Zapraszamy na kolejny artykuł Przemysława Sierakowskiego z cyklu – Piórem Sieraka (https://www.facebook.com/profile.php?id=100084823056532)

Fair Play to z angielskiego tyle, co uczciwa gra. Jak ma się do żużlowej praktyki owo wzniosłe w swej wymowie określenie? Ano różnie. Znamy oczywiście wiele przypadków zachowań wspaniałych. Zawodnicy bezinteresownie przyznający się do faulu albo żużlowcy interweniujący skutecznie u arbitra, po niesłusznym wykluczeniu rywala. Szkoda jednak, że to margines, nie norma.

Swego czasu wałkowana była na wszelkie sposoby historia transferu Griszy Łaguty do Lublina. No cóż. Nie dogadał się w Rybniku, poszedł w świat. Kępa nie ma sobie nic do zarzucenia, ale jednocześnie pomstuje na Hancocka, który to miał uzgodnić wszystkie warunki w Lublinie i czmychnąć. Podobnie Michelsen. Niedobry ten „Herbie”, niedobry Mikkel, za to jaki porządny „Griszka”, myślałby kto. Zbesztali kibice Grigorija w Częstochowie nieco wcześniej, nazywając „złotówą” i rzucając banknoty, nie licząc litanii słów powszechnie uważanych za obelżywe. Zapomniał wół jak cielęciem był ?

Przypomnę, świeża rzecz, ale charakterystyczna. Idol i pupil Częstochowy Leon Madsen. Ledwie kilka sezonów temu dogadał warunki w Grudziądzu. Na tę okoliczność spisał list intencyjny. I co? I się wykpił. Dostał lepszą ofertę, więc nawet się nie namyślał, tylko… czmychnął grudziądzanom, spokojnym i pewnym swego. Potem już tylko „udowodnił”, że ów list intencyjny nie jest nic wart i mógł dumnie obwieścić, ile jest warte słowo, baa, podpis Madsena. Warto zatem pomstować na Doyle`a? Dorzuci kilka banałów o cudownych kibicach, walce o najwyższe cele i takie tam i już będzie w Krośnie jak w domu. A Rusiecki? Milczenie złotem panie Prezesie. Byłoby co przypomnieć.

Rok 1984 i nasza liga. Starcie Leszna w słabym wówczas Rzeszowie. Jednym i drugim wystarczy remis. Unii do mistrzostwa kraju, gospodarzom do utrzymania, bez konieczności startu w barażach. Po jedenastu biegach Byki prowadzą bardzo wyraźnie i wtedy przeżywają… nagły kryzys formy. Pozostałe wyścigi kończą się podwójnymi wygranymi Rzeszowa, mecz na remis i wszyscy szczęśliwi, oprócz GKSŻ, która później ten wynik zweryfikowała. Taki „żużlowy poker”, chciałoby się rzec.

Podobny klimacik. Grudziądz, rok 1996 i derby z Apatorem. Tor paskudny, ale sędzia Grodzki dopuścił do ścigania. Gospodarze zbliżają się na dwa oczka. Gospodarze walczący o ligowy byt, dodam. Nagle na wieżyczkę trafia dwóch umundurowanych funkcjonariuszy „wyższego sortu”. Zabierają ze sobą arbitra i stawiają przed obliczem swego szefa, komendanta wojewódzkiego. Ten jegomość w krótkich żołnierskich słowach wyjaśnia sędziemu, ile odsiadki grozi za spowodowanie zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi, informuje przy tym, że osobiście dopilnuje górnego wymiaru „nagrody” instruując przy tym, by rozjemca natychmiast mecz przerwał. Mecz zostaje przerwany, a wynik zaliczony. Wynik dla GKM-u niekorzystny, a punktów brakło w końcowym rozliczeniu do spokojnego utrzymania. Tych punktów.A komendant wojewódzki, znaczy naonczas z Torunia.

