Zbigniew Lech praktycznie od 13 roku życia nie rozstaje się z motocyklem. Były żużlowiec Sparty po zakończeniu przygody ze speedwayem z powodzeniem rywalizuje w wyścigach enduro. Dziś druga część rozmowy z jednym ze współzałożycieli sekcji motocyklowej w Polonii Wrocław.

Redakcja Na Wirażu: Obecnie uprawia Pan enduro. Jak wygląda sytuacja finansowa zawodników trenujących enduro w Polsce? Czy łatwo jest o sponsorów?
Zbigniew Lech: To jest  tylko hobby. Nie ma wsparcia. Próbujemy coś  zrobić w tym kierunku.  Jest kilku  chłopaków, których zamierzamy wspierać.  Ale tak naprawdę to jest tylko wsparcie rodziców. Ewentualnie samych zawodników. To jest zabawa. Powiedziałbym na poziomie dosyć wysokim. Obecnie startuje 200 stałych zawodników. Także jest co robić. Może ci najlepsi mają wsparcie swoich klubów. W żaden sposób nie jest to porównywalne do żużla. W porównaniu do żużla, to jest pełne hobby.

NW: Czy jazda na enduro jest Pana zdaniem dobrym uzupełnieniem treningów dla żużlowców?
ZL: O to trzeba spytać Maćka (Janowskiego) i Piotrka (Pawlickiego), ale mnie się wydaje, że bardzo dobrym. . Mają okazję poprawić się kondycyjnie. Oni trenują dużo. Jeżeli chodzi o ogólnorozwojówkę  chłopaki uprawiają sporty walki. Jeśli chodzi o enduro, mamy tutaj zarówno element treningu siłowego jak i  technik jazdy. Przed sezonem Maciek z Przemkiem trenowali tutaj, i tak od wielu lat. Ostatnio dołączył do nich także Piotrek. W trakcie sezonu nie mają na takie treningi enduro już czasu.

NW: Jakie są Pana największe sukcesy w enduro?
ZL: Obecnie jestem mistrzem Polski. Nie Jestem w stanie zliczyć, ile razy byłem wicemistrzem Polski. Zawsze mi się ktoś trafił z zawodów rangi Mistrzostw Europy, na przykład Wojtek Rencz czy Krywult. Także są to zawodnicy już światowego formatu. Ale w tej chwili prowadzę mistrzostwach Polski. Także Jestem dobrej myśli, jeśli chodzi o końcowy wynik. Do zakończenia rywalizacji zostały jeszcze 2 rundy w Kielcach i ostatnia w Opolu.

NW: Czy śledzi Pan to co dzieje się obecnie w żużlu? Czy chodzi Pan na zawody żużlowe?
ZL: Nie chodzę na zawody żużlowe. Przemek (Przemysław Liszka – były żużlowiec Sparty), zdaje mi relację. Czasami śledzę w telewizji. Poza tym teraz te transmisje są podzielone na różne kanały i ciężko trafić na konkretne mecze ligowe.  Udaje mi się obejrzeć podsumowania kolejki ligowej. Także coś wiem o tym, co dzieje się w żużlu. I że Maciek wygrywa.

NW: Skąd wzięło się u Pana zainteresowanie sportami motorowymi?
ZL: Hm… Skąd się wzięło? W wieku 13 lat  zapisałem się do Sparty. I od tamtej pory  kontynuuję praktycznie nieustannie moją karierę sportową. Oczywiście rodzice mnie wspierali i wyrazili zgodę na moje treningi motocyklowe. Kupili mi Simsona enduro. To był mój pierwszy motocykl.  Zapisali mnie do sekcji Sparty. Zresztą dzisiaj dzieje się podobnie. Rodzice kupują dziecku sprzęt i zapisują go do klubu. Tylko teraz kluby nie są dofinansowywane przez miasto, tak jak kiedyś. My chcemy w Polonii Wrocław  stworzyć takie warunki, żeby  młodzi ludzie mieli jednak dostęp do  sprzętu . Sami wiemy, że  podobnie dzieje się na żużlu. Rodzice inwestują w swoje dzieci, by mogły uprawiać ten sport. Zakupienie sprzętu, opłacenie treningów…to są dość poważne wydatki. To sprawia, że młodzi ludzie nie mają równych szans. Wg mnie powinno być tak – zresztą nie raz o tym już wspominałem,że  klub powinien mieć budżet na wspieranie i rozwój młodych ludzi. Kupić pięć motocykli, pięć kombinezonów, pięć kasków, pięć par butów. Zrobić wtedy nabór do szkółki. Zresztą chyba coś takiego jest w Lesznie, w Zielonej Górze. Piotrek Protasiewicz coś takiego wymyślił. I to jest fajne. Poza tym jest na to dotacja z Canal+. Tak to powinno wyglądać. Nie oszukujmy się. Zamożny chłopiec, nie zawsze ma talent. . W ten sport wpisane  są kontuzje, wyrzeczenia, dużo potu, bólu i cierpienia. Często jest tak, że w motosporcie pojawiają się dzieci – a jest to niespełnione marzenie rodziców.  Obecnie jest bardzo mało zawodników. Kiedyś można było z trzydziestu wybrać dwóch utalentowanych, bo za chwilę zjawiło się kolejnych trzydziestu. Dziś to jest niewykonalne. Bo jak przyjdzie czterech, to tych czterech trzeba pielęgnować, żeby w ogóle ktoś był. Enduro się fajnie rozwija, gdyż  jest łatwiejszy dostęp do sprzętu. Na żużlu są większe ograniczenia, np. związane z torem.

NW: Czy Pana kariera żużlowa trwała Pana zdaniem odpowiednio długo? Czy mógł Pan „wycisnąć” więcej pod względem sportowym?
ZL: Oczywiście moja kariera trwała zdecydowanie za krótko. Myślę, że jeździłbym do dzisiaj, gdyby warunki sprzyjały. Zostawmy może ten temat. Pojawiła się szansa w postaci  enduro, które jako dyscyplina, czy zawody jest o wiele cięższe od żużla. Jest to sport bardziej wymagający. A jeżdżę do dzisiaj. Startuję, wygrywam, rywalizuję z młodymi ludźmi. Staram się nie wywracać.

NW: Co Pan robił po zakończeniu kariery żużlowej?
ZL: Enduro było zawsze. Nawet jak jeździłem na żużlu, to w przerwach między zawodami okazyjnie startowałem w zawodach enduro czy też cross country. Motocykl enduro, czy crossowy zawsze stał w domu, a czasami dwa. One były po prostu zawsze. Nigdy nie było takiej sytuacji, żebym nie miał motocykla. Jak nie miałem, to  tydzień albo dwa – bo akurat była jakaś zmiana.

Przemysław liszka, Zbigniew Lech i autorzy wywiadu

cdn…

Zdjęcia: Bogielczyk Foto