Alfred Smoczyk, gdyby żył dziś skończyłby 94 lata. Legenda klubu z Leszna urodziła się 11 października 1928 roku w Kościanie. Smoczyk był synem Antoniego, mistrza ślusarskiego i kierownika wytwórni wag, oraz Zofii z Bresinskich. W wieku 5 lat Fred (bo taką miał ksywę) wraz z rodzicami zamieszkał w Lesznie. Tam też rozpoczął naukę w szkole podstawowej nr 3. Prawdopodobnie w 1942 roku władze niemieckie skierowały go do pracy przy naprawie motocykli . To wówczas złapał „motocyklowego bakcyla”.

Jednocześnie podglądałem jak się z tym «instrumentem» obchodzić należy, gdy usiądzie się na siodełku. Podpatrzyłem wszystko dokładnie, bo gdy pewnego razu usiadłem za kierownicą – motor słuchał mnie jak starego wyjadacza. Od tego czasu codziennie, gdy Szwaby udawali się na obiadową przerwę, jeździłem dokoła garażu – tak Smoczyk wspominał pierwsze kontakty z motocyklami.

Od kwietnia 1944 roku terminował jako uczeń w zakładzie ślusarskim w Lesznie. Po zakończeniu wojny kontynuował naukę w zakresie ślusarstwa w szkole zawodowej w Lesznie i pracował w warsztacie ojca. Zawodówkę ukończył 3 lipca 1948 roku. Jeszcze w trakcie nauki w szkole pasjonował się jazdą na motocyklu, przejawiając w tej dziedzinie nieprzeciętny talent. W tym czasie złożył sobie w Lesznie ze starych gruchotów popularną „setkę”, czyli motocykl klasy 100 cm3, rozwijający prędkość 60 km na godzinę, i zapisał się na kurs jazdy. Wtedy instruktor Leon Fabiańczyk, zapalony miłośnik sportu motoryzacyjnego i szef Leszczyńskiego Klubu Motocyklowego (LKM), namówił go do startów. 29 maja 1946 Smoczyk wstąpił do Leszczyńskiego Klubu motocyklowego.

Z radością mówił o początkowych startach: Myśl o lepszym motorze nie dawała mi spokoju. Kupiłem motor do „200”, ramę wykombinowałem sam. Jeżdżąc na „200” biłem wiele razy konkurentów mających maszyny o większej pojemności. Zwrócono wtedy na mnie uwagę.

Klub pomógł mu złożyć jeszcze lepszy motocykl – Victorię 350, która w pierwszych startach w 1947 roku okazała się jednak zdradziecka. Smoczyk wylądował w szpitalu, a kiedy wrócił do ścigania, był już nie do pokonania. Rok później przesiadł się na NSU 600 i dostał powołanie na obóz szkoleniowy w Rybniku, gdzie kadra przygotowywała się do spotkania z Czechosłowakami. Dostał wtedy do kierowania Martina-Jappa.

W ciągu niespełna dwóch lat, mimo przerwy w 1947 roku spowodowanej kontuzją, stał się wybitnym motocyklistą-żużlowcem.

W latach 1948-1950 był wielokrotnie reprezentantem Polski i rekordzistą wszystkich krajowych torów żużlowych, na których startował. 21 października 1949 r. wygrał w Lesznie pierwszy po wojnie finał indywidualnych mistrzostw Polski (bez podziału na klasy motocyklów). Wówczas został zakwalifikowany przez Międzynarodową Federacje Klubów Motocyklowych do czołówki żużlowców Europy. W tamtych latach uznawany był za najlepszego polskiego żużlowca. Charakteryzowały go: doskonała technika, dojrzałość taktyczna jazdy indywidualnej i zespołowej oraz brawura, którą porywał tłumy.

26 września 1948 roku na torze RKS Skry Warszawa Polska pokonała Czechosłowację 75-73. Na stadionie 20 tysięcy widzów podziwiało wspaniałą jazdę Smoczyka. Wszystkie pięć biegów, w których startował – wygrał ustanawiając dodatkowo nowy rekord warszawskiego toru. Niezapomniany Jan Ciszewski tak napisał po tym występie Freda: Smoczyk pokazał taką zimną krew, a jednocześnie opanowanie techniki jazdy, że wysunął się bezsprzecznie na czoło naszych zawodników.

W 1950 roku otrzymał powołanie do wojska i reprezentuje barwy CWKS-u Warszawa. Dalej wygrywa swoje biegi, wiele przy tym ryzykując. 25 czerwca 1950 r. podczas trójmeczu w Łodzi pobił rekord toru, ale miał wypadek. Po meczu tak opisano w prasie wypadek Smoczyka: W jednym z wyścigów Smoczyk na wirażu zahacza o koło przeciwnika, usiłując w ten sposób wyjść na czoło i pada z maszyną na ziemię. Kraksa nie jest groźna. Za kilka minut mistrz Polski ponownie startuje, lecz w decydującym pojedynku z Kołeczkiem nie kończy wyścigu, gdyż przewraca się i łamie obojczyk prosto z toru odwożą go do szpitala.

Fred ma dwumiesięczną przerwę w startach. Na krótko przed śmiercią dalej osiągał sukcesy na torach żużlowych.

26 września 1950 roku Alfred Smoczyk przebywał na urlopie koło rodzinnego Leszna. Wieczorem jadąc na motocyklu ze swoim kolegą Marianem Kuśnierkiem, w czasie mijania samochodu ciężarowego z prędkością 110 km/h uderzył w drzewo. Tragiczny wypadek miał miejsce na szosie rydzyńskiej w okolicach Leszna do którego jechał. Obrażenia, których doznał były bardzo poważne. Smoczyk zmarł w drodze do szpitala. Kuśnierek doznał lekkiego potłuczenia i po opatrzeniu w szpitalu został wypisany do domu.

Alfred Smoczyk został pochowany na cmentarzu w Lesznie. Pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Przyznano mu tytuł Zasłużonego Mistrza Sportu. W 1950 roku otrzymał honorowy tytuł Indywidualnego Mistrza Polski.

W Lesznie pamięć mistrza uczczono tym, iż nowo wybudowany stadion otrzymał jego imie. Od 195 r oku w Lesznie organizowany jest Memoriał Alfreda Smoczka.

Fred nie zdążył założyć rodziny.

W alejce prowadzącej na stadion żużlowy w Lesznie ustanowiono pomnik Alfreda Smoczyka. 26 września 2016 roku, w 66 rocznicę tragicznej śmierci Alfreda Smoczyka odsłonięto w miejscu wypadku żużlowca pamiątkową tablicę. Tablica stanęła na wjeździe do Leszna od strony Gostynia, w pobliżu skrzyżowania ul. Kąkolewskiej i Grzybowej. Jest na niej życiorys żużlowca, a także jego najważniejsze sportowe sukcesy.

Przez dziewięć lat w kombinezonie Alfreda Smoczyka, jako kadrowicz, jeździł Eugeniusz Wróżyński z Tramwajarza Łódź.