Arek Hajost kiedyś angażował się bardzo mocno w rywalizację i walczył o jak najlepsze wyniki. Obecnie doświadczony, dorosły już Arkadiusz przede wszystkim bawi się jazdą i trenuje by utrzymać kondycję oraz pozostać w dobrym zdrowiu. Zapraszamy na ostatnią część wywiadu z Arkiem Hajostem.
Na wirażu: Co byś przekazał młodym zawodnikom stawiającym pierwsze kroki w tym sporcie?
Arek Hajost: Przede wszystkim, by się dobrze bawili trenując, startując w zawodach i by nie brali nazbyt poważnie swoich wyników sportowych. Rywalizacja jest znakomitym bodźcem, kształtuje charakter, ale nie może spędzać snu z powiek w wieku dziecięcym. A poza tym należy pamiętać, że ze speedrowera w przyszłości rodziny nie utrzymają, więc PODSTAWA to nauka i zdobywanie wykształcenia. Co nie zmienia faktu, że wśród spedrowerowców wszyscy jesteśmy równi, bez względu na wiek, wykształcenie, czy pozycję zawodową na co dzień. To jest fajne, bardzo to szanuję i pielęgnuję.
NW: Jakbyś podsumował swoją dotychczasową karierę?
AH: W latach 90-tych to była jazda typowo sportowa, wyniki się liczyły i było o nie z kim rywalizować. Raczej wspominam ten okres bardzo ok., trochę tych punktów zdobyłem. Były też rekordy toru:

Z różnych przyczyn zawiesiłem jazdę w 1995 r. więc w sumie w najlepszym wieku na wywalczenie większych sukcesów. Było wówczas powoli szersze otwarcie na Polskę, Anglię i cały świat. Obecnie bawię się jazdą hobbystycznie i towarzysko. Choć nie ukrywam, że staram się dbać o formę i bardzo pilnuję sprzętu, co też zawsze robiłem. Nie wyobrażam sobie jechać na zawody z brudnym rowerem, złym ciśnieniem w dętkach, czy nienasmarowanym łańcuchem. Nie mogę zatem zwalać na sprzęt jakichkolwiek porażek, wszystko w moich rękach, nogach oraz głowie 🙂
NW: Pytanie nieco mniej przyjemne. Czy przytrafiły się Tobie podczas kariery zawodniczej jakieś poważniejsze kontuzje?
AH: Trudny temat. Łatwiej byłoby mi wymienić elementy ciała, które nie były kontuzjowane. Najboleśniejsze jednak chyba były złamania żeber, kichnąć nie można bez skręcającego bólu. Zdarzyło mi się jeździć ze złamaną ręką na nartach przez ponad godzinę. Na mrozie nie było czuć bólu, za to w nocy.. 😉 Generalnie coś za coś, ryzyko wliczone w sport. Obecnie nie pcham się już w ryzykowne sytuacje, szkoda mi nadwyrężonego już mocno zdrowia.
NW: Jakie zmiany wprowadziłbyś w szkoleniu dzieci i młodzieży w Polsce?
AH: Nie jestem w tym zakresie ekspertem, nie zajmuję się póki co regularnie szkoleniem. Na pewno jest ważna regularność i chęci oraz wsparcie klubów, rodziców (ale bez przesady). Zaplecze sprzętowe też ma niebagatelne znaczenie. Poza tym młodych „dopingować nie krytykować” 😉 Bardzo podoba mi się organizowane we Wrocławiu GP, gdzie się wspólnie spotykamy od żaków po weteranów, z wielu ośrodków, no i się wspólnie bawimy. Poza tym nie tylko istotny jest trening, ale także przygotowanie mentalne. Świetną robotę wykonują tu psycholodzy sportowi, np. Marta Bolf.
NW: Co możesz powiedzieć na temat dużej ilości dzieci (nawet 4-ro Latków), które we Wrocławiu chcą się ścigać na torze?
AH: Cieszy ten widok. Niech próbują, trenują. Nie wydaje mi się, by speedrower dla nich stwarzał większe ryzyko niż np. kopanie piłki nożnej, więc rodzice nie mają co się obawiać. Jest kilka żaków prezentujących już poprawną jazdę i walecznych, będą mogli realizować swoje przygody, klubowi zaś się przydadzą, jeśli tylko zapał nie minie.
NW: Co chciałbyś przekazać najmłodszym speedrowerzystom, by cieszyli się z rywalizacji na owalu co najmniej tak długo jak ty?
AH: Bawcie się dobrze, rywalizujcie, nawiązujcie przyjaźnie i dobre relacje nie tylko z rówieśnikami, ale też i starszymi zawodnikami. W parkingu jesteśmy równi jako zawodnicy. I chodzi o relacje nie tylko sportowe. Obecnie np. w zawodnicy klubu Pavart to głównie starzy Kumple, którzy znają się grubo ponad 30 lat i ciągle nas to bawi. Podobnie jest z innymi weteranami. Jadąc na zawody wynik sportowy jest tylko jednym z elementów spotkania, o zakulisowych działaniach nie będę szeroko już opowiadał 😉
NW: Zawsze jesteś uśmiechnięty. Skąd czerpiesz ten optymizm u siebie, który zaraża także innych?
AH: No może w życiu, szczególnie zawodowym, to nie zawsze. Ale akurat w speedrowerze generalnie tak. Dobrze się bawię, dobrze się czuję wśród speedrowerowej Braci, cieszę się na nasze spotkania, treningi. Więc uśmiech jest naturalnym objawem radości i dobrego samopoczucia 🙂 Poza tym mam dobry klimat do jazdy w domu i duże wsparcie w Żonie – Ewie, która mnie wspiera nie tylko słowem, ale i często sprzętowo (o dziwo, np. parę lat temu nie było nigdzie Larsenów, a tu pod choinką znajduję pare sztuk :)), mogę z Jej strony liczyć także na doping. Podstawa to jednak cało i zdrowo wrócić z zawodów, uśmiech pojawia się wówczas samoczynnie 🙂
NW: Dziękuję za rozmowę i życzę jak największej liczby sukcesów w nowym sezonie
AH: Dziękuję. Wszystkim Kolegom speedrowerowcom też życzę dużo zdrowia, sukcesów i oby przesadnie poważnie nie podchodzili do ścigania oraz by ich poczucie humoru nie opuszczało 🙂
Zdjęcie tytułowe: Bogielczyk Foto, zdjęcie w tekście archiwum Arka Hajosta