Zapraszamy na aktualny komentarz do wydarzeń z minionego czwartku w Częstochowie – ale nie tylko. Felieton ze strony Fb Przemo Sierak: https://www.facebook.com/profile.php?id=61557917217134
Co powiecie o meczu w Czewie? Ja trochę powiem. Pogodynka odwołała zawody w pierwotnym terminie. Jak się okazało – zbyt asekuracyjnie, żeby to dyplomatycznie określić. Wyznaczono nową datę. Ściśle – PZM i Ekstralipa wyznaczyły. Radar pokazywał deszcz. I faktycznie. O dziwo. Sprawdziło się tym razem. Padało. Ale jutro ostatnia, tym razem decydująca kolejka. Co robić? Zapytał zatrwożony rozjemca swego guru. Jechać. Jechać nie bać się – odparła wyrocznia. To nas się teraz boją. No to pomalowali mokrym wapnem linie w deszczu i postanowili… zaczekać. Pewno dlatego, że miejscowy heros ostro zadzwonił podczas próby mazi… sorki – toru. Albo po to, żeby arena przemokła i nasączyła się tyleż obficie, by nie pozostawić wątpliwości o swym błotnistym charakterze. Obejrzeliśmy… nudy. Jak spod linek – tak na kresce. Pola 1 i 3 doskonałe. 2 i 4 nie dawały szans. Dobrze, że zakończyło się bez strat w ludziach. Szczęście w nieszczęściu ściganci, nazywani złośliwie panienkami, baletnicami i tym podobnie, udowodnili, zamykając usta fachowcom z kanapy, iż w takich warunkach również potrafią jechać, bo o ściganiu się nie było mowy. No ale terminarz – nieprawdaż? W zespołach liderowali Polacy. Hampel i Woryna. Zatem potrafią. Kiedy się ich… zmusi. Pytanie po co i dla kogo? Nie powiedzieli po meczu zbyt wiele, ale wystarczająco. Ekstralipa wespół z KOL trzyma towarzystwo pod butem od czasu obustronnego walkowera w Gorzowie (kuriozum). Przy tym każda, a nie daj Panie uzasadniona i krytyczna recenzja poczynań marynarek, z automatu niemal sprawia konieczność wpłaty sporych sum, podobno na rzecz fundacji. Acz tu zdania naukowców pozostają wielce podzielone. Mnie te częstochowskie zawody, choć adekwatniej brzmi określenie – zmagania – przyprawiły o pusty, litościwy śmiech. Wszystko co wydarzyło się w Częstochowie tego dnia, od początku (decyzja o starcie), przez urągające sztuce „widowisko”, po parkingowe karczemne utarczki stron – było jedną wielką katastrofą takoż antypromocją dyscypliny. I jeszcze jedno. Niech telewizory nie próbują przypadkiem udawać, że nie mają żadnego wpływu na tę zbiorową (przepraszam) sraczkę. Quo vadis Domine?
A skoro quo vadis. Kolejny wymysł, ooo przepraszam, pomysł miłościwie nam panujących. Jeden junior w elipie może być obcy i nie trzeba go żenić żeby dostał zbyteczny naonczas paszport. Skrytykował publicznie zapędy centrali w tej materii prezes GKM. Tylko wedle tejże oficjalnie miał głosować za wprowadzeniem zmiany od najbliższego sezonu. Jeśli tak – tylko podziwiać konsekwencję poczynań. I nie próbuję tu doszukiwać się kolejnych spiskowych teorii dziejów, ani podtekstów. Że niby musiał tak, bo coś tam. Że KOL uzależniła wysokość kar od lojalności i takie tam. A już zaczęły się pojawiać podobne dociekania. Nie rozumiem tylko skąd w ogóle pomysł. Rozegrali po mistrzowsku trzeba przyznać. Nie pytali nikogo czy, tylko od kiedy. Spryciarze. A prezesi? Sami sobie winni. Dobrowolnie pozbawili się pakietu kontrolnego w spółce Ekstraliga SA, to teraz mogą sobie pogadać po… gazetach. Efekt żaden. Mama mawiała – czemuś biedny? Boś głupi. Czemuś głupi? Boś biedny. Moje zdanie? I tak nikogo nie obejdzie. Ale co tam. Jestem przeciw. Zdecydowanie. Niech Wrocław wreszcie szkoli, że tak zażartuję.
Ten brak konsekwencji w poczynaniach najmądrzejszych i najświatlejszych zakrawa na kpinę. Rok i wnioski? A gdzie materiał do przemyśleń. Wyszkolenie dzieciaka do licencji to minimum 4/5 pełnych sezonów. Ale nie rok!!! Na Boga. Wymyślili kosztchłonną, szkoleniową ligę U24. Dwa lata i grymaszą. No to w łeb temu który wpadł na ów genialny pomysł i zmarnował mnóstwo pieniędzy. No chyba, że koncepcja trafiona – to order. Skoro jednak U24 sie sprawdza, bo nikt nie krytykuje, to po co zagraniczny junior? Chore to wszystko i totalnie nieprzemyslane. A opasłe tomiska regulaminów nadal rosną. Aż ciśnie sie na usta popularny ostatnio ponad miarę cytat w Tomka Fornala – naszego siatkarza. Tylko… w takim nieco innym kontekście.
Premysław Sierakowski
Fot. Ilustracyjne – publiczny fb