Teraz trochę ze świata i nieco a propos Łaguty i innych „nawadniających się” ponad przepisy. Finał światowy w Bradford (1990). Na torze skuteczny Per Jonsson i nieobliczalny Shawn Moran z USA. Walka na całego. Ostatecznie obaj gromadzą po 13 oczek. Bieg dodatkowy, który wygrywa Szwed. Zdobywa tytuł. Po kilku dniach wybucha afera. Moran brał doping. Ściślej – wykryto ślady prochów, takoż zakazanych. FIM anuluje jego rezultat, ale jednocześnie nie przesuwa piętro wyżej rywali z trzeciego i czwartego miejsca, decydując o wykreśleniu srebrnego medalu z tabel – sprawiedliwe, mądre?

Wróćmy do siebie. Sezon 1983, mecz Opola z Gorzowem i wzorowe wręcz zachowanie Ryszarda Berezowskiego. Opolanin startował w ostatnim, decydującym wyścigu. Przed nim jednym oczkiem prowadzili goście. Po starcie euforia na trybunach. Prowadzi miejscowy idol Stach, przed niepokonanym dotąd Bogusławem Nowakiem i Berezowskim. Ostatni łuk, 4:2 daje wygraną gospodarzom. Niespodziewanie na ostatnim wirażu Berezowski nagle atakuje Nowaka. Po co…, trzecie miejsce daje przecież zwycięstwo opolanom w meczu. Atakuje i upada na prostej tuż przed metą. Leży, a obok niego przejeżdża wlokący się z tyłu Woźniak. Sędzia uznaje winnym upadku Nowaka i wyklucza go. Kolejarz odnosi zwycięstwo jednym punktem. Jednak po chwili, w poprzek toru, z parkingu biegnie na wieżyczkę sędziowską Jancarz, kapitan drużyny gości. Rozpoczęły się dyskusje. Sędzia wezwał do siebie opolan. Wszyscy czekali na ostateczną decyzję. Mijała godzina, stadion pełen kibiców. W końcu stało się, Kolejarz przegrał jednym oczkiem. Berezowski wywołany na wieżę przyznał się, że upadł bez kontaktu z Nowakiem. To się nazywa fair play. Niestety, zawodnik z Opola zginął potem w katastrofie lotniczej, mając zaledwie 24 lata.

Co jeszcze? Można by wiele. O Nickim pewnie brakło by książki. Tak o fair play, jak o często skandalicznym zachowaniu w parku maszyn i wobec chłopaków z teamu. Jemu jednak także przydarzył się „fuck odwrotny” pokazany przez Maćka Janowskiego, w tamtym przypadku bez najmniejszej winy Duńczyka. A co z „Papą” Gollobem i jego słynnym „bardzo przeciętny australijski zawodnik Boyce, sfrustrowany faktem, że nie może wygrać z Tomkiem…”, po tym jak Craig znokautował „Chudego” po faulu ze strony Polaka na torze – też fair? Jeden i drugi nie za bardzo. Raczej.

Niby według Newtona każdej akcji towarzyszy reakcja o tej samej sile, skierowana przeciwnie – to trzecia zasada dynamiki – ale czy musi obowiązywać na torze? Zauważcie jednak pewną prawidłowość. Im bardziej emocjonująca sytuacja, choćby najbardziej niesprawiedliwa, dramatyczna, groteskowa czasem… Im bardziej czujesz się w konkretnym momencie bezsilny… Im bardziej zawodnik, to „drań i bandyta”, wróg publiczny… . Im większe emocje, te negatywne, skrajne budzi i wyzwala, tym… chętniej zapadają nam te obrazki w pamięć. To koloryt, a że dziś cierpi jeden żużlowiec, czy klub, jutro inny – pokażcie takiego, którego nigdy nie skrzywdzono, albo który sam nie krzywdził. O kant du…y zatem z tym całym fair play. Niech się tłuką, niech sobie podkładają świnie, niech kombinują ile wlezie – będzie się o co wściekać i będzie o czym pisać. A pogaduchy przy piwku? To już wersje barwne, fantazyjne i rozbudowane jak pałac w Wilanowie. Tylko z faktami niewiele zwykle mają wspólnego.

fot. publiczne fb