale to tak na marginesie.

Tutaj warto zadać sobie kolejne, dużo ważniejsze pytanie: czy Polska jest dla organizatora SGP obszarem do rozwoju? Tutaj – nieco prowokacyjnie – odpowiem: niekoniecznie. Zyski od samorządów na najbliższe lata i tak są zapewnione, stadiony są pełne, więc może się okazać, że nie bardzo da się więcej z tego wyciągnąć. Warto zatem próbować sprzedawać prawa innym krajom. Skoro dzięki startom Martina Vaculika telewizja słowacka transmituje turnieje SGP, skoro transmisje są w otwartej telewizji czeskiej, to czy jest sens zamykać sobie dostęp do zysków z tych krajów? Najwyraźniej nieźle musiała pójść sprzedaż praw na Łotwie, a Niemcy zawsze będą miały ogromny potencjał, bo tam żużlowych fanów jest całkiem sporo. Dania, Szwecja czy Wielka Brytania są oczywistą oczywistością. Obawiam się więc, że możliwa jest sytuacja, gdy ani Maciej Janowski, ani Patryk Dudek nie dadzą organizatorom takiego zysku jak Jan Kvech, Kai Huckenbeck czy Andrzej Lebiediew. Bo chyba nikt nie wierzy w to, że organizatorzy osiągają główne zyski ze sprzedaży biletów.

Czy w cyklu SGP muszą jeździć najlepsi? To jest pojęcie względne, skoro „najlepszość” jest mierzona wynikami z poprzedniego sezonu, a to nikomu u nas nie przeszkadza. Poza tym SGP jest de facto zabawą organizowaną przez prywatny podmiot, więc kto bogatemu zabroni ustalać skład we własnym zakresie?

Może być też tak, że skoro i SGP i Ekstraliga czerpią zyski w pewnej mierze z tego samego źródełka, a FIM jest organizacją zwierzchnią na PZM, to rykoszetem dostają polscy żużlowcy. Tym bardziej, że działania naszych włodarzy potrafiły dość mocno uderzyć w inne kraje, a to z kolei może wpływać na sprzedaż praw telewizyjnych do cyklu SGP. Ale działalność naszego podwórka, ale to już temat na zupełnie inną bajkę…