3 maja 1966 miał być dniem wielkiego święta sportu jako prezentu Miejskiej Rady Narodowej w Lublinie dla ludu pracującego wojewódzkiego miasta znad Bystrzycy. Stadion przy Al. Zygmuntowski był wypełniony po brzegi, szereg przygotowanych atrakcji i przede wszystkim żużlowcy Stali Rzeszów w pierwszym składzie. Nic nie zapowiadało, że ów wtorek zapisze się na kartach historii jako jeden z najczarniejszych dni w dziejach lubelskiego speedwaya.
Wielki festyn przygotowany przez władzę dla swojego suwerena zapowiadał się niezwykle ciekawie: start i przelot balonu Syrena z nestorem sportu balonowego pułkownikiem Burzyńskim i jego małżonką Antoniną, zawody modeli latających w tym: odrzutowców, rakiet i do tego przelot samolotem Aeroklubu Lubelskiego, a na “deser” pojedynek “rycerzy czarnego toru” Motoru i Stali Rzeszów.
Mecz zakończył się zwycięstwem drużyny gości 31:46, a doskonale zaprezentowali się wywodzący z Lublina Kępa (wyrównując rekord toru wynoszący 77 sekund) i Stawecki, a w drużynie Motoru Mazur.
Punkty dla drużyn rywalizujących 3 maja 1966 roku zdobyli:
Motor: Mazur (10), Jędrej (9), Kowalski (6), Bielecki (4), Stach (2).
Stal: Kępa (12), Kapała (9), Malinowski (9), Stawecki (6).
Niestety w trzecim biegu doszło do fatalnego wypadku dwudziestojednoletniego Tadeusza Tkaczyka. Od pierwszych metrów wyścigu próbował wyprzedzić Jana Malinowskiego, którego zaatakował na drugim wirażu drugiego okrążenia. Niestety zaczepił przednim kołem o tylne rywala w wyniku czego przerzuciło go na prawą stronę i z pełnym impetem uderzył w drewnianą bandę. Mimo natychmiastowej pomocy i przewiezienia na oddział Państwowego Szpitala Klinicznego przy ul. Jaczewskiego, zmarł cztery dni później (7 maja 1966 roku) o godz. 16.

Niestety tragiczny wypadek w wyniku którego zmarł młody lubelski żużlowiec miał miejsce podczas meczu towarzyskiego Motor – Stal Rzeszów. Tkaczyk startował w tych zawodach z nr. 13 Dla uczczenia pamięci o jedynym lubelskim zawodniku, który zginął na czarnym torze w przeszłości organizowane były turnieje i wyścigi memoriałowe. Ostatnio tradycja niestety zaginęła
Wielu kibiców Motoru Lublin do dziś pamięta ten tragiczny w skutkach wypadek. Jeden z nich tak wspomina tamto wydarzenie:
Byłem na tym meczu i stałem w pobliżu miejsca gdzie Tadeusz uderzył głową w bandę. To była straszna tragedia, a ja miałem wtedy 12 lat. To było straszne przeżycie. I wraz z dziesiątkami tysięcy Lublinian uczestniczyłem w Jego pogrzebie. Tłumy były ogromne. Wielka szkoda, że klub o Nim zapomniał…ale w pamięci kibiców z lat 60-ych XX w. pozostanie na zawsze…..
A tak tragedię Tadeusza Tkaczyka na stadionie Motoru opisuje na łamach „Świata żużla” jego pierwszy trener Ryszard Bielecki:
Tadek wszedł w wiraż trochę za ostro. Gdyby Malinowski, doświadczony w końcu zawodnik, odkręcił gaz, to by po prostu odjechał do przodu. On jednak za długo przytrzymywał. Tadeusz z całym impetem wpadł w jego tylne koło, dodatkowo złapał wysokie obroty, bo ściągnęło go do tyłu. On jeszcze dodatkowo „nakręcił gaz”, bo może gdyby puścił przed siebie motocykl, do tego by nie doszło. Trzymało go na tym motorze, a on dalej ściskał kierownicę z odkręconym gazem. Tak na jednym kole jechał prosto na środek łuku. Po drodze zrobił jeszcze śrubę i z całym impetem uderzył w bandę. Niestety, w sam kant bandy, żeby choć kilkadziesiąt centymetrów dalej… Tragedia stała się właściwie na miejscu. Pień mózgowy. Próbowali go ratować, ale koniec był już właściwie na torze.
Urodzony 6 listopada 1944 roku w Rybniku, Tadeusz Tkaczyk osierocił żonę i dwuletnią córkę Martę. Rodzina przez lata powtarzała, że gdyby było inne zabezpieczenie bandy, to Tkaczyk przeżyłby. Jego ojciec nawet sam proponował klubowi, że wymieni ogrodzenie. To zrobiono dopiero po śmierci zawodnika.
Źródło i zdjęcia: kronikasportu.lublin.eu, fb Żużel w Lublinie 1947-2018