To już ostatnia część wspomnień-rzeki Grzegorza Malinowskiego, z czasów jego startów na żużlu, ze strony sparta.wroclaw.pl:
Heniu Piekarski
Przychodząc do Wrocławia bardzo liczyłem na Henia, że będzie jednym z liderów drużyny i będzie zdobywał dla niej dużo punktów, jednak przepraszając go serdecznie muszę stwierdzić, iż nigdy nie uważałem że jeździmy na tym samym poziomie, chociaż bywało tak, że Henryk zdobywał więcej punktów. Z pewnością był najlepszym partnerem do wszystkiego, bo znał życie, mógł zrozumieć czyjeś problemy jak mało kto. Na torze zaś brakowało mu chyba niektórych informacji czy też sposobów na pewne manewry, co być może będzie mógł kiedyś sam opowiedzieć. Myślę także, że nauczył się ode mnie kilku metod poznanych w Zielonej Górze, bo kto miał tego uczyć w drugiej lidze? Ja z lat startów w Falubazie dużo wyniosłem, gdyż jeździli tam bardzo dobrzy, utytułowani zawodnicy, którzy stanowili doskonały wzór do naśladowania. Styl jazdy Heńka, jak sądzę, wiązał się również z jego niektórymi cechami. Przykładowo prawie zawsze spóźniał start i właśnie z tego powodu doskonale wytrenował manewr ścięcia do krawężnika i jazdy po małej, co często przynosiło bardzo dobry rezultat. Oczywiście niezaprzeczalnym faktem jest to, iż Heniu był zawodnikiem bardzo solidnym, bardzo silnym, zawziętym… Porównując nasze style jazdy mógłbym stwierdzić, iż jego był bardziej jednostajny, brakowało mu na torze tej finezji (śmiech).
Zarobki żużlowców
Z uprawiania żużla można było wyżyć. Nawet w Sparcie, z tym, że trzeba było tych punktów trochę przywozić (śmiech). Oczywiście najbardziej finansowo podreperowaliśmy się w momencie zawitania do wrocławskiego żużla firmy Aspro, kiedy to każdy z zawodników odczuł te duże pieniądze na własnej skórze. Z drugiej strony zapoczątkowało to wyścig szczurów. Skończyły się przyjaźnie, rodzinne atmosfery w klubach, zaczął rządzić pieniądz. A wiesz przecież, że jak w piątkę bardzo dobrych, ale też i bardzo biednych przyjaciół rzucisz kasę, to się o nią pozabijają (śmiech). I w pewnym sensie podobnie było i speedwayu. Z jednej strony było to z pewnością potrzebne i nieuniknione, z drugiej zaś podcięło skrzydła zapaleńcom, dla których finanse były sprawą drugorzędną. Nie bardzo tylko rozumiem, skąd brała się taka chora chęć zwalczania się na wzajem. Coś w rodzaju, „jak zniszczę sąsiada, to więcej będzie dla mnie”. Ja w ten sposób nie chciałem załatwiać tych spraw, nie chciałem się upokarzać… Był taki świętej pamięci pan Kapelczak, do którego poszedłem jeździć na taksówkę. Kupiłem Mercedesa, którego mogłem wyremontować w klubowych pomieszczeniach, za co Sparcie do dziś jestem wdzięczny, jeden z kibiców za drobne pieniądze ładnie mi ten samochód odmalował i od tej pory byłem samowystarczalny jeżeli chodzi o zarobki. Dodatkowo nawet przez jakiś czas prowadziłem naukę jazdy małym Fiatem 126p (śmiech). Na żużlu jeździłem już tylko z doskoku, licząc może jeszcze na jakąś szansę, ona się jednak już nigdy nie trafiła.
Koniec przygody
Oczywiście, że nie żałuję czasu poświęconego na żużel i w ogóle faktu uprawiania tej dyscypliny, ale nie chciałbym też z tego miejsca wpadać zbyt głęboko w filozofię (śmiech). Powiem zatem krótko – byłem w tym sporcie naprawdę zakochany i każde osiągnięcie niezwykle mnie cieszyło. Każdy zdobyty po zaciętej walce punkt sprawiał wiele radości, dowartościowywał. Z czystym sumieniem mogę przyznać, iż żużel i Wrocław dał mi żonę i wspaniałe dzieci, a nikt nie ma takiej pięknej małżonki jak ja (śmiech Grzegorza, w tym momencie żona weszła do mieszkania – dop.). Tak więc jak widać – żużel mogę postrzegać jedynie w tych pozytywnych kategoriach. A wypadki i ból? Wyznawałem zasadę, że jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz. Każdy upadek dawał naukę i pozwalał zdobyć cenne doświadczenie, które niejeden raz zaprocentowało w przyszłości. Myślę, że na żużlu wyszedłem naprawdę bardzo dobrze i praktycznie lepiej już chyba być nie mogło, zresztą, to nie było moim pragnieniem. Każdego, kogo spotkałem na mojej żużlowej drodze do dziś wspominam bardzo miło i z sentymentem pomimo, że o kilku osobach, np. o Rysiu Nieścieruku wypowiadałem się dość krytycznie, ale uważam, że taki mam obowiązek gdyż nie chcę być pruderyjny i chwalić bez potrzeby. Sądzę, że jak ktoś czegoś nie przeżył i nie doświadczył, to nie może mówić, że to zna…
Koniec.

Dziękujemy za możliwość korzystania z materiałów (zarówno tekst jak i zdjęcia) ze strony sparta.wroclaw.pl