Jest wychowankiem Ostrovii Ostrów Wlkp. Urodzony 27 czerwca 1966 roku w Ostrowie Wlkp. Marek Garsztka licencję żużlową nr 989 uzyskał w wieku 20 lat w 1986 roku. Późno jak na ówczesne czasy. Ale jak sam przyznał wcześniej rodzice nie chcieli by startował na zułżu. Do szkółki poszedł jesienią 1984 roku, już po skończeniu 18 lat.

Sport żużlowy uprawiał w latach 1986–1995 w barwach klubów Ostrovia Ostrów Wielkopolski, Iskra Ostrów Wielkopolski (do 1994) i Motor Lublin (1995). Dwa sezony (1989, 1995) jeździł w I lidze (wówczas najwyższej klasie rozgrywkowej drużynowych mistrzostw Polski).

W 1992 r. zwyciężył w turnieju o „Turniej o Łańcuch Herbowy miasta Ostrowa Wielkopolskiego”, wyprzedzając Andrzeja Huszczę i Romana Jankowskiego. W 1993 r. wystąpił w rozegranym we Wrocławiu finale turnieju o „Złoty Kask”, zajmując 16. miejsce.

Zadebiutował na torach ówczesnej drugiej ligi żużlowej w dniu 6 kwietna 1986 roku na torze w Ostrowie w meczu Ostrovia – Sparta Wrocław. Garsztka w 3 starach zdobył 3 punkty i bonus (1,2*,w,-). Gospodarze wygrali ten mecz 58-31.

W 1988 roku odniósł paskudną kontuzję i praktycznie nie jeździł. Po awansie do ekstraligi żużlowej w 1989 roku po raz pierwszy w karierze odjechał wszystkie mecze swojej drużyny. Niestety Ostrowianie po rocznym pobycie z hukiem spadli z najwyższej klasy rozgrywek ligowych w Polsce. Nie wygrali żadnego meczu, a sezon skończyli z dorobkiem -16 punktów na 18 rozegranych spotkań. Wówczas obowiązywały przepisy wg których drużyna przegrywająca różnica większa niż 25 otrzymywała punkt ujemny, a zwycięzca do swojego dorobku dopisywał trzy oczka.

Później przez cały czas był wierny klubowi z Ostrowa. Aż do czasu, gdy już jako starszemu zawodnikowi (dobiegał trzydziestki) postawiono mu ultimatum – albo praca, albo żużel. Marek Garsztka na ostatni sezon swoich startów w 1995 roku odszedł więc do startującego wówczas w rywalizacji o DMP Motoru Lublin. Karierę skończył z powodu kontuzji, po tym jak przytrafiła mu się paskudna kontuzja. Włożył sobie śrubokręt w oko.

Zawodnik niedawno wygrał walkę z rakiem płuc. Później przeszedł zawał. A kilka lat temu usunięto mu woreczek żółciowy. Ale Garsztka jako ostrowski Jarmuła nie poddaje się.

Jak sam mówił w wywiadzie udzielonym Przemysławowi Sierakowskiemu: No tak. Porównano mnie z Józefem Jarmułą, który zresztą bardzo mi się podobał. Tam gdzie było trochę miejsca, tam wchodził. Jeździł walecznie, widowiskowo, zawsze do końca. U mnie było podobnie. Pod bandą 15 cm luzu, nikt tamtędy nie pojechał, a ja tam wjeżdżałem. Ludzie mówili: „Patrz, jeździ jak Jarmuła”. I po kilku meczach koledzy z drużyny też zaczęli tak mnie nazywać. Wtedy w każdym klubie większość to byli chłopaki stąd. Sami swoi można powiedzieć. I kibice też chodzili chętnie na miejscowych. Była zupełnie inna atmosfera i więcej miejsca na swojski klimat. Nie było zawodników zagranicznych a żużel opierał się na wychowankach. Dopiero później, w latach dziewięćdziesiątych ruszyli na Polskę stranieri. Do Ostrowa przychodzili Rickardsson, czy Loram. Dla swoich robiło się duszno. Jaziewicz, Kociemba, Małecki, Świdziński, Jacek Brucheiser, Tajchert my byliśmy z Ostrowa. Wychowankowie klubu.

Największy sukces w karierze Marka Garsztki to wygrana w 1992 roku w Turnieju o Łańcuch Herbowy Ostrowa:

No jak mogę tego nie pamiętać? Łańcuch Herbowy wisi u mnie na honorowym miejscu. Do obejrzenia(śmiech). Na pudle Andrzej Huszcza, Roman Jankowski ówczesne tuzy, a na pierwszym miejscu Marek Garsztka. To była końcówka sezonu, czyli moment kiedy już jechałem na całego. Wszystko wtedy zagrało. Z tym motocyklem trafiłem od połowy sezonu. Remontów nie robiło się wtedy tak często jak teraz. Nie wiedziałem naturalnie jak będzie tego dnia podczas turnieju, ale już wcześniej sprzęt nie zawodził. Przed Łańcuchem sam jechał. Z Rybnikiem zrobiłem w lidze 17 punktów. Z Egonem Skupieniem daliśmy sobie po razie. Raz On górą, raz ja. Dobry motocykl i moja dobra forma – to się zgrało. Byłem po prostu pewny siebie, a motocykl majstrowie przygotowali na medal. 

25 października 1992 roku Marek Garsztka wygrał 40.edycję Turnieju o Łańcuch Herbowy Miasta Ostrowa Wielkopolskiego, powtarzając tym samym sukces innej legendy ostrowskiego żużla, Jacka Brucheisera, który triumfował w najstarszym turnieju żużlowym w Polsce 11 lat wcześniej.

W swojej krótkiej żużlowej karierze ma na rozkładzie kilku zawodników światowej klasy. Najbardziej utkwiła mu wygrana z Hasem Nielsenem:

Trochę tych zawodników było. Najbardziej utkwiło mi w pamięci zwycięstwo z Hansem Nielsenem w Pile. Wtedy jeździłem dla Motoru Lublin. Ostrów mnie nie chciał. To był mój ostatni sezon przed kontuzją. Rok 1995. W Lublinie liderem był Leigh Adams. Pojechaliśmy do Piły na ligę. Nie byłem w tym Motorze gwiazdą. Startowałem, jak po latach stwierdził ś.p Witold Zwierzchowski, trener Lublina – „na sztukę”. Ani sprzętu za bardzo, ani dużej liczby wyścigów. W pierwszej serii przyłożyłem wtedy Hansowi Nielsenowi na jego domowym torze. Zaś Hans wypowiadał się w Tygodniku Żużlowym: „Skąd on jest? Kto to jest ten Marek Garsztka” (śmiech). Żadnego biegu nie przegrał, a przyjechał taki nieznany facet i Nielsen przegrał z nim na własnym stadionie.