László Bódi urodził się 1 grudnia 1960 roku w Debreczynie.

Jest dwukrotnym srebrnym medalistą indywidualnych mistrzostw Węgier (1994, 1995). A także jest brązowym medalistą młodzieżowych indywidualnych mistrzostw Węgier (1981)

Reprezentował Węgry w zawodach międzynarodowych. Brał udział w finale drużynowych mistrzostw świata w Pile w 1997 roku (Węgry zajęły VII). Wielokrotnie uczestniczył w eliminacjach indywidualnych mistrzostw świata (najlepszy wynik: Pocking 1985 – XVI miejsce w finale kontynentalnym).

Startował w ligach: węgierskiej, austriackiej, słoweńskiej i polskiej  w barwach klubów: KKŻ Krosno (1991–1995, 1997), Wanda Kraków (1996, 1998) oraz Stal Rzeszów (1999).

W Krośnie Laszlo Bodi cieszy się do dziś nie słabnącą popularnością. Niedawno przyjął zaproszenie prezesa klubu Cellfast Wilki Krosno Grzegorza Leśniaka i pojawił się w mieście szkła na prezentacji drużyny na sezon ligowy 2024. Bodiemu towarzyszył znany węgierski dziennikarz Norbert Boros.

Rodzina Bódi mieszka teraz w węgierskim Ladánach. Fani w Krośnie pamiętają doskonale Węgra, który zdobywał punkty dla miejscowej drużyny. Ale to zrozumiałe, skoro Bódi jeździł w KKZ Krosno w latach 1991-1995 oraz w 1997, czyli spędził w Wilkach sześć sezonów. Bódi przeszedł do historii klubu, zdobywając 865 punktów w 71 meczach, co czyni go absolutnym królem jeśli chodzi o zdobycze punktowe w klubie z miasta szkła. Drugie miejsce zajmuje odchodzący z zespołu Andrzej Lebiediew z 515 punktami. W swojej karierze w Krośnie Bódi wygrał 203 wyścigi (to także rekord), a jego średnia punktowa wyniosła 2,427, co stanowi maksymalny wynik, jaki uzyskał w 15 wyścigach, a także dwukrotnie ustanowił rekord tory na rodzimym torze. Na tej podstawie znacznie lepiej jest zrozumieć, dlaczego Bodi cieszy się niesłabnącym uznaniem krośnieńskich fanów. I to pomimo tego, iż węgierski 63-letni zawodnik ostatni raz był w Krośnie 26 lat temu.

Podczas spotkania w Krośnie co jakiś czas, ktoś podchodził do Bodiego i pytał się „Czy mnie pamiętasz?”.

Prezes Leśniak powiedział:  Widać było, jak bardzo ludzie go tu kochają, jest prawdziwym wzorem do naśladowania, bohaterem dla krośnian. A koledzy z drużyny i trenerzy bardzo go lubili, bo zawsze chętnie każdemu pomagał, nigdy nie dbał o swoje własne interesy, ale zawsze o dobro drużyny. Kiedy miałem dwanaście lat, wraz z przyjaciółmi braliśmy udział w wyścigach na motocyklach terenowych, oczywiście na rowerach. Na tych zawodach nosiłem numer startowy, który sam pokolorowałem i na odwrocie napisałem Bódi. Był moim ulubieńcem! – powiedział prezes Wilków i ponownie zaprosił Bodiego na kolejną wizytę w Krośnie w przyszłym roku.

Po niezwykle radosnym, ale męczącym dniu, Laci Bódi w już w pokoju hotelowym, stwierdził wyraźnie wzruszony: Zostaliśmy przyjęci z wielką miłością. Wspaniale jest brać udział w takim wydarzeniu przy pełnej sali. Dało mi to wspaniałe przeżycie, które jest nieuchwytne. Chciałbym, żeby wielu młodych ludzi przeżyło tak wspaniałe chwile jak ja – powiedział krośnieński idol.

O zakończeniu swojej kariery tak Bodi powiedział znanemu węgierskiemu dziennikarzowi:

W zasadzie w 1999 roku zamknąłem swój dwudziestoletni rozdział w moim życiu pod tytułem „żużel”. Miałem wtedy 39 lat i czułem, że fizycznie nie jestem już przygotowany, by wsiadać na motocykl i się ścigać. Moim hobby był tenis i po prostu stwierdziłem, że bardziej  interesuje mnie właśnie ta dyscyplina.
Drugi powód to były oczywiście finanse. Żużel wymagał bardzo dużo środków, aby jechać na odpowiednim poziomie, a mnie po prostu nie było na to stać. Uznałem zatem, że czas się z tym sportem pożegnać. Zmieniłem swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Przez wiele lat w ogóle nie chodziłem na żużel. Po latach przerwy wybrałem się kiedyś ponownie. Niestety, nie poczułem już „magii”, która go otaczała, a trybuny świeciły pustkami. Sporadycznie oglądam żużel teraz w telewizji, a z zawodników tak naprawdę kojarzę tylko Mateja Zagara

Na zakończenie Węgier opowiedział o startach w Krośnie:

Krosno to mój drugi dom, ścigałem się tam najdłużej w polskiej lidze i bardzo, ale to bardzo lubiłem tam przyjeżdżać. Oprócz Krosna był jeszcze Kraków, ale to w Krośnie zawsze otrzymywałem od widzów to, czego tylko  zawodnik mógłby sobie życzyć – oklaski i wiwaty, które do dziś niezapomniane. Myślę, że to była moja nagroda od nich za to, że zawsze patrzyłem, co jest najlepsze dla drużyny, a nie jeździłem egoistycznie. Nie interesowało mnie, aby być pierwszym. Bardziej interesowało mnie pomaganie koledze z drużyny i to, aby zespół wygrał. Myślę, że tym zaskarbiłem sobie ich wielką sympatię. Słyszałem nawet, że tak mnie tam zapamiętali, że nawet chciano stawiać mój pomnik.

Źródło:  salakszorok.hu Norbert Boros

Zdjęcie: media społecznościowe Wilków Krosno