W polskim żużlu na szczeblach władzy dzieją się rzeczy dziwne i dla niektórych trudne do zrozumienia. Otóż niedawno okazało się, iż jedna z firm mająca siedzibę, tam gdzie władze PGE Ekstraligi nie „załapała się” na sponsora jednego z klubów 2 Ekstraligi.
Ale – jak przedstawiciele tej firmy sami przyznali – postanowili sponsorować żużel i za niespełna 800 tysięcy złotych za sezon (w sumie od razu podpisano umowę na 3 lata na kwotę 2 miliony trzysta tysięcy złotych) zostali sponsorem tytularnym 2 Ekstraligi w naszym kraju. Dla kontrastu – za podpis na kontrakcie zawodnik klubu pierwszoligowego (obecnie 2 Ekstraligi) w Polsce życzy sobie 500 tysięcy złotych. Wobec tego, czy te niecałe 800 tysięcy na całą ligę za sezon to dużo? Tym bardziej, że był przynajmniej jeszcze jeden chętny (Magda Półtorak), który wyłożyłby nie mniej kasy. A jak wiadomo – tam gdzie konkurs i tam gdzie są jakieś reguły można wynegocjować więcej.
Należy nadmienić, iż od bieżącego sezonu 2 klasa rozgrywek w Polsce wyfrunęła spod opiekuńczych skrzydeł GKSŻ. Tej ostatniej z kolei zostało już tylko prowadzenie rozgrywek ligowych trzeciego szczebla w Polsce, a także mecze reprezentacji plus zaplecze szkoleniowe. I tutaj zaczyna się problem. Czy do tych spraw potrzeba jest GKSŻ?
Na absurdy związane z organizacją kierowaną przez Ireneusz Igielskiego uwagę w swoim felietonie „Półtora okrążenia” opublikowanym na stronie sportowefakty.wp.pl zwróciła uwagę Magda Półtorak. Na początek była prezes klubu z Rzeszowa zwróciła uwagę na fakt dziwacznego kalendarza rozgrywek Krajowej Ligi Żużlowej na który bardzo długo wszyscy czekali.
Rozgrywki liczą ledwie siedem zespołów, a ktoś wpadł na pomysł, by inauguracja odbyła się już pod koniec marca, kiedy to przecież pogoda potrafi być kapryśna. Do tego ktoś wpadł na pomysł nazwania rozgrywek „Krajową Ligą Żużlową”, a na inaugurację mamy starcie niemieckiego Trans MF Landshut Devils z łotewskim Optibet Lokomotivem Daugavpils. To wszystko brzmi „ciekawie”.
– czytamy na wstępie. Zresztą już wcześniej zwracano uwagę na tę dość dziwną nazwę rozgrywek żużlowego trzeciego szczebla w Polsce.
Magda Półtorak napisała jeszcze:
Jakby tych absurdów było za mało, to w KLŻ mamy siedem zespołów, a ktoś wpadł na pomysł stworzenia systemu play-off z sześcioma ekipami. Czyli drużyny będą rywalizować na dystansie kilkunastu meczów, by przed fazą finałową jedna z nich odpadła i wszystko… zaczęło się od nowa. Kuriozum. I to wszystko z założeniem, że do rozgrywek zgłosi się ekipa z Krakowa. Jeśli jej nie będzie, to w KLŻ zostanie sześć zespołów.
Musimy zatem trzymać kciuki, by mimo kłopotów Grupy Azoty, o których dowiedział się już żużlowy świat, drużyna Unii Tarnów – główny faworyt tej klasy rozgrywek – przystąpił do rywalizacji drużynowej w polskiej lidze.
Jakimś argumentem może być to, że działacze chcą, aby było więcej meczów. Tylko, że kibic tego nie kupi. Nie będzie chodził na spotkania „o nic” w rundzie zasadniczej, skoro później wszystko rozstrzygnie się w fazie play-off.
– podsumowuje ten wątek była prezes Stali.
Później Marta Półtorak zastanawia się czy GKSŻ jest potrzebna?
Mamy zatem dwa twory. PGE Ekstraliga odpowiada za dwa kluczowe poziomy rozgrywek, GKSŻ – za najniższy szczebel ligowy, parę meczów reprezentacji i turnieje szkoleniowe juniorów. Część tych obowiązków i funkcji się powiela, a regulaminy są podobne czy wręcz identyczne. Czy w tej sytuacji utrzymywanie GKSŻ ma w ogóle jakikolwiek sens? Czy nie powinniśmy pomyśleć o likwidacji tego tworu?
Skoro tyle mówimy o profesjonalizacji żużla, to utwórzmy w PGE Ekstralidze dodatkowe stanowiska, wybierzmy osobę odpowiedzialną z ramienia tej spółki za prowadzenie kadry narodowej, organizację turniejów szkoleniowych, itd. Po co GKSŻ ma funkcjonować obok? Niech PGE Ekstraliga bierze pełną odpowiedzialność za całą dyscyplinę i jej rozwój.
Jeszcze w latach 80-ych XX wieku w swoich artykułach redaktor Bartłomiej Czekański pisał o GKSŻ jako o Głównej Komedii Sportu Żużlowego mając wiele uwag do ówczesnych jej działań.
Organizację tę można porównać do senatora Wencla z Psów Waldemara Pasikowskiego. Franz Maurer podczas weryfikacji odpowiedział Wenclowi: Czasy się zmieniają, ale pan zawsze jest w komisjach. Czyli przekładając na żużlowy język – czasy się zmieniają a GKSŻ wciąż trwa, zawsze ta sama.
A nieodżałowanej pamięci reżyser, piętnujący absurdy w Polsce z czasów PRL-u, Stanisław Bareja pewnie ze śmiechu przewraca się w grobie.